Pan Jerzy (nazwisko do wiad. red.) z Wicka 31 października 2009 roku uległ poważnemu wypadkowi drogowemu. Na trasie z Wicka do Wrześcia wprost pod koła prowadzonego przez niego auta wybiegła sarna. W wyniku zderzenia mężczyzna stracił panowanie nad pojazdem i wbił się w przydrożne drzewo.
Pan Jerzy prawie trzy tygodnie spędził w szpitalu, początkowo na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej, później na ortopedii, gdyż doznał skomplikowanego złamania kości udowej i kości przedramienia.
Mężczyzna wykorzystał przysługujące mu 182 dni zwolnienia. Potem złożył wniosek o przedłużenie świadczenia. Komisja ZUS w Słupsku przyznała mu kolejne cztery miesiące zwolnienia i skierowała go na rehabilitację do sanatorium. Po upływie 10 miesięcy od wypadku prowadzący go lekarz ortopeda zasugerował kontynuowanie zwolnienia.
We wrześniu mężczyzna stanął więc ponownie przed ZUS-owską komisją w Słupsku. - Lekarka spytała mnie o mój zawód i miejsce pracy. Nawet nie spojrzała na zdjęcia RTG, a mimo to uznała, że jestem zdolny do pracy - żali się pan Jerzy. - Dopiero później się zorientowałem, że pani doktor była dermatologiem, a nie ortopedą - dodaje pan Jerzy.
Mimo swoich zastrzeżeń pan Jerzy postanowił wrócić do pracy. Jednak lekarz medycyny pracy był innego zdania.
- Pracuję fizycznie jako ślusarz i lekarz uznał, że nie mogę wrócić do pracy, bo kości nie są jeszcze w pełni zrehabilitowane i jeśli zacznę pracować, grozi mi kalectwo - opowiada pan Jerzy.
We wrześniu mężczyzna złożył więc odwołanie od decyzji ZUS-u. 11 października został wezwany na komisję odwoławczą do Gdańska.
- To jakiś absurd, ale tym razem w komisji znowu nie było ortopedy. Lekarki innych specjalności uznały, że musi mnie zbadać specjalista i odesłały z kwitkiem - denerwuje się pan Jerzy. - To chyba oczywiste, że powinien mnie obejrzeć ortopeda, a nie dermatolog czy jakiś inny lekarz, bo przecież chodzi o złamane kości - dodaje. Ale to, co jest oczywiste dla jednych, nie jest oczywiste dla innych. ZUS potrzebował dwóch miesięcy i powołania dwóch komisji, by dojść do wniosku, że o zdolności do pracy po doznaniu złamania kilku kości musi jednak orzec lekarz ortopeda.
- Ktoś płaci tym lekarzom zasiadającym w komisjach, a mi za każdym razem zwraca się koszty dojazdu. Chociaż tyle, bo od dwóch miesięcy nie otrzymuję żadnych pieniędzy i jestem bez środków do życia. Ale moim zdaniem to marnotrawienie pieniędzy podatników i mojego czasu - wylicza pan Jerzy.
- Takie są procedury - odpowiada Ewa Dusza, rzecznik prasowy ZUS-u. - Przepisy określają, że w komisji musi zasiadać lekarz, który ma drugi stopień specjalizacji i tyle. Może się więc zdarzyć, że kwestie ortopedyczne będzie rozstrzygał dermatolog. Ma on jednak prawo skorzystać ze wsparcia specjalisty - dodaje Dusza. W tym przypadku lekarz tego nie uczynił. Efekt jest taki, że sprawa wciąż się toczy. W najbliższym czasie pan Jerzy zostanie już po raz czwarty wezwany na komisję. Tym razem ma go zbadać ortopeda.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?