Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyprawa na Ural: uczestnicy eskapady wrócili już do Słupska

Zbigniew Marecki
Na granicy Europy i Azji uczestnicy wyprawy sfotografowali się  z ekipą przygotowującą się do powitania  oficjalnej delegacji Japonii, która przyjechała do Jekaterynburga na szczyt azjatycki.
Na granicy Europy i Azji uczestnicy wyprawy sfotografowali się z ekipą przygotowującą się do powitania oficjalnej delegacji Japonii, która przyjechała do Jekaterynburga na szczyt azjatycki. Fot. Zbigniew Marecki
Po 15 dniach podróży i przejechaniu ponad 7 800 kilometrów członkowie słupskiego Klubu Adventure off Road powrócili nad ranem do domu. Są zmęczeni, niewyspani, ale pełni wrażeń.

- Zrealizowaliśmy swoje cele. Dotarliśmy do granicy Europy i Azji. Odwiedziliśmy naszych rodaków w Jekaterynburgu, stolicy Uralu. Jeździliśmy bezdrożami Rosji oraz poznaliśmy różne jej oblicza - mówi Jerzy Pączek, prezes klubu.

Wyprawa rozpoczęła się 5 czerwca. Już jednak następnego dnia, na granicy łotewsko-rosyjskiej 9 uczestników wyprawy czekała przykra niespodzianka: ponad 10 godzin musieli czekać w kolejce na odprawę graniczną i celną., bo nie zdecydowali się na zapłacenie 50 euro od osoby za miejsce w kolejce, które oferowali zawodowi stacze. Na dodatek niewiele brakowało, a jeden z trzech samochodów terenowych, którymi poruszali się uczestnicy wyprawy, musiałby wracać do kraju, bo celniczka uznała, że napisane po polsku upoważnienie do kierowania samochodem, które podpisał obecny na miejscu właściciel, nie jest dla niej ważne. Zażądała upoważnienia napisanego po rosyjsku. Wtedy okazało się, że warto poznawać ludzi podczas stania w kolejce, bo sympatyczny, starszy Rosjanin, mieszkaniec Litwy, szybko przetłumaczył tekst upoważnienia, a zabrana przez prezesa Pączka pieczątka firmowa nadała pismu wartość urzędową.

Na szczęście po tym przykrym powitaniu już większych scysji z rosyjskimi urzędnikami nie było. Nawet wszechobecni funkcjonariusze rosyjskiej "drogówki", którzy uczestników wyprawy kontrolowali kilkanaście razy, nie byli zbyt dokuczliwi, a gdy uznali, że zostały złamane rosyjskie przepisy drogowe, dawali się przekonać "butelką najlepszej polskiej wódki".

Początkowo droga była dość monotonna, bo zachodnia Rosja do Moskwy to niekończące się kilometry złych dróg i otaczających ich łąk z krzewami, zagajnikami brzozowymi oraz rozpadającymi się drewnianymi chatkami pokrytymi eternitem albo blachą. Na tym tle bogactwem , rozmachem i imperialną potęgą szokuje Moskwa. Równie zaskakujące była rozciągająca się za Moskwą republika Tatarstanu, która w rosyjskiej federacji cieszy się sporą autonomią.

Jej stolica, Kazań , to nowoczesne miasto z biznesowym city w stylu amerykańskiego Manhattanu oraz słynną twierdzą kazańską, przemienioną w wielkie muzeum. Jej centrum stanowi błękitny meczet ze złotymi kopułami, który jasno uświadamia, że w tym regionie rządzą muzułmanie, potomkowie Tatarów. To oni przez kilka wieków panowali nad Moskwą. Źródłem bogactwa regionu jest ropa naftowa, a dość niepozorne szyby naftowe, które widać na każdym kroku, nie pozostawiają co do tego wątpliwości.
Zupełnie inny jest Jekaterynburg, stolica Uralu. To półtoramilionowe miasto wydaje się zasobne, ale jest brudniejsze i w latach dziewięćdziesiątych było miejscem ostrej walki grup mafijnych. O ich ówczesnej potędze świadczy cmentarz mafii, który wygląda jak aleja zasłużonych i marmurowe mauzolea gwiazd filmowych. W Jekaterynburgu można także zobaczyć, jak w Rosji odradza się kult ostatniego cara i jego rodziny, której członkowie właśnie w tym mieście zostali zamordowani przez bolszewików. Teraz w miejscu ich kaźni zbudowano cerkiew ze złoconymi kopułami, a w centralnym jej punkcie umieszczono ikony przedstawiające nowych świętych - cara i jego rodzinę. Natomiast za miastem, w Ganinej Jamie, gdzie bolszewicy zakopali ciała pomordowanych władców, trwa właśnie budowa potężnego monastyru, który z pewnością będzie rosyjską Częstochową. O tych ciekawostkach dowiedzieliśmy się od przedstawicieli polskiej Polonii (około 300 rodzin), która kultywuje pamięć o Polakach wywiezionych przez Stalina na Ural w latach 40. ubiegłego wieku, ale także cieszy się z kart Polaka , ułatwiających wyjazd do Polski.

- To było dla mnie duże przeżycie, że mogliśmy uczestniczyć w uroczystości wręczania pierwszych kart Polaka naszym rodakom w tym mieście - mówi Krzysztof Gąsiorowski, uczestnik wyprawy.

Podróżnicy dotarli także do granicy Azji i Europy, gdzie byli witani chlebem i solą, choć te honory przygotowano z myślą o uczestnikach szczytu azjatyckiego, który akurat rozpoczynał się Jekaterynburgu. W drodze powrotnej dowiedzili się także od Doroty Suchy, pracownicy uniwersytetu w Jekaterynburgu, która od Moskwy została przewodnikiem wyprawy, że piękno uralskich rzek i jezior może być zdradliwe.

- Nie radziłabym się tu kąpać, bo woda może być skażona radioaktywnie. Nieprzypadkowo w niektórych miejscach umieszczono informacje o zakazie kąpieli, a wędkarze nie mogą złowić ryb - ostrzegała.

Następnie podróżnicy wracali przez Baszkirię i Samarę. Tam w 40-stopniowym gorącu przeżyli chwile grozy, gdy w terenowym mercedesie zatarła się skrzynia biegów.

- Trzeba ją wymienić. To zajmie 4 dni - uznali miejscowi mechanicy.

- Wlejemy nowego oleju i pewnie ruszy - zdecydował Jerzy Pączek, po konsultacjach z innymi kierowcami i mechanikami, którzy brali udział w wyprawie. Najbardziej zaskakując było to, że miał rację, bo samochód w dobrej formie dojechał do Słupska, a podróżnikom starczyło odwagi, aby po drodze jeszcze odwiedzić przepiękne Wilno i przypominający Malbork zamek w litewskich Trokach. W drodze powrotnej już snuli plany związane z kolejnymi podróżami w przyszłym roku. Tym razem może do Albanii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza