Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zobaczyć to, co niewidzialne

Rafał Nagórski
collage Dawid perz
collage Dawid perz
Choć policja i eksperci od poszukiwań osób zaginionych nie polecają kontaktu z jasnowidzami, to rodziny tych, którzy przepadli bez śladu, często traktują ich podpowiedź jako jedyny trop, którym należy podążać. Nawet jeśli ten trop prowadzi do poznania prawdy najokrutniejszej.

Ludwik Hartwich, gminny radny ze Sławna, zaginął w piątek 7 lipca w samym centrum nadmorskiego Jarosławca. Około południa na chwilę opuścił prowadzone przez siebie stoisko z pamiątkami. Zostawił klucze i dokumenty i od tej pory słuch po nim zaginął. Policja nie znalazła żadnych świadków, którzy widzieliby radnego lub mogliby podpowiedzieć, co się z nim dzieje.
- Nie zastanawiałam się długo. Po kilku dniach bezproduktywnego siedzenia w domu pojechałam do jasnowidza - relacjonuje życiowa partnerka radnego. - W takich sytuacjach człowiek jest gotowy na wszystko. Łapie się każdej podpowiedzi, każdego tropu - dodaje, ściskając teczkę ze zdjęciami bliskiego sercu mężczyzny.

Łatwiej mówić mu o nieżywych

Z wizyty w domu Krzysztofa Jackowskiego w Człuchowie ma dobre wspomnienia. - Wziął zdjęcie. Poprosił, żebym na dłuższą chwilę się oddaliła - podkreśla.
Jackowski pytał o to, jakim Hartwich jest człowiekiem. Sam powiedział o nim parę słów, które wydały się kobiecie prawdziwe, ale najważniejsza dla niej była diagnoza: - Pan Ludwik żyje i niebawem się odnajdzie - miał oznajmić z pewnością w głosie jasnowidz. Nie potrafił stwierdzić, co się z nim teraz dzieje, ale dla kobiety to też była dobra wiadomość. - Bo Jackowski wyznał, że łatwiej mu określić losy osób, które nie żyją - dodaje kobieta.

Wizja na kartce

Na wizytę u jasnowidza, ale dopiero po dwóch latach bezproduktywnych poszukiwań, zdecydowała się Lucyna Kryszewska, sołtys wsi Radosław w powiecie sławieńskim. Szukała 44-letniego brata Ryszarda. Początkowo sądziła, że żyje. Z nadzieją odwiedzała różne przytułki i schroniska. Nie rozstawała się z jego zdjęciem, bo a nuż mogła trafić na kogoś, kto widział, co się stało ze zdrowym mężczyzną, który wyszedł z domu do pracy i ślad po nim zaginął.
Jej wybór też padł na Jackowskiego. I podobnie jak bliscy Hartwicha na wizję musiała poczekać, oddalając się co najmniej na kilometr od jego domu w Człuchowie. Kilka zdań spisanych na kartce przekazała jej córka jasnowidza. Niestety, była tam też i mapka z miejscem, w którym miało leżeć ciało Ryszarda. - Jackowski stwierdził, że brat został zamordowany, uduszony lub powieszony - wspomina kobieta. - Jako miejsce, w którym należy szukać ciała, wskazał leśne bajoro znajdujące się w pobliżu jego domu w podsławieńskim Pątnowie.

Odtwarzają ostatnie chwile

Pół roku później prawie kilometr od domu zaginionego leśniczy znalazł ludzką czaszkę. Badania DNA potwierdziły, że jest to czaszka Ryszarda. Policja, mimo braku jakichkolwiek innych śladów stwierdziła, że mężczyzna się powiesił, ale pani Lucyna do dzisiaj w to nie wierzy.
Nie potrafi też stwierdzić, czy lepiej poznać nawet najgorszą prawdę, czy liczyć się wciąż z tym, że najbliższa osoba gdzieś jest i żyje. - Najgorsze w tym wszystkim jest to, że człowiek sam zostaje z problemem. A nawet jeśli sprawa teoretycznie się wyjaśni, to zawsze w głowie wciąż kołacze się jedno pytanie: dlaczego? - zamyśla się.

Czego mamy się chwytać?

Długie poszukiwania i kontakty z kilkunastoma ludźmi, którzy posiedli dar poznawania przeszłości i przyszłości, potrafią też zmienić tych, którzy szukają u nich pomocy.
- Przeżyliśmy już wielu jasnowidzów. Niektórzy sami się do nas zgłaszali. Wciąż korzystamy z ich podpowiedzi, bo czego mamy się chwytać? - zwierza się Grażyna Wołyńska z Karlina, której córka Ewa zaginęła już cztery lata temu. Miała wtedy dziesięć lat. Ostatni raz Grażyna Wołyńska widziała Ewę przez okno kuchenne. Szła w kierunku lasu z nieznaną dziewczynką. Policja i ratownicy przypuszczali początkowo, że podczas spaceru Ewa wpadła do Parsęty, która przepływa w pobliżu domu Wołyńskich. Do dzisiaj nic jednak na temat losów dziewczyny nie wiadomo.
- Większość jasnowidzów odtwarzała to, co działo się z Ewą w ostatnich dniach lub tygodniach przed zaginięciem - przypomina pani Grażyna. - Nawet wersja Jackowskiego, że córka ześlizgnęła się z kamienia i wpadła do wody, która początkowo wydawała się stuprocentowo pewna, nie pochodziła z dnia zaginięcia - tłumaczy. - Taka sytuacja wydarzyła się kilka dni wcześniej. Córka faktycznie wpadła do wody, ale po kolana. Nic jej się nie stało - dodaje.
Sama doświadcza wizji
Czujemy się tak, jakbyśmy wiecznie czekali na dworcu PKS na przyjazd autobusu - opisują Wołyńscy cztery lata swojego życia. - Ostatni raz kontaktowaliśmy się z wizjonerem jakiś rok temu. Potwierdził to, co inni mówili wcześniej: Ewa została porwana, wywieziona do Niemiec i tam zmuszana do pracy w domu publicznym.
Ostatni trop wskazany przez jasnowidza to niemiecki Stuttgart, Wołyńscy mają nawet nazwisko rodziny, u której miałaby przebywać Ewa. Liczą na pomoc policji.
- Nie ma w nas nienawiści, ale ciągle zastanawiamy się dlaczego - wyznaje nasza rozmówczyni. - Człowiek po tak ciężkim przeżyciu mocno się zmienia. Ja sama mam wizje, dziwne sny z córką, które nie wiem już jak interpretować. Widziałam też swoją duszę - zwierza się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza