Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

7 marca 1945 roku w Słupsku. SS morduje więźniów i swoich

Fot Archiwum GP
W październiku 1948 roku ciała przeniesiono na cmentarz komunalny.
W październiku 1948 roku ciała przeniesiono na cmentarz komunalny. Fot Archiwum GP
Tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Słupska naziści zabili 22 robotników przymusowych. Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną tej egzekucji. Udało się zidentyfikować jedynie pięć ciał.

Na początku lipca 1944 roku na terenach kolejowych założono podobóz obozu koncentracyjnego Stutthof o nazwie Aussenkommando Stolp. Był ogrodzony wysokim parkanem. Według danych zgromadzonych w dokumentach obozowych Stutthofu w obozie byli zgromadzeni głównie Żydzi z Łotwy, Niemiec, Węgier, Austrii, Czech i Polski. Wśród nich znajdowało się też dwudziestu chłopców (w wieku od 10 do 14 lat) przetransportowanych z łódzkiego getta. Łącznie w obozie osadzonych było 700 osób - 400 mężczyzn i trzysta kobiet. Warunki życiowe były fatalne.

Obóz został w całości ewakuowany na początku 1945 roku. Nie wiadomo dokładnie, w jakim czasie. Jedynym ocalałym z niego był polski więzień, lekarz obozowy Lech D., który w listopadzie 1944 roku został przeniesiony do Gdyni. On właśnie w czasie przesłuchania przez Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich zasugerował, że wszystkie 700 osób zostało zamordowanych podczas ewakuacji obozu. Hipotezę może potwierdzać fakt, że mimo licznych poszukiwań świadków - więźniów po wojnie, nie zgłosił się żaden z nich.

Drugim obozem w Słupsku - tu osadzono robotników przymusowych - był Schliepgrund 2, który umiejscowiono przy dzisiejszej ulicy Kozietulskiego. Od lata 1941 roku zgromadzono tam większość pracowników rozsianych do tej pory na terenie całego miasta. Komendantem obozu był Rudolf Hagemeister (członek NSDAP).

Właśnie z tego obozu pochodziły 22 osoby rozstrzelane 7 marca 1945 roku tuż przed zajęciem Słupska przez Armię Czerwoną.

Według Ernesta Hoffmana przesłuchiwanego po wojnie urzędnika niemieckiej policji, zbrodni dokonał oddział specjalny SS o nazwie SS - Sonderstab III, który zajmował się likwidacją potencjalnych źródeł oporu na tyłach frontu.

Kilkanaście dni przed 7 marca Niemcy aresztowali kilkanaście osób wśród robotników przymusowych. Po południu 7 marca, po godzinie 15 wszyscy zostali przeprowadzeni w pobliże drogi Słupsk - Krępa. Piętnastu z nich zabito strzałem w tył głowy. Jeden został zakopany żywcem po postrzale w prawe płuco. U kolejnych czterech stwierdzono po wojnie (w wyniku ekshumacji), że przyczyną śmierci było rozległe złamanie kości czaszki, którego przyczyną było uderzenie twardym i tępym przedmiotem. Dwie kolejne ofiary zmarły od strzałów w inne części ciała.

Z 21 mężczyzn i jednej kobiety udało się zidentyfikować pięć osób: Piotra Szprychę, Józefa Dobosza, Władysława Sztokingera, Stefana Borzęckiego i Józefa Szczyglińskiego. Narodowość pozostałych nie jest znana. Przyjęto jednak, na podstawie ubrań, że większość stanowili Polacy i Rosjanie. Po wojnie w czasie ekshumacji obok dołu, w którym zakopano pomordowanych, znaleziono drugi, gdzie odnaleziono dwa ciała ludzi, których śmierć nastąpiła w wyniku powieszenia. Tych zidentyfikowano jako Niemców (badający sprawę prokurator Janusz Wolski przyznał to dopiero w latach 80. XX wieku). Według Zdzisława Machury, słupskiego historyka, mógł nim być sekretarz sądu powieszony na placu Zwycięstwa za udostępnienie porcji chleba rosyjskim jeńcom.

Przez lata PRL śmierć tych dwóch ostatnich skrywano jak wstydliwą tajemnicę.
Zeznania świadków

Emil Lentz, niemiecki robotnik leśny mieszkający w pobliżu miejsca egzekucji

- Widziałem dwie egzekucje. Jedną, kiedy dwóch SS-manów przyprowadziło do brzegu dołu od strony drogi swą ofiarę, trzymając ją silnie za ręce. O krok przed dołem ofiarę tę puszczono, a SS-man idący od lewej strony zaszedł ofiarę z tyłu, pchając ją do przodu i strzelając w tył głowy. Kiedy jedna ofiara zniknęła w dole, następnych dwu SS-manów doprowadziło ostatnią ofiarę, która po dojściu do brzegu dołu w ten sam sposób zastrzelono. Jedną z tych ofiar była kobieta.

Eugenia Bińkowska, polska robotnica przymusowa

- Gdzieś w godzinach popołudniowych, około godziny 15 zauważyłam poprzez drzewa, w odległości około 100 metrów, idącą w kierunku przez nas wykopanego dołu grupę około 20 mężczyzn w cywilnych mundurach. Wokół biegło kilka psów. Nas wówczas wyprowadzono z kopanych rowów, ustawiono w szeregu i kazano odwrócić się plecami do przyprowadzonej grupy. Usłyszałam odgłosy kolejnego odliczania w języku niemieckim. W pewnej chwili myślałam, że ludzi tych przyprowadzono nam do pomocy, ale wówczas usłyszałam najpierw jeden strzał, a potem dalsze. Pilnujący nas Niemiec kazał nam wówczas oddalić się w kierunku miasta, ponaglając nas krzykiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza