O zagrożeniu skażeniem ekologicznym głośno zrobiło się po katastrofie pływającego pod banderą Wysp Bahama 26-letniego tankowca "Prestige", który w połowie listopada zatonął u wybrzeży Hiszpanii. Według szacunkowych danych z wraku wydostało się około 30 tys. ton toksycznego dla środowiska oleju napędowego. Ropą zostało skażonych prawie 500 kilometrów hiszpańskiej linii brzegowej. Tankowiec, którego stan techniczny już od dawna budził wiele wątpliwości, płynął z Łotwy do Gibraltaru.
Bałtyk też zagrożony
Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby do podobnego wycieku doszło na polskich wodach. Nie jest bowiem tajemnicą, że wiele przestarzałych tankowców wyruszających ze wschodnich portów przepływa przez Bałtyk. Doskonale wiedzą o tym służby ratownicze, które przez całą dobę monitorują polskie wody terytorialne. - Jeżeli doszłoby do wycieku ropy, to w ciągu dwóch godzin od zgłoszenia jesteśmy w pełni gotowi do akcji - przekonuje Marek Reszko, szef wydziału zagrożeń i zanieczyszczeń Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni. - W przypadku groźby skażenia ekologicznego na nogi stawia się niemalże wszystkie służby mundurowe, m.in. strażaków i wojsko. Poza tym Konwencja Helsińska obliguje wszystkie państwa nadbałtyckie do udzielenia nam niezbędnej pomocy.
Kropla w morzu potrzeb
Szkopuł w tym, że Polska dysponuje zaledwie dwoma specjalistycznymi statkami, zdolnymi do ograniczenia rozprzestrzeniania się ropy i zbierania jej na pokład. Pierwsza jednostka znajduje się w Świnoujściu, druga, nowocześniejsza, w Gdyni. Zacumowany w gdyńskim porcie "Kapitan Poinc" w ciągu godziny jest w stanie zebrać 280 metrów sześciennych toksycznego oleju do zbiornika mogącego pomieścić nawet 1000 ton. Dodatkowo służby ratownicze wyposażone są w pływające zapory przeciwolejowe. - Nie jest to może szczyt naszych marzeń, ale zważywszy na kiepską sytuację finansową państwa, nie ma co dramatyzować - mówi Reszko.
Skuteczność walki z ekologicznym zagrożeniem na pełnym morzu w dużej mierze zależy od pogody i odległości tłustej plamy od brzegu. - Przy szalejącym sztormie nie jesteśmy w stanie za wiele zrobić - przyznaje Reszko.
Porty pod szczególnym nadzorem
Przed ewentualnym wyciekiem ropy nieco lepiej zabezpieczone są nadmorskie porty. Stałe, automatyczne zapory przeciwolejowe, uruchamiane za pomocą przycisków, znajdują się m.in. w Ustce i w Darłowie. Poza tym w niemalże w każdym większym porcie stacjonują Brzegowe Stacje Ratownictwa, wyposażone w motorówki z pompami i tzw. sorbent (wchłania ropę na zasadzie tamponu). Codziennie polskie wybrzeże patroluje samolot należący do Urzędu Morskiego w Gdyni.
Martwe morze...
Jakie mogłyby być skutki wycieku ropy na Bałtyku i spowodowanego nim skażenia ekologicznego? Zdaniem fachowców od zanieczyszczeń odczuwalibyśmy je nawet przez kilka lat. - Na pewno plaże zaroiłyby się od martwego ptactwa, mającego kontakt z ropopochodną substancją - wylicza Edward Tymiński, główny inspektor ochrony środowiska morskiego Urzędu Morskiego w Słupsku. - W przypadku skażenia kolosalne straty ponieśliby również rybacy. Problem z przyciągnięciem turystów miałyby również miejscowości wypoczynkowe. Usuwanie oleistej mazi z plaż trwa nawet miesiącami.
Burmistrz Ustki Jacek Graczyk, podobnie jak inni samorządowcy z nadmorskich gmin, nie chce nawet myśleć o tym, co by mogło się stać, gdyby doszło do awarii przepływającego przez Bałtyk
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?