Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoła to getto niesprawiedliwości

oprac. Piotr Kawałek
Rozmowa z dr Anną Gizą-Poleszczuk, socjologiem, współautorką badań będących podstawą akcji "Szkoła bez przemocy".

- Jaka jest dzisiejsza polska szkoła?
- To instytucja całkowicie zamknięta. Wypycha poza swoje ramy nie tylko rodziców, ale w pewnym sensie nawet uczniów. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że im wyższy szczebel edukacji, tym sytuacja wygląda gorzej.
- Czyli najbezpieczniejsze są podstawówki?
- Tak, gdyż tam rodzice są mocno zainteresowani edukacją i samopoczuciem swoich dzieci, a sami uczniowie mają przekonanie, że dowiadują się rzeczy ciekawych, rozwijających ich osobowość, więc są zainteresowani lekcjami. Wszystko to ogranicza pole agresji, wzajemnego obrażania się, przemocy i innych podobnych zachowań. Niestety, sytuacja diametralnie zmienia się w gimnazjum
- Z czego wynikają patologie, jakie obserwujemy w gimnazjach?
- Dwunasto-piętnastolatkowie w okresie burzy hormonalnej zmieniają środowisko. Mówiąc nieelegancko, zostają skoszarowani w jednym miejscu, bo gimnazja są zazwyczaj szkołami oddzielonymi od podstawówek. Badania pokazują, że poprzez reformę sprzed kilku lat zostało powołane do życia nowe pokolenie ludzi, którzy nagle dostają drugą szansę. Trafiają do nowej szkoły i mogą od początku zacząć walczyć o swą pozycję. Dlatego w gimnazjach jest najwięcej przemocy, a z drugiej strony niesłychanie rosną tam wskaźniki znudzenia, poczucia, że niczego wartościowego się nie uczymy. W dodatku rodzice przestają się interesować szkołą.
- W liceach przemocy jest mniej, ale mimo to chyba daleko im do ideału?
- Uczniowie szkół ponadgimnazjalnych uważają, że marnują tam czas. To powoduje frustrację, która z kolei rodzi agresję i przemoc. Wszystko, o czym powiedzieliśmy, wynika jednak z wyizolowania szkół z życia społeczności lokalnych. I właściwie wszyscy uczestnicy szkolnego życia mają poczucie marnowania czasu. Rodzice "olewają" szkołę, uczniowie są nią znudzeni i w badaniach przyznają, że także po nauczycielach widzą znużenie.
- Czy to jest największy problem szkół rodzący patologie agresji i przemocy?
- Uważam, że jeszcze większy kłopot polega na tym, iż w szkołach nie ma nastawienia na wzajemne zrozumienie. Nauczyciele bardzo skarżą się na arogancję uczniów, a ci wcale nie kryją, że prowokują wychowawców do wielu konfliktów. Mimo to wskaźniki szacunku młodzieży dla nauczycieli są bardzo wysokie. Wynika z tego, że arogancja wobec pedagogów nie jest skierowana przeciwko nim. To dla uczniów tylko środek do wzmacniania swojej pozycji w grupie.
- Sugeruje pani, że nauczyciele nie potrafią tego odczytać i są zbyt drażliwi?
- Sama wielokrotnie prowadziłam lekcje w szkole. Wchodząc do klasy widziałam w oczach młodzieży komunikat: no to teraz sprawdzimy, co jesteś warta. Mogłam wziąć to do siebie, obrazić się i zrobić aferę. Wolałam odczekać, by po chwili zapytać, czy już pokazali, co potrafią. Dawałam uczniom do zrozumienia, że ich zachowanie nie robi na mnie wrażenia. Wielu nauczycieli reaguje nie dość spokojnie, to zaś powoduje, że szczególnie chłopcy czują się niedocenieni i uważają, że dziewczynki są faworyzowane.
- Mają rację?
- Poniekąd tak, bo nauczycielami w większości są kobiety, które często zuchowate, normalne u chłopców zachowanie, biorą za agresję. A oni nie są niegrzeczni tylko rozpaczliwie starają się zwrócić na siebie uwagę. Stąd zamiast zaostrzać rygor, wprowadzać "godzinę policyjną", trzeba spróbować wzajemnie się zrozumieć. I wciągnąć do tego procesu rodziców, którzy dziś zamiast zagłębić się w problemy dziecka, wolą powiedzieć: Tak, rozumiem cię, nauczyciele są beznadziejni, ale zaciśnij zęby i wytrwaj.
- Dlaczego młodzież rozumie, że wykształcenie jest podstawą życiowego sukcesu, a mimo to zamiast rywalizować o stopnie woli walczyć o pozycję w szkolnym stadzie?
- To kolejny z kluczowych problemów, którego powodem jest subiektywizm ocen w szkole. Obiektywne testy mamy tylko pod koniec podstawówki, u kresu gimnazjum i na maturze.
- Na nowej maturze prymusi wypadli słabiutko...
- Z naszych badań wynika, że poza niegrzecznym zachowaniem podstawowym powodem problemów w szkole są niesprawiedliwe oceny. Dziś nauczyciel ma absolutną władzę nad uczniami, bo w jego ręku leży wyrok: pała czy dwója. W USA podczas całej edukacji są centralne testy i uczeń ma pewność, że zostanie oceniony sprawiedliwie, bez narażania się na widzimisię nauczyciela. Tylko, że jak jest test, to wszyscy mogą go zdać i dostać piątki, a taka sytuacja wielu polskim nauczycielom nie mieści się w głowach. Stąd dzielą uczniów na lepszych i gorszych wedle własnych, subiektywnych kryteriów. Polscy pedagodzy mają wdrukowane w głowy, że uczniów trzeba hierarchizować. Mówiąc prościej, żeby ktoś miał piątkę, ktoś inny musi dostać lufę. Nauczyciele zresztą dzielą uczniów na lepszych i gorszych nie tylko w sprawach dotyczących nauki. I młodzież uważa to za okrutnie niesprawiedliwe.
- Czyli uczniowie mają poczucie, że stopnie niczego nie odzwierciedlają?
- Każdy, kto chodził do szkoły wie, że są tam kujony, ulubieńcy belfrów. Oni zawsze dostają piątki czy szóstki, chociaż reszta uczniów znakomicie wie, że to często są idioci. Jeśli jeszcze nauczyciel postawi kogoś takiego za wzór, trudno się dziwić, że może się to spotkać z agresją klasy. Podsumowując powiem tak: polska szkoła jest zła i pełna przemocy nie przez kiepskich nauczycieli, złą młodzież czy biernych rodziców. Jest taka z dwóch zupełnie innych, za to zasadniczych powodów: swojego zamknięcia przed światem zewnętrznym i jawnej niesprawiedliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza