- Po pierwszych porannych wybuchach zrozumieliśmy, że sytuacja jest bardzo poważna. Mieszkamy w centrum Kijowa. Razem z mężem postanowiliśmy chronić nasze córki. Zapadła decyzja, aby wywieźć je z Kijowa – mówi Olena. Dodaje, że stało się to szybko. I to bardzo dobrze. – Mamy kontakt ze znajomymi, którzy zostali w Kijowie. Są rosyjskie ataki. Ludzie chowają się w piwnicach, podziemnych garażach. Strzały są też przy naszym budynku. Wszyscy boją się o swoje życie – opowiada mieszkanka Kijowa.
- Mąż dowiózł nas do granicy. I wrócił do Kijowa. Będzie w terytorialnej obronie. Granicę przekroczyliśmy w Hruszowie-Budomierzu – opowiada Olena. – Wyjazd z Kijowa był ciężki. Tworzyły się korki. Było dużo wypadków, ludziom udzieliła się panika, duże emocje. Z Kijowa do Lwowa jechaliśmy 16 godzin, a zwykle jest to 6. Były problemy z paliwem.
Olena mówi, że nikt z nich nie spodziewał się takiego ataku Rosji na ich kraj. I nie wie, jak to się skończy.
Pytamy, czy wyobraża sobie, że może nie wrócić na Ukrainę. – Nie chcę nawet tak myśleć – odpowiada.
15-letnia Liza mówi, że w Kijowie została rodzina, przyjaciele, znajomi. – Boję się o nich. Dużo młodych ludzi angażuje się do pomocy. Ryzykują – powiedziała Liza.
10-letnia Marina powiedziała nam, że bała się wybuchów.
Olena jest wdzięczna Oldze i Sławomirowi Czomko, za ich przyjęcie. – Dziękuję całej Polsce za to, co robicie dla nas – mówi Olena. I jeszcze drobna, ale ważna rzecz. – Na granicy przepuszczono nas z psem. Nikt nie robił problemów. Nie moglibyśmy go zostawić – kończy Olena.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?