Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sanitariuszka AK i Niemiec zastrzeleni po lipnych procesach

Andrzej Gurba [email protected]
Danuta Siedzikówna (pseudonim "Inka"), sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK. "Inka” stała się ofiarą Polski Ludowej.
Danuta Siedzikówna (pseudonim "Inka"), sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK. "Inka” stała się ofiarą Polski Ludowej. Archiwum
3 sierpnia 1946 roku skazano na śmierć Hansa Baumanna z podmiasteckich Miłocic. Proces nie był uczciwy. Pewnie nikt by o nim nie usłyszał, gdyby nie fakt, że tego samego dnia, dwie godziny później, skazano słynną "Inkę".

Co miał wspólnego Niemiec Hans Baumann z niespełna 18-letnią Danutą Siedzikówną (pseudonim "Inka"), sanitariuszką 5. Wileńskiej Brygady AK? Oskarżał ich ten sam ubecki śledczy Wacław K., którego Instytut Pamięci Narodowej oskarżył później o sądowy mord. To był pierwszy w Polsce taki akt oskarżenia.

W sfingowanym procesie "Inki" znalazły się zarzuty udziału w związku zbrojnym, mającym na celu obalenie siłą władzy ludowej oraz mordowanie milicjantów i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

W śledztwie ubeccy zwyrodnialcy bili ją i poniżali.

Rozbierali do naga, a do jej celi wpuszczali żony ubeków, którzy zginęli w akcjach przeciwko oddziałom "Łupaszki".

"Inka" nie była bandytą (nie brała udziału w akcjach zbrojnych, trzymała się z tyłu). Jako sanitariuszka AK opatrywała też rany milicjantom, którzy ucierpieli w akcjach "Łupaszki", co zresztą dwóch z nich potwierdziło na procesie (dla "sądu" nie miało to jednak znaczenia).

Młoda patriotka została zabita 28 sierpnia 1946 roku o godz. 6.15 strzałem w głowę. Wyrok wykonał dowódca plutonu egzekucyjnego z Korpusu Bezpieczeń­stwa Wewnętrznego w Gdańsku. Kieda "Inka" umierała, krzyknęła "Jeszcze Polska nie zginęła".

Jak pisał Piotr Szubarczyk z IPN w Gdańsku, "wyrok śmierci na sanitariuszkę był komunistyczną zbrodnią sądową, zarazem aktem zemsty i bezradności gdań­skiego UB (od którego realnie zależał wyrok) wobec niemożności rozbicia oddziałów mjr. "Łupaszki".

Szwadron "Żelaznego", w którym służyła "Inka", był szczególnie znienawidzony przez gdański WUBP z powodu licznych, udanych akcji na placówki UB, m.in. brawurowy rajd przez powiaty starogardzki i kościerski 19 V 1946 r., podczas którego opanowano kilka posterunków milicji i placówek UB, likwidując sowieckiego doradcę PUBP w Kościerzynie, kilku funkcjonariuszy UB i ich konfidenta".

Ściśle tajna śmierć Baumanna
21-letni Hans Baumann został rozstrzelany 9 sierpnia 1946 roku, a więc po miesiącu od zatrzymania i po bardzo szybkim procesie. Za co? Za posiadanie starego zardzewiałego mauzera i wrogie nastawienie do Polski.

W lutym 2001 roku Piotr Semków z Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku odnalazł zalakowaną w 1946 roku kopertę z adnotacją "Ściśle tajne, nie otwierać". W kopercie znajdowały się oryginalne protokoły z wykonania wyroku śmierci na Baumannie. Wynikało z nich m.in., że młody Niemiec nie znał języka polskiego, a na procesie nie było tłumacza.

Piotr Semków na podstawie archiwalnych dokumentów odtworzył historię Baumanna. Urodził się on w 1924 roku w Falkenhagen (dzisiejsze Miłocice). Jego rodzice mieli 26-hektarowe gospodarstwo. Hans miał dwóch braci, którzy zginęli na froncie wschodnim. On sam nie poszedł do wojska, bo był kulawy. - Jedynie w 1944 roku przed dwa miesiące służył w obronie przeciwlotniczej. W czerwcu 1945 roku Baumann zastrzelił ze znalezionego karabinu sarnę, ponieważ był głodny. Mięsem podzielił się z mieszkającym w jego domu Polakiem - napisał Piotr Semków w IPN-owskim biuletynie.

Na początku lipca 1946 roku Baumann zostaje zatrzymany przez Milicję Obywatelską na podstawie donosu sąsiada, który słyszał, jak młody Niemiec odpowiadając na pytanie, dlaczego nie sadzi ziemniaków, miał powiedzieć: - Za trzy miesiące wybuchnie wojna, to sobie ukopię i wezmę gospodarstwo po Śliwińskim". W trakcie przeszukania domu Niemca znaleziono karabin mauzer, z którego rok wcześniej zastrzelił sarnę.

To wszystko stało się podstawą do jego aresztowania. Młody Niemiec kilka dni spędził w Miastku, gdzie przesłuchiwali go miejscowi milicjanci i funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeń­stwa Publicznego (Jan Fryziel - MO, Mieczysław Hein - MO, Honorata Franeiszer (PUBP), Franciszek Starosta (PUBP). Następnie trafił do gdańskiego aresztu śledczego. Akt oskarżenia sporządził śledczy bezpieki Wacław K. (Piotr Semków podaje, że K. w 1946 roku nie miał matury, prokuratorem został dopiero w 1950 roku, mimo że studia prawnicze ukończył w 1961 roku).

Z analizy dokumentów wynika, że w tym przypadku nie można było zastosować trybu doraźnego, wojskowego. Jak już wspomnieliśmy, młody Niemiec nie znał języka polskiego, a na sali nie było tłumacza. Karabin mauzer, który przedstawiono jako główny dowód w sprawie, był zardzewiały i niezdatny do użytku.

Mimo tego Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku w składzie: sędzia mjr Adam Gajewski, asesor kpt. Kazimierz Nizio-Narski, ławnik kpt. Wacław Machola skazał Baumanna na karę śmierci, przepadek mienia w całości, utratę praw publicznych i honorowych na zawsze. Piotr Semków przytacza uzasadnienie wyroku: "Bauman Hans przyznał się, iż w czasie od marca 1945 r. do 2 lipca 1946 r. przechowywał przedmiotowy karabin, używając go raz do polowania na sarny.

Tłumaczył się, iż wrzucił go w krzaki i nie oddał władzom z obawy o odpowiedzialność za ten czyn. Tłumaczeniu sąd nie dał wiary, gdyż jak wynika z ujawnionych na rozprawie zeznań świadków: Szulca, Urbaniaka i Sukiennika, oskarżony był wrogo ustosunkowany do Państwa Polskiego, spodziewał się, że za trzy miesiące wybuchnie wojna i niewątpliwie miał użyć ukrytego karabinu w stosownej chwili przeciwko Państwu Polskiemu".

Wyrok wykonano 9 sierpnia 1946 roku o godz. 5.30. Semków przytacza jeszcze wypowiedź Alojzego Nowickiego, który był w 1946 roku zastępcą naczelnika gdańskiego więzienia. Tak po latach powiedział o Gajewskim i procesie.

- Widziałem, jak sądził tego Niemca kalekę. To tkwi we mnie, bo ja widziałem, jak ta sprawa się nieprawidłowo odbywała, na miejscu drugiego sędziego siedział kto inny, a inne nazwisko było napisane. Gajewski tych bocznych sędziów się nie pytał, tylko sam zawyrokował. Chodziło o majątek tego Niemca. Ja myślę, że Gajewskiego ktoś napuścił, żeby taki, a nie inny wyrok ferował - Niemca nie ma, więc jego majątek można przejąć, a jak będzie siedział, to ciągle będzie właścicielem.

Sąd ponadto uznał, że "skazany na łaskę nie zasługuje" (bezpośrednio po wyroku skazującym na karę śmierci odbywało się dodatkowe posiedzenie, aby rozważyć, czy skazany zasługuje na ułaskawienie i jaka kara byłaby odpowiednia w przypadku zmiany wyroku).

Oskarżony prokurator
Składu sędziowskiego nie można było ukarać za komunistyczne zbrodnie, bo żadna z tych osób nie dożyła III RP. Oskarżono prokuratora Wacława K. Jego pierwszy proces o zbrodnię sądową rozpoczął się w 1993 roku przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Poznaniu. W akcie oskarżenia zarzucono mu, że jako oficer śledczy WPR w Gdańsku podżegał skład sędziowski do wymierzenia Danucie Siedzikównie, ps. Inka, sanitariuszce "Łupaszki", najwyższego wymiaru kary. Jak bronił się były ubecki prokurator?

- Byłem młody. Zostałem skierowany na proces przypadkowo, bez przeszkolenia i przygotowania. Wcześniej nie brałem udziału w żadnej sprawie sądowej. Nie wiedziałem nawet, o co ta dziewczyna była oskarżona - mówił na sali sądowej K. Sąd go uniewinnił stwierdzając, że nie można jednoznacznie ustalić, jaką rolę odegrał w procesie "Inki", a wątpliwości rozstrzygane są na korzyść oskarżonego. Wyrok uniewinniający podtrzymano w drugiej instancji.

Kasacji orzeczenia dokonał jednak Sąd Najwyższy, stwierdzając, że nie wzięto pod uwagę wszystkich okoliczności. Sprawa miała toczyć się od początku.

W tym samym czasie IPN natrafił na sprawę Baumanna i okazało się, że były prokurator w tym samym dniu żądał kary śmierci nie tylko dla "Inki", ale też dla młodego Niemca. A więc legła w gruzach obrona oparta na tym, że Wacław K. znalazł się w sądzie przypadkowo.

Byłemu prokuratorowi IPN przedstawił zarzut popełnienia zbrodni komunistycznej, przez podżeganie do zabójstwa.

A konkretnie o to, że jako oficer śledczy Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Gdań­sku (wówczas w randze chorążego) nie dopełnił swoich obowiązków służbowych, ponieważ sporządził akt oskarżenia przeciwko Hansowi Baumannowi na podstawie sfałszowanych dowodów, a na dodatek w oparciu o uchylone, nieobowiązujące przepisy.

- Oba postępowania, a więc sprawa Inki i Baumanna połączone zostały w jedną. Wacław K. ma status podejrzanego o zbrodnię komunistyczną i przeciw narodowi polskiemu. Postępowanie od 2003 roku jest zawieszone z uwagi na bardzo zły stan zdrowia Wacława K., który według lekarzy, uniemożliwia mu udział w procesie - mówi Mirosław Roda, prokurator gdań­skiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.- Wacław K. ma 90 lat, mieszka na Pomorzu. Wiadomo, że jego stan zdrowia nie poprawi się, a więc nigdy nie stanie już przed sądem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza