Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupszczanin rozbił auto rodziny z Łodzi. Wczasowicze nie mają jak wrócić do domu

Fot. Kamil Nagórek
Mateusz Szewczuk, narzeczony pani Katarzyny,  bada uszkodzenia rozbitego samochodu.
Mateusz Szewczuk, narzeczony pani Katarzyny, bada uszkodzenia rozbitego samochodu. Fot. Kamil Nagórek
Katarzyna Jarych, wczasowiczka z Łodzi, która przyjechała z niepełnosprawnym dzieckiem nad morze, nie ma jak wrócić do domu. Słupszczanin ukradł jej kluczyki i skasował samochód.

Pani Katarzyna przyjechała do Ustki z chorym dzieckiem i z narzeczonym 12-letnim fordem ka. W nocy z czwartku na piątek imprezowali w gronie znajomych. Był z nimi Krystian Ż, 21-latek ze Słupska.

W piątek Krystian Ż. zdobył kluczyki od samochodu pani Katarzyny. Po pijaku usiadł za kółkiem i zaczął szaleć po ulicach Ustki. Na ul. Wczasowej spowodował wielki karambol. Prawą stroną auta uderzył w prawidłowo zaparkowane renault megane. Ten samochód z kolei wprawiony w ruch z dużym impetem wjechał w stojącą przed nim toyotę auris, a ta - w stojącego przed nią mercedesa.

- To zadziałało jak kostki domina. Mamy informacje o jeszcze dwóch innych samochodach, które również zostały uszkodzone w tym karambolu, ale nie dotarliśmy jeszcze do ich właścicieli - mówi Robert Czerwiński, rzecznik słupskiej policji. Straty mogą wynieść nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Krystian Ż. uciekł z miejsca kolizji.
- Zupełnie nie wiem, jak do tego doszło. Byliśmy na plaży. Gdy wróciliśmy, samochodu nie było pod domem. Dowiedziałem się, że stoi rozbite na Wczasowej - opowiada Mateusz Szewczuk, narzeczony pani Katarzyny.

Według wstępnych ustaleń policji, właścicielka forda i jej narzeczony zawieruszyli kluczyk od auta u sąsiadki. - Ta chciała im go oddać i wtedy jako pośrednik zaofiarował się Krystian Ż. - mówi Robert Czerwiński. - Miał tylko przekazać kluczyki dalej, ale on postanowił sobie pojeździć, mimo że był pijany i nie miał prawa jazdy.

Dla łodzianki skutki wyskoku 21-latka są bardzo bolesne. Nie miała polisy autocasco, więc nie ma szans na auto zastępcze ani na odszkodowanie na naprawę, która może sięgnąć 12 tysięcy złotych. Do tego musi pokryć koszty transportu zmasakrowanego forda na policyjny parking w Kobylnicy. To 450 złotych plus 20 złotych za każdy dzień parkowania. Kobieta bardzo przeżywa stratę, bo samochód miał status auta osoby niepełnosprawnej. Służył do dowożenia cierpiącego dziecka na zabiegi rehabilitacyjne. Nie wiadomo, jak teraz będzie dalej z leczeniem, gdy nie ma pojazdu.

- W stacji złomowania mówią, że mogą nam za oddanie go zapłacić najwyżej 100 złotych. To nie pokryje nawet kosztów lawety - mówi łodzianka. Prawnik powiedział jej już, że kobieta musi zagryźć zęby i za wszystko zapłacić. Dopiero później ma szansę zrekompensować te straty, o ile pozwie sprawcę o odszkodowanie.

Problem w tym, że 21-letni Krystian Ż. może okazać się niewypłacalny. Z roszczeniem do niego zgłosi się także firma ubezpieczeniowa, w której pani Katarzyna miała wykupione OC. Krystianowi Ż. oprócz kary więzienia grozi więc wydatek rzędu kilkudziesięciu tys. zł na odszkodowania. Być może dlatego od kilku dni nie odbiera telefonów.

- Zastanawiamy się teraz, jak mamy wrócić do Łodzi - dodaje zrezygnowana Katarzyna Jarych. - Rozważamy wzięcie taksówki do domu, ale kosztami obciążymy Krystiana Ż.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza