Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Stolp. Dzień kobiet" - spektakl online w niedzielę. Przeczytaj dwie recenzje, weź udział w przedstawieniu

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka
foto: Tomasz Schaefer
Już w najbliższą niedzielę (21 marca) o godzinie 19 Nowy Teatr w Słupsku udostępni realizację telewizyjną spektaklu Olgi Żukowicz "Stolp. Dzień kobiet" w reżyserii Julii Mark. Link do nagrania pojawi się na stronie internetowej NT, profilu Youtube oraz Facebooku - będzie dostępny nieodpłatnie do północy tego samego dnia. Uwaga, to widzowie będą decydować o kształcie przedstawienia!

- „Stolp. Dzień kobiet” to przedstawienie, w którym to Państwo decydujecie o przebiegu jego akcji - informuje Dominik Nowak, dyrektor Nowego Teatru. - Na ekranie monitora w trakcie spektaklu dziesięciokrotnie pokażą się opcje wyboru w formie dwóch prostokątnych tablic – w ciągu 16 sekund należy wybrać jedną z nich. Przedstawienie oglądać można na komputerach, tabletach i urządzeniach smart tv. System nie działa na telefonach komórkowych.

Premiera spektaklu, na scenie, z udziałem publiczności, miała miejsce 12 marca. Zapraszamy do przeczytania dwóch recenzji, napisanych przez widzów z dwóch pokoleń - Annę Czerny-Marecką i Mateusza Mareckiego.

„Stolp. Dzień kobiet” - spektakl wielokrotnego użytku. Warto obejrzeć

Temat najnowszej premiery słupskiego Nowego Teatru jest ciężki. Forma – nowoczesna. Jednak realizatorzy umiejętnie, bez obniżania poziomu i tanich chwytów, uczynili spektakl przystępnym i atrakcyjnym w odbiorze nawet dla mniej wyedukowanej publiczności. I, co ważne, trudno na jego treść pozostać obojętnym. Budzi emocje i refleksje. Przemawia do rozumu i do serca. Porusza.

„Stolp. Dzień kobiet” to podróż w czasie młodej dziewczyny, Adeli Sparr. Jej dzieciństwo przypada na koniec wojny. Mieszka w Stolp, czyli w Słupsku, w czasie, kiedy do niemieckiego miasta, 8 marca 1945 roku, wkracza Armia Czerwona. Adela, wychowanka domu dziecka, niewiele wie o rodzicach. Pamięta pożar słupskiej starówki, obóz przy ul. Deotymy, szubienice na dzisiejszej ul. Wojska Polskiego. Wędrówkę w przeszłość, w poszukiwaniu własnej tożsamości, odbywa w telewizyjnym show „Finde mich” („Znajdź mnie”), a jej przewodnikiem jest prowadzący program – ucharakteryzowany na Kubę Wojewódzkiego.

Adela buduje swoją przeszłość na oczach widzów z marnych okruchów pamięci. Powstaje z nich mająca luki i zagadki, niejednoznaczna opowieść – odgrywana przez aktorów na scenie i na ekranie. Publiczność, posługując się pilotami, jak to w show bywa, może w nią ingerować. Co jakiś czas prowadzący zadaje jej pytanie, a ona odpowiada, wybierając z dwóch możliwości. To w zależności od wyboru większości, toczy się dalsza akcja. Co oznacza, że za każdym razem, idąc na tę sztukę do teatru, możemy obejrzeć innym spektakl.

Świetny pomysł ma jeszcze inne, głębsze konsekwencje. Po pierwsze, uzmysławia nam, jaki potencjał różnorodności ma jedna na pozór historia. Mojemu pokoleniu natychmiast przychodzi na myśl „Przypadek” – film Kieślowskiego z Bogusławem Lindą. W nim losy bohatera toczą się dwuwariantowo. W słupskim przedstawieniu tych ścieżek, którymi za sprawą widzów będą podążać postaci, jest o wiele więcej. Po drugie, przekonujemy się, scena po scenie, jak nasze życie zależne jest nie tylko od nas, ale i innych ludzi. Truizm? Owszem, ale warto czasem o tym pomyśleć. Po trzecie, interakcyjność sztuki i oddanie widzowi władzy nad jej postaciami zmusza go, aby oddał się samorefleksji. Dlaczego głosował tak a nie inaczej? Co nim kierowało? Co to mówi o nim samym?

Moją uwagę spektakl przykuwał od pierwszej do ostatniej minuty. Idąc na niego, byłam ciekawa, jak pokaże dosyć znaną mi historię Słupska. Przemówiły do mnie jednostkowe losy dziecka, realizatorom udało się ukazać całe skomplikowanie i dramatyzm tych czasów. Nie ominęli najbardziej bolesnych tematów, często uciekając od dosłowności w czytelną symbolikę. Za opowieść o zbiorowym gwałcie dałabym im wszelkie teatralne nagrody.

Moim zdaniem świetnie dobrani zostali aktorzy. Wszyscy. Nie znalazłam w ich grze ani jednego fałszu. Świetnie podawali tekst – w dobrym tempie i rytmie. Każdy stworzył pełnokrwistą, pełną, przemyślaną w każdym szczególe postać. Fantastycznie radzili sobie zarówno w solówkach czy duetach, jak i zespołowo.

Brawa za charakteryzację, kostiumy, surową scenografię, rekwizyty i muzykę. Nie było zbędnych rzeczy, wszystko miało swój cel, podkreślało treść sztuki, grało razem z aktorami.

„Stolp. Dzień kobiet” powstał na 27. Ogólnopolski Konkurs na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Mam oczywiście nadzieję, że wróci z nagrodą, ale jeszcze większą, że będzie w przyszłości długo grany w Słupsku przy pełnej (a na razie półpełnej z powodu pandemii) sali. To spektakl, który zasługuje na długie życie w repertuarze.

Anna Czerny-Marecka

Znajdź siebie. Dlaczego trzeba zobaczyć „Stolp. Dzień Kobiet” Nowego Teatru w Słupsku

W Korei Południowej dużą popularnością cieszy się show, w którym uciekinierzy z Północy dzielą się swoimi tragicznymi doświadczeniami, odgrywają scenki z życia codziennego, by ukazać absurd i trudy życia w reżimie Kim Dzong Una, oraz – ku uciesze obecnej w studiu widowni – parodiują język i przekaz propagandy rządowej. Salwy śmiechu mieszają się z wybuchami płaczu. Uciekinierzy mają szansę przepracować swoje traumy na oczach całego narodu, a widzowie z kapitalistycznej Korei mogą zobaczyć w nich ludzi i pełnoprawnych obywateli, a nie wrogów i potencjalnych agentów reżimu.

Do ostatniej sceny wydaje się, że spektakl „Stolp. Dzień kobiet”, produkcji Nowego Teatru w Słupsku, w reżyserii Julii Mark, też zasadza się na konwencji show. Jesteśmy jako widzowie osadzeni w roli świadków psychodramy, ale przez interaktywny charakter przedstawienia sami poddajemy się kolektywnej terapii. Kontekst jest jasny: wracamy poprzez wspomnienia głównej bohaterki, Adeli Sparr, do nazistowskiego Stolpu w czasie II wojny światowej i wydarzeń towarzyszących „wyzwoleniu” miasta 8 marca 1945 r. przez Armię Czerwoną. Jak uzmysławia nam jedna z postaci, „wojna nie kończy się jednego dnia”. Konfrontujemy się jako widzowie z bolesnym okresem przejścia – bagażem doświadczeń obozowych, masowymi gwałtami, ucieczkami, wysiedleniami, które poprzedzają zmianę kulturową: transformację niemieckiego Stolpu w polski Słupsk. Nie jesteśmy jednak – jak w większości spektakli teatralnych – biernymi interpretatorami Historii, na którą i tak nie mamy wpływu, ale sędziami oceniającymi motywację bohaterów, a nawet do pewnego stopnia determinującymi bieg wydarzeń. Z pilotem w ręku, umożliwiającym za każdym razem wybór między opcją A i B (nie można wstrzymać się od głosu), stajemy się poniekąd panami losu postaci, które ze względu na swoje niemieckie pochodzenie, mają budzić naszą nieufność, a nawet pogardę. Polacy sądzący nazistów – kto by nie skorzystał z takiej okazji na odrodzenie sprawiedliwości dziejowej? Tylko początkowo to zadanie wyrównania krzywd ułatwia pozorna czarno-białość dylematów etycznych, bo w procesie głębszego poznawania i budowania profilu psychologicznego postaci, a tym samym odejścia od fragmentarycznego i stereotypowego pojmowania wojennego kontekstu, ta ostrość pytań i brak niuansowania zaczyna przeszkadzać.

Interaktywność w spektaklu „Stolp. Dzień kobiet” umożliwia hyperlinkowe (w przeciwieństwie do linearnego) śledzenie wojennych losów mieszkańców Stolpu i wprowadzanie trybu historii alternatywnej, w którym spekulujemy, co by było, gdyby bohaterowie podjęli inne decyzje. Uzmysławia to też nam, jak zwodnicze jest opieranie się przy interpretacji wydarzeń z przeszłości na pojedynczych narracjach. „Wyzwalany” Stolp to palimpsest: wielowarstwowa przestrzeń zawierająca wiele równoprawnych historii i punktów widzenia. Ale interaktywność to też pewien ciężar, bo przez włączenie widzów w proces decyzyjny twórcy przerzucają na nas po części odpowiedzialność za spektakl. Skupiamy w pełni uwagę na historii Adeli Sparr, bo jako odbiorcy empatyczni czujemy się w obowiązku poznania szerszego kontekstu przed wydaniem wyroku.

Nowy spektakl Nowego Teatru trzeba zobaczyć, nie tylko dla przejmujących scen i monologów (np. scena gwałtu), brawurowej gry aktorskiej, zrozumiałej wizji reżyserskiej, potencjału interpretacyjnego i oszczędnej acz niezwykle przemyślanej scenografii. Siłą tego spektaklu jest to, że za każdym razem będzie on jednostkowym przeżyciem, nie tylko dla widzów, ale też aktorów.

PS. Swoją drogą, ciekawi mnie, czy teatr planuje zbierać po każdym przedstawieniu dane o tym, jak głosowali widzowie. Myślę, że takie podsumowanie wyników mogłoby sporo o nas jako mieszkańcach Słupska powiedzieć.

Mateusz Marecki

"Stolp. Dzień kobiet"
Autor: Olga Żukowicz
Reżyseria: Julia Mark, asystent reżysera: Igor Chmielnik
Scenografia i kostiumy: Katarzyna Sobolewska
Muzyka: Wojciech Długosz
Projekcje i multimedia: Tomasz Schaefer
Inspicjent: Emilia Zakrzewska
Obsada: Monika Bubniak, Igor Chmielnik, Claudia Kucharski (gościnnie), Wojciech Marcinkowski. Dzieci biorące udział w projekcji: Karen Kulągowska, Ignacy Chmielnik, Layla Kulągowska, Justyna Leszczewska, Tomasz Krętkowski, Aleksandra Jaromin, Kajetan Malak, Lena Malak, Lena Nowak, Aleksandra Nowak, Amelia Pelikan, Lena Rysak.

Spektakl powstał przy wsparciu finansowym Fundacji Współpracy Polsko Niemieckiej oraz Konsulatu Generalnego Republiki Federalnej Niemiec w Gdańsku. Wsparcie ze środków Funduszu Przeciwdziałania COVID-19.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza