Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupskie schronisko żąda zaświadczeń, że pies jest bezpański

Fot. Krzysztof Tomasik
Karolina Flakowicz ze Straży Ochrony Zwierząt zabiera suczkę Muchę z opuszczonego mieszkania.
Karolina Flakowicz ze Straży Ochrony Zwierząt zabiera suczkę Muchę z opuszczonego mieszkania. Fot. Krzysztof Tomasik
Słupskie Schronisko dla Zwierząt nie chciało się zająć wczoraj wychudzoną, zapchloną i wystraszoną suczką Muchą. Pracownicy zażądali zaświadczenia, że pies jest bezpański.

Mucha, mały kundelek, mieszkała ze swoim panem w przybudówce starej kamienicy przy ulicy Żwirki i Wigury. Jednak tydzień temu jej pan zmarł, a opuszczone mieszkanie ktoś splądrował. Pies cały czas przebywał w mieszkaniu.

Przeżył tylko dlatego, że klucz miała daleka krewna zmarłego. Zaczęła go dokarmiać i wyprowadzać na spacery. Nie mogła go jednak zabrać do swojego domu. Zadzwoniła więc do słupskiego Schroniska dla Zwierząt.

- Chciałam, żeby przyjechali i zabrali psa, ale powiedziano mi, że to nie ich sprawa - denerwuje się Helena Kociemba. - Kazali mi przynieść zaświadczenie z opieki społecznej, że zwierzę należało do kogoś zmarłego, kim się opiekowali. To jakaś bzdura!

Razem z panią Heleną i wolontariuszkami Straży Ochrony Zwierząt pojechaliśmy do mieszkania, w którym przebywała Mucha. Znaleźliśmy tam skrajnie wygłodzonego i zapchlonego psiaka. Pod zwierzęciem dosłownie uginały się tylne łapy i widać było, że z powodu zapalenia skóry schodziła z nich sierść.

Dzięki pomocy strażniczek suczka trafiła do weterynarza. Tam zaaplikowano jej niezbędne leki.
- Czeka ją teraz długotrwałe leczenie, ale na pewno wyjdzie z tego i będzie zdrowa - mówi Renata Cieślik, szefowa słupskiej Straży Ochrony Zwierząt. - Pod koniec tygodnia zabierzemy ją do siebie. Na razie trudno powiedzieć, co będzie z nią dalej, najprawdopodobniej będziemy szukali dla Muchy nowego właściciela.

Pracownicy schroniska zasłaniają się przepisami.
- Zajmujemy się tylko zwierzętami bezpańskimi i dlatego nie możemy przyjmować każdego psa, z którym ktoś się do nas zgłasza - tłumaczy Jerzy Szyszko, dyrektor. - Dlatego domagamy się na przykład potwierdzenia z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, że zmarły człowiek był ich podopiecznym i zostawił po sobie psa. Czasami ludzie przynoszą do nas zwierzęta, mówiąc, że należały one do zmarłej babci lub dziadka. W takiej sytuacji wymagamy, by pokazali nam akt zgonu właściciela psa.

Pracownicy schroniska zaznaczają, że bronią się w ten sposób przed ludźmi, którzy przynoszą do nich swoje własne zwierzęta, gdy te im się znudziły. Tymczasem schronisko jest już przepełnione i każdy kolejny pies to wydatek.

- Nasi pracownicy socjalni często informują schronisko o zwierzętach należących do zmarłych słupszczan - mówi Teresa Glaza, zastępca dyrektora MOPR w Słupsku. - W takich sytuacjach schronisko zabiera zwierzęta do siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza