W piątek, 13 lutego, pan Stefan wraz z żoną wyjeżdżał z parkingu przy markecie Bomi przy ul. Wolności.
- Skręcałem w prawo. Widziałem, że nadjeżdża autobus MZK - opowiada nasz czytelnik. - Myślałem, że jest tak daleko, że zdążę włączyć się do ruchu. Być może jednak zajechałem mu drogę, tym bardziej że zaraz musiałem się zatrzymać na czerwonym świetle.
Zdaniem naszego czytelnika, w czasie, gdy świeciło się czerwone światło, do jego samochodu podszedł kierowca autobusu.
- Powiedział do mnie: ty kur... dziadku pier... - twierdzi pan Stefan. - Potem poleciały kolejne wyzwiska. Bałem się, że zaraz pobije mnie i żonę. Na odchodne jeszcze kopnął w samochód. Dla mnie to było straszne przeżycie, bo nie jestem przyzwyczajony do takiego chamstwa. Dziwię się, że ktoś o takim temperamencie wozi ludzi.
Sprawą zainteresowaliśmy Miejski Zakład Komunikacji. Jego pracownicy ustalili nazwisko kierowcy.
- Potwierdza on, iż wspomnianego dnia spod marketu Bomi, wprost pod nadjeżdżający autobus, dla którego było w tym momencie zielone światło, wyjechał samochód osobowy prowadzony przez starszego pana - mówi Anna Szabłowińska, rzecznik prasowy MZK.
- W wyniku zajechania drogi kierowca autobusu został zmuszony do gwałtownego hamowania. Prawdą jest, iż kierowca autobusu podszedł do samochodu osobowego i zwrócił starszemu panu uwagę. Zachowanie kierowcy oceniamy negatywnie i został on już pouczony o konieczności kulturalnego zachowania się w każdej sytuacji.
Anna Szabłowińska dodaje, że kierowca jest w stanie osobiście przeprosić pana Stefana za wypowiedziane wówczas słowa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?