Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmora hipermarketów i policjantów

Piotr Kawałek
Wielu młodych ludzi kradnie w sklepach tylko po to, aby coś zjeść. Głód nie jest jednak usprawiedliwieniem i muszą ponieść za swój czyn odpowiedzialność
Wielu młodych ludzi kradnie w sklepach tylko po to, aby coś zjeść. Głód nie jest jednak usprawiedliwieniem i muszą ponieść za swój czyn odpowiedzialność Fot: Sławomir Żabicki
Kradzieże w dużych sklepach samoobsługowych wciąż są prawdziwym utrapieniem handlowców i policji. W ciągu miesiąca w jednym tylko hipermarkecie w Słupsku policja interweniowała prawie 100 razy. W innych sklepach pracownicy dzwonią na policję tylko w szczególnych przypadkach

Najczęściej do kradzieży dochodzi w Kauflandzie. Najwięcej złodziei jest wśród młodzieży. Zazwyczaj kradną produkty spożywcze (słodycze, napoje), które zjadają i wypijają przed dojściem do kasy. Wielu robi to tylko dla zabawy, ale są też i tacy, których po prostu nie stać na zakupy. Policja jest wzywana kilka razy dziennie, do każdej, nawet najmniejszej kradzieży. - Reagujemy na każde wezwanie, jednak tak duża liczba drobnych kradzieży utrudnia nam pracę. Policjanci, którzy w tym czasie powinni patrolować ulice, przez kilka godzin przesłuchują sprawców i sporządzają protokoły - mówi Emilia Adamiec, rzecznik słupskiej policji.
W przypadku nieletnich trzeba dodatkowo wzywać psychologa i rodziców, co jeszcze wydłuża czas trwania przesłuchania. Tylko w ciągu miesiąca istnienia hipermarketu do Sądu Grodzkiego trafiło ponad 100 wniosków o ukaranie złodziei, do Sądu Rodzinnego i Nieletnich - kolejnych 100.
Złodzieje nie omijają też Reala. Jednak tu policja nie ma aż tyle pracy. Pracownicy ochrony w przypadku wykrycia drobnych kradzieży, na prośbę złodzieja rozwiązują sprawę polubownie. - Odbywa się to na podstawie ugody cywilno-prawnej. Sprawca musi zapłacić równowartość skradzionego towaru i symboliczne zadośćuczynienie, wtedy zapominamy o sprawie - informuje Isolda de Saint-Paul, rzecznik Reala.
Podobnie jest w supermarkecie ABC. Pracownicy wzywają policję tylko w przypadku większych kradzieży lub gdy klient jest agresywny. - Jeśli dziecko ukradnie batonik lub loda, dzwonimy do rodziców, w przypadku starszej młodzieży najczęściej każemy oddać towar i wypraszamy ze sklepu. Poza tym już z zachowania klienta widać, czy chce ukraść, czy nie i staramy się temu zapobiec. Nie ma sensu w takich przypadkach dzwonić na policję, szkoda czasu i paliwa - mówi Barbara Gwiżdż, właścicielka delikatesów.
Nic nie wskazuje na to, że ochrona Kauflandu pójdzie w ślady konkurencji i będzie próbowała w inny sposób radzić sobie ze sklepowymi złodziejami. - O każdej kradzieży nadal będziemy informowali policję, sami nie możemy wymierzać kar, bo tak stanowi polskie prawo - tłumaczy Jarosław Kaduczak, rzecznik prasowy Kaufland Polska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza