Ta tragedia zdarzyła się dzień po Dniu Dziecka. Rano, w poniedziałek, 2 czerwca, 31-letnia Anna S. urodziła dziecko płci męskiej we własnym mieszkaniu na Zatorzu. Miała być wtedy sama. Przy porodzie nikt jej nie pomagał.
O śmierci nowonarodzonego dziecka policję zawiadomiło wezwane do położnicy pogotowie. Annę S. zabrano do szpitala. W jej mieszkaniu zjawił się prokurator. Policyjni śledczy zaczęli szukać świadków i zbierać materiał dowodowy.
- Zabezpieczyliśmy ciało noworodka do późniejszych badań sekcyjnych - mówi podkomisarz Robert Czerwiński, rzecznik słupskiej policji.
Dlaczego kobieta nie pojechała rodzić do szpitala w Ustce? Jak doszło do śmieci noworodka i dlaczego akcja porodowa miała miejsce w mieszkaniu? Na te pytania ma odpowiedzieć policyjno-prokuratorskie postępowanie prowadzone pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Policja nie chce ujawniać szczegółów sprawy i odsyła do prokuratury. Ta z kolei czeka na wyniki sekcji, które wyjaśnią przyczyny śmieci dziecka.
Z naszych informacji wynika, że Anna S. miała ukrywać tę ciążę, między innymi nie korzystała z opieki lekarza ginekologa podczas jej trwania.
- Faktycznie pani S. nie korzystała nigdy z opieki medycznej w trakcie ciąży. Jest to osoba, która ma orzeczony stopień niepełnosprawności - informuje Renata Krzaczek-Śniegocka, zastępca prokuratora rejonowej w Słupsku. - Została przesłuchana w charakterze świadka - zaznacza.
Jednak zanim Annę S. przesłuchano jako świadka, prokuratura uprzedziła ją o artykule 183 Kodeksu postępowania karnego. Mówi on, że świadek może uchylić się od odpowiedzi na pytanie, jeżeli może go to narazić na odpowiedzialność za przestępstwo. To oznacza, że dla prokuratury kobieta jest w kręgu podejrzeń.
Więcej w jutrzejszym "Głosie"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?