Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świadek koronny z Ustki popełniał przestępstwa i zniknął

Krzysztof Nałęcz [email protected] ,(ber)
Siedziba Globe Trot w Ustce
Siedziba Globe Trot w Ustce Archiwum
Ryszard K., bez powodzenia poszukiwany przez słupską prokuraturę za wyłudzenie, dalej popełniał przestępstwa. Czy bezkarność wynika z tego, że jest świadkiem koronnym?

Ryszard K. vel Marek B. pochodzi z Trójmiasta. Jego młodzieńcza przeszłość owiana jest tajemnicą, ale podobno była niezwykle barwna. Nie mniej sensacyjne było dorosłe życie K. Jeszcze jako Marek B., ps. "Rudy", stał się w latach 90. świadkiem koronnym w słynnym procesie łódzkiej "ośmiornicy".

B. biznesmen wszedł w kontakty z półświatkiem, który robił gigantyczne oszustwa finansowe. Jako skruszony przestępca zeznawał przeciwko wielkim gangsterom podziemia. Sypał za możliwość uniknięcia kary i uzyskania możliwości nowego życia. Tak z Marka B. stał się Ryszardem K., który kilka lat później pojawia się w Ustce i rozkręca biznes.

Nowe intratne przedsięwzięcie to "Globe Trot", firma w rozwijającej się branży usług leczniczo-sanatoryjnych.

- Miał niesamowity dar zjednywania i przekonywania do siebie ludzi - mówią osoby, które się z nim kontaktowały. To z powodu tej przesadnie aż rozwiniętej umiejętności poza plecami nazywano go "Złotoustym". K. wychodzi z cienia, w którym wolał pracować. Od władz Ustki uzyskuje w 2008 roku dyplom za wspieranie letniej promocji.

Ku niezadowoleniu usteckiego przemysłu uzdrowiskowego "Globe Trot" pozyskuje publiczne pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia.

- Jeśli spełniał wymogi, nie było żadnych przeszkód, aby wystartować w przetargu na te usługi - twierdzi rzecznik pomorskiego NFZ.

Przeszłość K. nie była im znana. Firma rozwija się, pozyskuje pieniądze, kontrakty. K. jest wspaniałym szefem. Do czasu kiedy przestaje płacić pensje. W 2008 roku do siedziby firmy przy ul. Na Wydmie w Ustce wkracza komornik. Wyłączają prąd i wodę. Sprzęt zostaje zajęty. Kontrakty upadającej firmy (trudno nawet mówić o upadku, bo spółka nadal istnieje w Krajowym Rejestrze Sądowym) przejmuje nowy właściciel.

Kiedy opisujemy w "Głosie" wejście komornika, zaznaczamy, że K. zniknął. Na drugi dzień niespodziewanie sam dzwoni do naszej redakcji. Zapewnia, że kontroluje sytuację, szybko wróci i ureguluje zaległości. Nie wraca.

"Glob Trot" ma mnóstwo długów. Na setki tysięcy zalega m.in. wynajmującemu mu pomieszczenia deweloperowi - firmie "Mat Bet". Ma ona sądowe nakazy płatnicze, ale nie zgłasza oszustwa. W międzyczasie K. w słupskim sądzie rejonowym ma dwie sprawy karno-skarbowe za ukrywanie dochodów.

Na żadną z wielu rozpraw nie stawił się. Wezwania wróciły do akt. W obu przypadkach K. został skazany na półroczne ograniczenie wolności i stosunkowo niewielkie grzywny. Co ciekawe, z powodu niestawiennictwa na rozprawach przydzielono mu adwokata z urzędu. Opłacił go skarb państwa. Najlepsze numery K. ma jednak w zanadrzu.

Według naszych informacji w Słupsku i Ustce K. mógł naciągnąć kilka osób na większe lub mniejsze pożyczki. Jedna z dyrektorek słupskiej szkoły powierzyła mu 10 tys. złotych za obietnicę krociowego zysku. Jest załamana, kiedy okazuje się, że interes nie wyjdzie, bo K. zniknął. Ma jednak niebywałe szczęście. Zatrudnia windykatora, któremu niemal cudem udaje się odzyskać od K. tę kwotę.

- K. to niesłychana postać, ale nie ukrywam, że i mnie udało się coś od niego wyrwać - mówi jeden z komorników i ocenia jego styl działania. - Tupet, bezczelność, przebojowość, no i ta umiejętność zjednywania ludzi.

Opowiada o starszej osobie z Warszawy, która powierzyła mu spory majątek, i mimo że nie ma nadziei na jego odzyskanie, dalej wierzy w szlachetne intencje Ryszarda K.

K. naciąga kolejne osoby. Kręci się teraz przy nowym biznesie - parkingach płatnych. Pojawia się w Gnieźnie, a w kwietniu 2010 roku w sąsiednim Koszalinie, gdzie wywołuje skandal. Miasto chce zainwestować w tzw. inteligentne parkometry. Ryszard K., podając się za przedstawiciela warszawskiej firmy, torpeduje rozmowy miejscowego zarządu dróg z konkurencyjną firmą. W kontaktach na chwilę wraca do pierwotnego imienia (Marek), zostawiając nowe nazwisko - K. W obliczu niemal wojny dwóch spółek o kontrakt jedna z firm nagle odcina się od K., a ten znika z projektu, który i tak nie zostanie zrealizowany.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się o mieszkańcu Ustki, który powierzył K. 300 tys. To były księgowy dużej firmy.

- Sam nie wiem, co mnie napadło. Dotąd byłem wręcz nieufny w takich interesach - zwierza się znajomym.

Sprawę zgłasza policji po trzech latach, ale prokuratura niewiele jest w stanie zrobić.

- Ofiary zbyt długo zwlekają z zawiadomieniem o przestępstwie - mówił "Głosowi" Dariusz Iwanowicz, szef słupskiej prokuratury rejonowej. - Wtedy sprawy stają się bardziej zawiłe.

Wiele osób oszustw K. nie zgłosiło. Boją się grzebania w ich finansach. Jedna sprawa ma mocne, prawne umocowanie. Przedsiębiorca ze Słupska dał Ryszardowi K. również 300 tys. zł.

- To nie miał być łatwy, szybki zysk - mówi "Głosowi". - Podpisaliśmy notarialnie umowę powierniczą. To miała być długoterminowa umowa w oparciu o dobrze rokujący biznes usług przyrodoleczniczych.

Teraz, kiedy wokół świadka koronnego zrobiło się głośno, biznesmen liczy, że sprawa ruszy z miejsca. Sprawę K. obszernie bowiem opisała "Gazeta Wyborcza". Ryszard K. namówił do współpracy, wracając z zagranicy, Polkę, którą poznał na portalu randkowym. Powołując się na wielkie wpływy, "Złotousty" gwarantował jej gigantyczne zyski. W końcu pożyczył 100 tys. złotych na rzekome wadium przetargowe i zniknął, tłumacząc partnerce, że wyjeżdża na tajną misję. Kiedy kobieta przeszukała jego pozostawione rzeczy, znalazła trzy pendrive' y (nośniki elektroniczne). Według "Gazety Wyborczej" był w nich prywatny rejestr K. kilkudziesięciu osób oszukanych na wiele milionów złotych.

Tymczasem jedyna prowadzona oficjalna sprawa przeciw K. została przez słupską prokuraturę zawieszona - z powodu braku możliwości doprowadzenia podejrzanego. Początkowo wystawiono tylko nakaz owego doprowadzenia na przesłuchanie. Rutynowe wyprawy dzielnicowego do mieszkania K. na os. Piastów w Słupsku, gdzie jest on zameldowany, oczywiście nie zakończyły się powodzeniem. Mieszka tam... jeden z wierzycieli K.

- Zajmuję mieszkanie w rozliczeniu za długi - wyjaśnił policji.

Kiedy kilka miesięcy temu pytaliśmy prokuratora Iwanowicza, dlaczego nie wystawiono listu gończego za K., a jedynie nakaz doprowadzenia. Odpowiedział, że być może taki list się pojawi. List taki obowiązuje już od pół roku, ale K. jest wciąż bezskutecznie poszukiwany. Podczas gdy tymczasem... regularnie zjawia się na rozprawach wznowionego procesu "ośmiornicy".

Z-ca słupskiego prokuratora rejonowego Sylwia Knapik ma w tej sprawie niewiele do powiedzenia. Publikację "Gazety Wyborczej" zna. Na pytanie, co będzie się teraz działo, odpowiada krótko. - Sprawa jest w toku. List gończy ma moc.

Centralne Biuro Śledcze nie informuje o prowadzonych przez siebie świadkach koronnych. Obecnie jest ich w Polsce 91. Oficjalne stanowisko CBŚ brzmi: "nie kontrolujemy życia świadków koronnych poza prowadzonym przez nas postępowaniem. Odpowiadają w nowym życiu jak każdy obywatel i nie są chronieni. Jeśli popełnią przestępstwo, normalnie odpowiadają".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza