MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć była blisko, a teraz jest nadzieja

Andrzej Gurba [email protected]
Po rekonstrukcji czaszki Sławomir Tobiasz odżył. Wreszcie dziwny kształt jego głowy nie przyciąga ciekawskich spojrzeń. Obok Adaś, który imię zawdzięcza wspaniałemu chirurgowi o cudownych rękach.
Po rekonstrukcji czaszki Sławomir Tobiasz odżył. Wreszcie dziwny kształt jego głowy nie przyciąga ciekawskich spojrzeń. Obok Adaś, który imię zawdzięcza wspaniałemu chirurgowi o cudownych rękach. Andrzej Gurba
- Widzę, że Sławka ciągnie do Szklarskiej Poręby. Mnie też. I pewnie kiedyś tam pojedziemy. W miejsce, gdzie mój mąż omal nie zginął.

Narty stoją w budynku gospodarczym. Czekają - mówi Ewa Tobiasz z podbytowskiego Gostkowa. Niedawno minął rok od wypadku, który zmienił ich życie.

To miał być ostatni szus 29-letniego Sławomira Tobiasza. Wcześniej spakował się, wymeldował z pokoju. Na stoku Szrenicy pojawił się ze Zbyszkiem, kolegą. Tak zaplanowali zjazd, aby dojechać prosto do zaparkowanego na dole samochodu. Zbyszek ruszył pierwszy. Sławek za nim. Po chwili Zbyszek usłyszał huk. Zawrócił, bo nie widział kolegi. Po kilkudziesięciu metrach dotarł do niego. Sławek leżał na ziemi. Krwawił. Wypadł z trasy i z ogromną siłą uderzył w drzewo.

Musi żyć - myślała Ewa

Pomóż, jeśli możesz

Sławomir Tobiasz po wypadku dostał rentę. Nie jest ona wysoka. Jeśli są osoby, które chciałyby pomóc w rehabilitacji 29-latka, prosimy o kontakt z redakcją: 059 822 82 82 w Bytowie lub w 059 848 81 32. O kontakt prosimy także osoby, które mogą zaoferować mężczyźnie chałupniczą pracę.

Na szczęście dla młodego narciarza jakiś mężczyzna przejeżdżał obok dużymi saniami. Wiózł koce. Wyrzucili je na śnieg. Nieprzytomny Sławomir Tobiasz zjechał tymi saniami na dół. Ktoś wezwał karetkę, helikopter. Mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala w Jeleniej Górze.

Kiedy Ewa Tobiasz dostała telefon z informacją o wypadku męża, nogi się pod nią ugięły. Była w zaawansowanej ciąży. Przed oczyma przeleciało jej całe życie. Rozpacz, strach, niepewność. Ale i nadzieja. To uczucia, które nią targały. - Sławek musi żyć - powtarzała sobie, jadąc do szpitala.

Sławek spędził w jeleniogórskiej lecznicy dwie doby. Jego stan był poważniejszy, niż na początku myślano. Dlatego przetransportowano go do specjalistycznej kliniki w Wałbrzychu. Największym problemem był narastający obrzęk mózgu. Aby ratować życie 29-latka, trzeba było usunąć trzy czwarte pokrywy czaszki, która zaczęła uciskać stłuczony mózg. Tego trudnego, ryzykownego i rzadko wykonywanego zabiegu podjął się Adam Druszcz, ordynator oddziału neurochirurgicznego wałbrzyskiego szpitala. - I udało się - wspomina Ewa Tobiasz. To była trzecia taka operacja wałbrzyskiego lekarza.

Ludzie okazali się hojni

Sławek żył, choć nie miał części czaszki. To była dla niego nie mniejsza trauma, niż sam wypadek. Musiał stale uważać. Jego mózg chroniła tylko cienka powłoka skóry.

- Mąż pilnował się. Każde przypadkowe uderzenie w głowę mogło skończyć się tragicznie. A zdarzały się takie uderzenia - opowiada Ewa Tobiasz.
Konieczna była rekonstrukcja czaszki. Najpierw trzeba było jednak kupić protezę. - Zwątpiłam, kiedy usłyszałam, że kosztuje ponad 40 tysięcy złotych i trzeba ją sprowadzić ze Stanów Zjednoczonych. Na szczęście pomogli nam ludzie dobrej woli. Dzięki ich ofiarności udało kupić się implant - mówi Ewa Tobiasz.

Stowarzyszenie Nazaret, działające przy parafii Filipa Neri, zebrało 26 tysięcy złotych. 10 tysięcy złotych dała firma, w której Sławomir Tobiasz pracował przed wypadkiem. Pieniądze zbierano też w czasie akcji charytatywnych i koncertów.

W listopadzie ubiegłego roku doktor Adam Druszcz przeprowadził zabieg rekonstrukcji czaszki. Implant z polimeru węglowego zastąpił usunięte wcześniej naturalne kości. Na protezę naciągnięto skórę. Dzisiaj, kiedy panu Sławkowi odrosły już włosy, po operacji nie ma śladu, nie licząc blizn.

Tylko żona męża zrozumie

Sławomir Tobiasz sam nie opowiada o wypadku, o operacjach, o tym, co czuje. Nie dlatego, że nie chce. Nie może. Prawie nie mówi. To skutek zmian w mózgu, które spowodowały uszkodzenie ośrodka mowy. Mówiąc językiem medycyny, pan Sławek ma afazję. - Mąż pytany odpowie, ale po swojemu. Ja go rozumiem. Do afatyków trzeba znaleźć dojście, kanał komunikacyjny. Dużo dała rekonstrukcja czaszki. Sławek poczuł się lepiej, pewniej. Łatwiej do niego dotrzeć. Bez części głowy wzbudzał niezdrową sensację - mówi Ewa Tobiasz. Dodaje, że mąż miał też prawostronny niedowład. Praktycznie nie ma już po nim śladu.

Lekarze mówią, że za 2-3 lata pan Sławek ma szansę wrócić do pełnego zdrowia. Po warunkiem, że przejdzie długotrwałą rehabilitację. - Ćwiczymy codziennie. Jesteśmy na etapie prostych pytań i odpowiedzi. Najważniejsze są jednak zajęcia z neurologopedą, ale te odbywają się rzadko, bo w okolicy nie ma takich specjalistów. Staram się umieścić męża w specjalistycznej klinice rehabilitacji w Bydgoszczy albo w Warszawie, ale to graniczy z cudem. Na prywatny ośrodek nas nie stać - martwi się kobieta. Pan Sławek fizycznie jest sprawny. Gra w siatkówkę, w tenisa, chodzi na basen. To pozwala mu żyć w miarę normalnie.

Może potrzebny jest szok

Na co dzień zajmuje się dziewięciomiesięcznym synem Adamem, bo Ewa pracuje. Imię dziecko dostało po doktorze z Wałbrzycha, który uratował jego ojcu życie.

- Mąż był pracoholikiem. I widzę, że brakuje mu zajęcia. Praca pomogłaby też w rehabilitacji. Może są osoby, które zlecą Sławkowi pracę chałupniczą? - pyta z nadzieją Ewa Tobiasz.

Wracając do wypadku, czasami zastanawia się, jak wygląda drzewo, w które uderzył jej mąż. - Pewnie normalnie, tak jak inne obok - myśli sobie.

Lekarze mówią, że czasami w rehabilitacji pomaga terapia szokowa. Tą w przypadku pana Sławka byłby wyjazd do Szklarskiej Poręby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza