Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urzędnicze absurdy w ZUS. Od Annasza do Kajfasza

Natalia Kwapisz--Daszczyńska [email protected]
Pan Jerzy już dwa razy stawał przed orzecznikiem ZUS. Pieniędzy nadal nie ma.
Pan Jerzy już dwa razy stawał przed orzecznikiem ZUS. Pieniędzy nadal nie ma. Fot. Łukasz Capar
Pan Jerzy z Wicka uległ wypadkowi. Doznał złamania kości udowej i przedramienia. Jednak lekarz orzecznik z ZUS, specjalista dermatolog, uznał, że jest zdolny do pracy.

Pan Jerzy (nazwisko do wiad. red.) z Wicka 31 października 2009 roku uległ poważnemu wypadkowi drogowemu. Na trasie z Wicka do Wrześcia wprost pod koła prowadzonego przez niego auta wybiegła sarna. W wyniku zderzenia mężczyzna stracił panowanie nad pojazdem i wbił się w przydrożne drzewo.

Pan Jerzy prawie trzy tygodnie spędził w szpitalu, początkowo na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej, później na ortopedii, gdyż doznał skomplikowanego złamania kości udowej i kości przedramienia.
Mężczyzna wykorzystał przysługujące mu 182 dni zwolnienia. Potem złożył wniosek o przedłużenie świadczenia. Komisja ZUS w Słupsku przyznała mu kolejne cztery miesiące zwolnienia i skierowała go na rehabilitację do sanatorium. Po upływie 10 miesięcy od wypadku prowadzący go lekarz ortopeda zasugerował kontynuowanie zwolnienia.

We wrześniu mężczyzna stanął więc ponownie przed ZUS-owską komisją w Słupsku. - Lekarka spytała mnie o mój zawód i miejsce pracy. Nawet nie spojrzała na zdjęcia RTG, a mimo to uznała, że jestem zdolny do pracy - żali się pan Jerzy. - Dopiero później się zorientowałem, że pani doktor była dermatologiem, a nie ortopedą - dodaje pan Jerzy.

Mimo swoich zastrzeżeń pan Jerzy postanowił wrócić do pracy. Jednak lekarz medycyny pracy był innego zdania.

- Pracuję fizycznie jako ślusarz i lekarz uznał, że nie mogę wrócić do pracy, bo kości nie są jeszcze w pełni zrehabilitowane i jeśli zacznę pracować, grozi mi kalectwo - opowiada pan Jerzy.

We wrześniu mężczyzna złożył więc odwołanie od decyzji ZUS-u. 11 października został wezwany na komisję odwoławczą do Gdańska.
- To jakiś absurd, ale tym razem w komisji znowu nie było ortopedy. Lekarki innych specjalności uznały, że musi mnie zbadać specjalista i odesłały z kwitkiem - denerwuje się pan Jerzy. - To chyba oczywiste, że powinien mnie obejrzeć ortopeda, a nie dermatolog czy jakiś inny lekarz, bo przecież chodzi o złamane kości - dodaje. Ale to, co jest oczywiste dla jednych, nie jest oczywiste dla innych. ZUS potrzebował dwóch miesięcy i powołania dwóch komisji, by dojść do wniosku, że o zdolności do pracy po doznaniu złamania kilku kości musi jednak orzec lekarz ortopeda.

- Ktoś płaci tym lekarzom zasiadającym w komisjach, a mi za każdym razem zwraca się koszty dojazdu. Chociaż tyle, bo od dwóch miesięcy nie otrzymuję żadnych pieniędzy i jestem bez środków do życia. Ale moim zdaniem to marnotrawienie pieniędzy podatników i mojego czasu - wylicza pan Jerzy.

- Takie są procedury - odpowiada Ewa Dusza, rzecznik prasowy ZUS-u. - Przepisy określają, że w komisji musi zasiadać lekarz, który ma drugi stopień specjalizacji i tyle. Może się więc zdarzyć, że kwestie ortopedyczne będzie rozstrzygał dermatolog. Ma on jednak prawo skorzystać ze wsparcia specjalisty - dodaje Dusza. W tym przypadku lekarz tego nie uczynił. Efekt jest taki, że sprawa wciąż się toczy. W najbliższym czasie pan Jerzy zostanie już po raz czwarty wezwany na komisję. Tym razem ma go zbadać ortopeda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza