Poszukiwany przez policję 41-letni Jurij M. wpadł w piątek podczas rutynowej kontroli drogowej. Dzień później słupski sąd zadecydował o dwumiesięcznym areszcie dla słupszczanina. Mężczyzna jest podejrzany o podpalenie dwóch aut należących do Aleksandra Jacka, słupskiego biznesmena i działacza stowarzyszenia Nasz Słupsk, które zorganizowało ostatnie referendum za odwołaniem Macieja Kobylińskiego z funkcji prezydenta miasta.
Przypomnijmy, że chodzi o zdarzenie z 9 kwietnia poprzedniego roku, kiedy to za pomocą koktajli Mołotowa wetkniętych w nadkola podpalono dwa auta na posesji przed domem Jacka. Auta spłonęły, a straty wyceniono na 95 tysięcy złotych. Śledztwo wszczęto dzień później z paragrafu mówiącego o umyślnym zniszczeniu mienia. Poszkodowany sugerował, że przestępstwo zostało zlecone przez "pewną opcję" i jego politycznych przeciwników.
- Nieprzerwanie od blisko roku w tej sprawie trwały ustalenia śledczych. Sprawdzano, kto odpowiada za to przestępstwo - informuje podkomisarz Robert Czerwiński, rzecznik KMP w Słupsku.
- Badano wszelkie pojawiające się wątki. Kryminalni skrzętnie analizowali zebrane informacje, ustalali ewentualnych świadków, analizowali zabezpieczony materiał dowodowy oraz informacje mogące pomóc w ustaleniu sprawcy bądź sprawców pożaru.
Jak informuje prokurator Renata Krzaczek-Śniegocka, słupska prokuratura postawiła 41-letniemu mężczyźnie zarzut zniszczenia mienia. Jurij M. nie przyznał się. Wyjaśnił, że tego dnia nie było go na miejscu zdarzenia. Mężczyzna nie usłyszał za to zarzutów narażenia życia i zdrowia, bo opinia biegłego z zakresu pożarnictwa wykazała, że życie Jacka i jego rodziny nie było zagrożone.
Przeciwko M. śledczy mają mocny dowód. To ekspertyza biegłych z Laboratorium Kryminalistycznego KWP Gdańsk. Z naszych informacji wynika, że ślad odcisku palca Jurija M. udało się wyodrębnić na taśmie, którą oklejano butelki z łatwopalną substancją. Policja wpadła również na trop i wytypowała podejrzanego dzięki nagraniu z monitoringu na jednej ze stacji paliw w Słupsku, na której on i jego brat Czesław M. w dniu pożaru kupują cztery butelki denaturatu i trzy butelki płynnej podpałki do grilla. Takie właśnie butelki, które choć wywołały ogień, to same nie chciały spłonąć, znaleziono wetknięte w nadkola obu aut Aleksandra Jacka i na jego posesji przed domem. Prokuratura dysponuje też billingami, które potwierdzają, że Czesław M. 9 kwietnia, tak przed, jak i zaraz po zdarzeniu kontaktował się z bratem, a także kilkakrotnie z lokalnym biznesmenem Andrzejem O.
Zobacz także: Próbowano podpalić auta Aleksandra Jacka (zdjęcia, wideo)
Zdaniem prokuratury zebrany materiał dowodowy pozwala postawić zarzut tylko Jurijowi M. Tymczasem z naszych ustaleń wynika, że nie mógł działać sam i najprawdopodobniej w chwili podpalenia nie było go na miejscu zdarzenia. Ten regularnie uczęszczający na mecze Czarnych kibic tego wieczoru przed godziną 21 i tuż po (kiedy miało dojść do podpalenia), był w hali Gryfia. Potwierdza to nasze archiwum fotografii z meczu.
- Po prawie roku wracamy do punktu wyjścia - ocenia aresztowanie podejrzanego Aleksander Jacek. Dodajmy, że w grudniu ub. roku umorzono śledztwo z powodu niewykrycia sprawców. O niejasnym śledztwie, które zostało umorzone przeczytasz na gp24.pl po godzinie 12
- Mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że prokuratura nie zrobiła nic, aby wyjaśnić wszystkie wątki, choć policja odwaliła kawał dobrej roboty. Przecież już trzeciego dnia po zdarzeniu wytypowano podejrzanych. Wiem o tym, bo jako pokrzywdzony mam wgląd do akt. Zebrano ślady daktyloskopijne, które wskazywałyby, że w podpalenie zaangażowanych było kilka osób. Gdyby wszystko zrobiono jak należy, mielibyśmy i sprawców, i ich mocodawców - twierdzi Jacek i dodaje, że z zatrzymanym nic go nie łączy, ani interesy, ani znajomość.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?