Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupscy kontrolerzy: nasz szef mija się z prawdą. Kierownik firmy Arsen: to zemsta

Fot. Łukasz Capar
Kontrola biletów w autobusie MZK.
Kontrola biletów w autobusie MZK. Fot. Łukasz Capar
Słownictwo jak z rynsztoka i pochwała za używanie przemocy wobec pasażerów - tak szef słupskiego oddziału firmy Arsen motywuje do pracy swoich pracowników. Kontrolerzy nagrali rozmowę ze swoim przełożonym. Przynieśli ją w piątek do naszej redakcji.

Uważamy, że wszyscy powinni się dowiedzieć, co dzieje się w Arsenie. O tym, jaki nasz szef ma stosunek do swoich pracowników i pasażerów - mówią Damian i Marcin, którzy jeszcze niedawno pracowali jako kontrolerzy biletów.

Ich problemy zaczęły się, gdy 9 lutego podczas pracy użyli gazu pieprzowego w autobusie. - Konkretnie ja to zrobiłem - przyznaje Damian. - Broniłem się, bo pasażer mnie zaatakował.

Kiedy po tym incydencie skontaktowaliśmy się z Teofilem Fijałkowskim, szefem słupskiego oddziału firmy Arsen, zapewnił nas, że obaj kontrolerzy zostali wyrzuceni z pracy.

Jednak po kilku dniach pasażerowie poinformowali nas, że jeden z nich nadal sprawdza bilety w autobusach. Wówczas zapytany przez nas Fijałkowski stwierdził, że wyrzucony z pracy został tylko kontroler, który użył gazu. Drugiemu, który był tylko świadkiem tego zdarzenia, postanowiono dać jeszcze jedną szansę. Prawda okazała się jednak inna.

- Kiedy przeczytałem o tym w "Głosie", nie chciało mi się wierzyć - mówi Damian. - Dlaczego szef wyrzuca z pracy kolegę za coś, co zrobiłem ja? Postanowiliśmy to wyjaśnić.

- Podejrzewałem, że szef będzie coś kręcił, dlatego na wszelki wypadek postanowiłem nagrać tę rozmowę na telefon - mówi Marcin.
- Przyniosłem ją do "Głosu", bo słychać tam wyraźnie, że szef okłamał również dziennikarzy.

Na ponadtrzydziestominutowym nagraniu szef Arsenu tłumaczy kontrolerom m.in., że musiał coś powiedzieć dziennikarzowi dla... świętego spokoju, a ich (kontrolerów) najchętniej obu pozostawiłby w pracy.

Ponadto twierdzi, że żadnej wypowiedzi dla gazety nie autoryzował (wszystkie wypowiedzi pana Fijałkowskiego zanim pojawiły się w gazecie, były autoryzowane - dop. aut.)

Na nagraniu słychać również, jak szef Arsenu popiera swoich pracowników za użycie gazu w autobusie. Chwali się też, jak sam kiedyś, będąc kontrolerem, potraktował jedną z pasażerek. Opowiada, jak rzekomo agresywną kobietę rzucił o ścianę.

Nasz komentarz

Nasz komentarz

Kilka tygodni temu, po kolejnej skardze pasażerów na firmę Arsen, usłyszałem od rzecznika MZK, że przewoźnik nie wyklucza rozwiązania z nią umowy, jeśli skargi będą się powtarzać. Może więc najwyższy czas się nad tym zastanowić.

Mariusz Nowicki
[email protected]

Kiedy poprosiliśmy Teofila Fijałkowskiego o komentarz, ten stwierdził, że jego rozmowa z kontrolerami miała charakter prywatny.

- Całą tę sprawę uważam za zemstę ze strony pracowników - powiedział nam Teofil Fijałkowski. - Poza tym ich zachowanie to rażący przykład nielojalności wobec firmy. Naprawdę chciałem dać im jeszcze szansę, bo wiem, że ta praca jest im potrzebna. Jednak w takiej sytuacji nie mają już czego szukać w naszej firmie.

Oficjalnie Marcin w Arsenie już nie pracuje. Damian natomiast ma jeszcze umowę do 7 kwietnia. - Nie pozostaje mi nic innego, jak się zwolnić - powiedział nam kontroler.
- W takiej atmosferze przecież nie da się pracować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza