Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waszczykowski: - Sojusz z USA to tarcza ochronna

Krzysztof Nałęcz
Fot. BBN
- Można było ulokować tarczę nawet na Bornholmie. Ale partner musiał być wiarygodny. Za takiego uznano Polskę - mówi Witold Waszczykowski z Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Witold Waszczykowski

Witold Waszczykowski

ma 51 lat. Obecnie z-ca szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego (w miejsce Romana Polko). Do 11 sierpnia 2008 główny negocjator w sprawie amerykańskiej instalacji antyrakietowej w Polsce.

- "Stany Zjednoczone, a strategiczne rokowania rozbrojeniowe 1919-1936". Jak to możliwe, że autor pracy doktorskiej o rozbrojeniu zasiadł do rozmów zbrojeniowych? I to jako szef zespołu negocjacyjnego w sprawie ulokowania w Polsce elementów tarczy antyrakietowej?
- Teza mojej pracy doktorskiej była taka, że rokowania rozbrojeniowe nie przyczyniają się znacząco do zwiększenia bezpieczeństwa. Ostatnie duże rozmowy rozbrojeniowe miały miejsce w 1987 roku. Ograniczono wówczas liczbę pocisków średniego zasięgu, a zbrojenia jak były, tak są. Niby rozmowy trwają, ale strony spierają się od lat na przykład o definicję czołgu. 50 lat temu czołg to było działo na kołach. Teraz to najeżony bronią rakietową i elektroniką bliżej nieokreślony twór.

- Czy tarcza nie jest zaprzeczeniem polityki odprężenia, jaka ma miejsce w ostatnich latach? Nawet jeśli to tylko pozór.

- Rola tarczy jest zupełnie inna. Dla USA tarcza to obecnie część wojny z terroryzmem. Dla nas ma wymiar przede wszystkim polityczny. Nasze myślenie o tarczy zawierało się w uzyskaniu gwarancji sojuszu polityczno-wojskowego z USA. Taki sojusz jest dla nas, poza NATO, dodatkową gwarancją bezpieczeństwa.

- Ale to inne myślenie niż premiera Donalda Tuska, który wycofał pana z negocjacji i żądał konkretnej pomocy...

- Początkowo byliśmy przerażeni zawieszeniem negocjacji. Prezydent pytał mnie: "Co jest grane?". Na szczęście okazało się, że rząd początkowo nie mógł liczyć na polityczne skonsumowanie umowy. Przeciągnął sprawę, stawiając na inny, niż my, cel - zwykły targ o jakieś tam dodatkowe zabezpieczenia. Doprawdy, jedna, dwie, a nawet 10 baterii Patriotów ustawionych na linii Wisły, nie poprawi naszego bezpieczeństwa. Nasz sąsiad - Rosja - ma setki rakiet krótkiego i średniego zasięgu, którymi może nas w każdej chwili zaatakować. Negocjowaliśmy umowę, dzięki której każdy atakujący nas musi się liczyć z odwetem ze strony naszego sojusznika. To działa najlepiej i stąd to niezadowolenie Rosji. Cieszę się, że tę umową podpisano. Jest dobra dla Polski.

- Wybory w USA wygrał Barack Obama, a mówi się, że demokraci nie są entuzjastami tarczy. Obcięli ostatnio nawet budżet tego projektu.

- Z pragmatyzmu i zwykłej oszczędności, bo opóźniały się negocjacje w sprawie tarczy, co spowoduje przesunięcie ratyfikacji układu i budowy. Projekt obrony antyrakietowej powstał w administracji Billa Clintona, a od dawna większość w Senacie mają demokraci. Oni popierają ten projekt. Szef amerykańskich sił rakietowych generał Henry Obering, obecny niedawno w Polsce liczył, że budowa w Redzikowie ruszy nawet w 2008, a baza będzie gotowa w 2010. Teraz mówi się o 2012 roku. Mamy więc dwa lata opóźnienia.

- Wbrew zabawom w ciuciubabkę ze społeczeństwem, zwłaszcza lokalnym, obecnego i poprzedniego rządu, Amerykanie dawno wiedzieli, gdzie powstanie tarcza. Kiedy ten projekt nabrał realnych kształtów?

- Pod koniec lat 90. W grę wchodził pas północnej Europy od Anglii po Litwę. Litwa był poważnie rozpatrywana, ale leży jednak zbyt blisko Rosji. Można było ulokować tarczę nawet na Bornholmie. Ale i partner musiał być wiarygodny. Za takiego uznano Polskę.

- Mieszkańcy Słupska i Redzikowa muszą się liczyć z tym, że baza może być celem ataku. Powinni z tego tytułu mieć jakieś rekompensaty. Zwyczajnie dostać coś za to.

- O jakiej rekompensacie mówimy, kiedy w grę chodzi bezpieczeństwo całego państwa? Budżet budowy samej bazy, bez instalacji rakiet, to od 400-600 mln dolarów. Z pewnością region czeka rozwój gospodarczy, jak przy każdej tak dużej inwestycji.

- Przy głębszej analizie porozumienia w sprawie tarczy pojawia się wiele punktów niejasnych. Na przykład ilu żołnierzy będzie liczyła baza? Pisze się niby: "nie więcej niż 500", ale zaraz dodaje "w początkowym stadium budowy bazy".

- To zapis po prostu elastyczny, aby nie trzeba było co chwilę aneksować umowy. Normalna obsada takiej bazy nie liczy więcej niż 200 osób, ale w nadzwyczajnych wypadkach, na przykład zagrożenia, może być większa.

- Niczym nadzwyczajnym nie będą na przykład wybryki żołnierzy przyszłej bazy. Niedawno w Sopocie amerykańscy marynarze uczestniczyli w incydencie z pobiciem taksówkarza. Odpłynęli nie niepokojeni. Co z prawną eksterytorialnością bazy?

- To było nie do wynegocjowania, aby baza podlegała prawu lokalnemu. To jest wykluczone przez zapisy w doktrynie obronnej USA. Ale są inne zapisy w aneksie do umowy, gwarantujące zadośćuczynienie dla poszkodowanych. O cóż bowiem chodzi? Czy o to, aby ewentualny sprawca gnił w polskim więzieniu, czy o to, aby wszystkie szkody i krzywdy zostały naprawione? Chyba o to drugie?

- Pisze się też, że nie będzie prób bojowych, ale zaraz dalej dodaje się: "bez zgody polskiego rządu".

- Zapewniam, że w tym systemie próby wykonuje się poprzez symulacje. Nikt nie będzie wykonywał prób z rakietami. To system niesłychanie nowoczesny. Te rakiety prawdopodobnie nigdy nie zostaną wystrzelone.

- Nowoczesny, ale choć z założenia obronny, przez niektórych uznany za zagrożenie. Czy są jakieś argumenty przeciwników tarczy, które nie tyle pan podziela, co uznaje za sensowne?

- Na przykład taki: co będzie, jeśli Iran nagle zawiesi swój program atomowy? Jest też pewien argument albo raczej myśl pozostająca bez odpowiedzi, choć mało realna. Co w sytuacji, gdy jeden kraj - USA - stworzy wielką sieć obrony rakietowej, będącą w stanie sparaliżować 90 do 100 procent systemów rakietowych wszystkich innych państw? Taką miażdżącą przewagę może wykorzystać w niecnych celach.

- Wielu potrafi sobie wyobrazić taki scenariusz.

- Najbardziej Rosjanie, którzy tkwią w XIX-wiecznym, imperialnym postrzeganiu świata. Choć nie mają tego wpisanego w oficjalną doktrynę, kombinują oni tak: w przewidywalnej przyszłości dojdzie do wielkiej wojny o surowce i wojnę tę rozpoczną Stany Zjednoczone. To one bowiem najbardziej będą cierpieć na ów brak surowców. A wszelkie surowce od ropy i gazu po rudy ma Rosja. I to ona zostanie zaatakowana przez USA.

- To nierealne?
- Najtrudniej wyobrazić sobie, że USA z państwa demokratycznego przeistoczy się w kraj gangsterski, totalitarny i zaborczy. Społeczeństwo tamtejsze ma zbyt zakorzenione poczucie demokracji. Jeśliby stało się inaczej, trudno sobie wyobrazić konsekwencje dla świata. Przy tym problem polskiej tarczy będzie mniej istotny.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza