Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adwokat ze Szczecinka został współtwórcą książki o Hansie Klossie

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Tomasz Musiał, jeden ze współtwórców książki o Hansie Klossie
Tomasz Musiał, jeden ze współtwórców książki o Hansie Klossie Rajmund Wełnic
Rozmowa z mecenasem Tomaszem Musiałem ze Szczecinka, współautorem książki o serialu „Stawka większa niż życie”.

Czy pamięta pan, kiedy pierwszy raz obejrzał serial o przygodach agenta J-23, czyli Hansa Klossa?

Jak przez mgłę. Pierwsza emisja miała miejsce pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku, a więc byłem w wieku starszym przedszkolnym i utkwiły mi w pamięci sytuacje, jak płakałem, gdy Kloss był czymś zagrożony. Mocno to przeżywałem. Bez wątpienia był to mój idol z czasów dzieciństwa. Jego obraz był idealny, natomiast Hermanna Brunnera szczerze wtedy nienawidziłem. Potem, w latach 70., „Stawkę” co jakiś czas pokazywano w telewizji, więc oglądałem ją coraz bardziej świadomie, poznając kontekst historyczny, lepiej rozumiejąc różne niuanse. Nie liczyłem, ile razy obejrzałem cały serial, ale pewnie dziesiątki razy. W telewizji. Potem kupiłem całą kolekcję na taśmach wideo i płytach DVD. I wciąż oglądam, może nie od deski do deski, ale chętnie wracam do pojedynczych odcinków, a było ich w sumie 18. Zaznaczam, że zawsze lepiej smakuje oglądanie w czasie emisji na żywo niż odtwarzanie z posiadanych nośników. Do moich najbardziej ulubionych odcinków należą „Podwójny nelson”, „Żelazny Krzyż” i „Bez instrukcji”.

Może zrobię mały test na początek? Jaki stopień miał Hans Kloss w Wehrmachcie, a jaki, gdy pojawił się w polskim mundurze?

Ależ to proste... Poznajemy go, gdy był porucznikiem, potem w odcinku „Edyta” awansował na kapitana, a pod koniec serialu występuje jako major, ale polskiego wojska.

Na czym polega fenomen „Stawki”, która przecież zaraz będzie miała 60 lat, a wciąż znajduje nowych widzów?

Myślę, że na sumie wszystkich czynników, które sprawiają, że perypetie Klossa nie stały się ramotą. Oczywiście na początku jest bardzo dobry scenariusz, z ciekawą intrygą. Znakomita reżyseria Janusza Morgensterna i Andrzeja Konica. Kapitalna wręcz gra aktorska, dodam, że obsadę serialu oprócz Stanisława Mikulskiego jako Klossa czy znakomitego Emila Karewicza, jako Brunnera, stanowiła absolutna czołówka polskich aktorów, którzy pojawiali się niekiedy w epizodycznych rolach. Władysław Hańcza, Beata Tyszkiewicz, Zbigniew Zapasiewicz, Bronisław Pawlik, Jan Englert, Ignacy Gogolewski, i tak można wymieniać. Nie zapominajmy o doskonałej muzyce Janusza Dudusia Matuszkiewicza tworzącej klimat filmu, a motyw przewodni rozpozna chyba większość Polaków. Doceńmy też pieczołowitość, z jaką tworzono scenografię, dobierano plenery czy rekwizyty zgodne z epoką.

No właśnie, zatrzymajmy się na tematyce rozdziału książki „Stawka większa niż życie. Dossier”, której jest pan współautorem. Jest poświęcony dobrom luksusowym, jakim otaczał się Hans Kloss. Skąd takie zainteresowanie, lubi pan luksus?

A kto nie lubi? (śmiech). Otóż serial ma pewne analogie z serią filmów o agencie 007 Jej Królewskiej Mości Jamesie Bondzie. Niektórzy twierdzą nawet, że to była nasza odpowiedź na te zachodnie filmy, że przygody Klossa były wręcz inspirowane Bondem, który od pięknych kobiet i luksusów też nie stronił... (tu rozmowę przerywa telefon odzywający się... a jakże, tematem muzycznym z czołówki „Staw-ki”). Pamiętajmy też, jaki był kontekst tamtych czasów. Późne lata 60., ogólna siermiężność rządów schyłkowego Gomułki, gdy w sklepach z rzadka pojawiały się takie rarytasy, jak pomarańcze i cytryny, i ludzie zwyczajnie tęsknili za powiewem nawet nie tyle luksusu, ale choćby normalności. Wyszukane alkohole czy cygara można było zobaczyć co najwyżej w filmie. Ludzie tęsknili też za dalekimi podróżami, bo z PRL można było najwyżej wyjechać do innych demoludów (krajów bloku wschodniego tzw. demokracji ludowej - red.), a i to nie wszyscy. Stąd scenarzyści lokują przygody Klossa a to we Francji, a to w Turcji. Tęsknota za czymś więcej niż siermięga tamtych czasów przejawia się mocno w serialu.

W jaki sposób wyławiał pan dobra luksusowe, jakimi otaczał się J-23? Co je, co pije, co pali, jak się ubiera?

Uważnie oglądając każdy odcinek, przy czym muszę powiedzieć, że było mi znacznie łatwiej po cyfrowej obróbce filmu i podniesieniu jakości obrazu do standardu HD, co pozwala dostrzec wiele szczegółów. Na ekranie Kloss je mało. Stanisław Mikulski tłumaczył mi, że jedzenie jest mało fotogeniczne i źle wypada na ekranie, w odróżnieniu od palenia papierosów czy picia alkoholu. Papieros buduje akcję i napięcie albo wypełnia dłużyzny. J-23 zdecydowanie najbardziej gustuje we francuskim koniaku Martell, ale nie stroni i od innych alkoholi: dwukrotnie pije piwo, o ile uznamy je za alkohol luksusowy. Sięga też po bimber czy nalewki.

Mało pedagogicznie, ale co palił?

Najpopularniejszymi papierosami niemieckimi w tym czasie była marka Juno i faktycznie kilkukrotnie widzimy, jak je pali. W odcinku „Oblężenie” Kloss częstuje profesora Glassa amerykańskimi Camelami, co ten kwituje z dużym zadowoleniem. Zdarzały się i cygara, i to te droższe. Jest w serialu m.in. dialog Geibela. kreowanego przez Czesława Wołłejkę, z Brunnerem (Emilem Karewiczem), gdzie pada słynne stwierdzenie „Gdybym był niedyskretny, to spytałbym, skąd pan ma na pięciomarkowe cygara?”. W odpowiedzi możemy usłyszeć: „Na szczęście obaj jesteśmy dyskretni”. Przy okazji warto wspomnieć o mundurach niemieckich, jakie pojawiają się na ekranie. W obiegowej opinii projektować je miał Hugo Boss, do dziś kojarzący się z luksusową modą. Tymczasem jego firma jedynie szyła uniformy dla członków NSDP, SS czy Wehrmachtu, ale nie projektowała ich.

No właśnie, skąd Niemcy mieli te dobra, często importowane, wszak III Rzesza była objęta dość ścisłą blokadą handlową i morską?

Co nie przeszkadzało im jednak ściągać nie tylko dobra luksusowe. Kwitł przemyt, pamiętajmy też, że Niemcy podbili pół Europy i rabowali dzieła sztuki, łupili podbite kraje i ich mieszkańców. Szczególnie w dobre alkohole obłowili się we Francji, niejeden z wyższych oficerów korzystał i z takich owoców zwycięstwa. Paradoksalnie, to w PRL bywały problemy z dostarczeniem rekwizytów tego rodzaju na plan filmowy. Alkoholu co prawda przed kamerami oficjalnie nie pito, zamiast koniaku była np. herbata, co potwierdzało wielu aktorów. Nieco trudniej było imitować szampana, gdyż powinien mieć bąbelki i się pienić. Jedna z anegdot zasłyszanych od Emila Karewicza opowiada o tym, że w czasie kręcenia kolejnych dubli sceny sylwestra w mieszkaniu Klossa w odcinku „Edyta” zabrakło szampana. Pomysłowy rekwizytor zastąpił go wodą z dodatkiem sody oczyszczonej, która ładnie się pieni. Wywołało to u aktorów uczestniczących w sensacje żołądkowe i konieczność szybkiego odwiedzenia pewnego przybytku. Inaczej wyglądała sytuacja z niemożliwą wówczas do zdobycia coca colą. Jak wspominał Tadeusz Pluciński, tu produkcja postarała się i aktorzy pili oryginalny napój zakupiony w sklepie dewizowym.

Kloss często zerka na zegarek...

Owszem, nawet na trzy zegarki, bo różne marki, za każdym razem renomowanych szwajcarskich producentów, pojawiają się w różnych odcinkach na jego ręce. To Omega, Tissot i Jaeger LeCoulture, jak sprawdzałem ostatnio w internecie, to ceny czasomierzy tej ostatniej marki zaczynają się od ponad 30 tysięcy złotych.

Czy Stanisław Mikulski był jedynym kandydatem do roli Klossa, roli, z której już nigdy się nie wyzwolił?

Rozmawiałem z nim o tym, zresztą sam wielokrotnie o tym wspominał, że rola ta była dla niego zarazem błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Wiele na niej zyskał, przede wszystkim ogromną popularność i rozpoznawalność. Nie tylko w Polsce, bo „Stawka” była pokazywana we wszystkich chyba krajach socjalistycznych. Ubóstwiany był na Węgrzech w czasie wizyty w Budapeszcie, a na stadionie owacyjnie witało go 100 tysięcy ludzi. Wjeżdżał na stadion powozem, a ukryty z tyłu powozu aktor, który użyczał głosu Klossowi w dubbingowanej wersji węgierskiej, mówił do publiczności. Tłum ogarnęło wielkie szaleństwo. Ale faktycznie, później rola mocno ograniczyła jego działalność aktorską i do końca życia się od niej nie uwolnił, co udało się np. aktorom z realizowanego w tym samym czasie serialu „Czterej pancerni”. Mówiło się, że Klossa miał zagrać Ignacy Gogolewski, o co zresztą miałem okazję go spytać. Odpowiedział cytatem ze „Stawki”, z odcinka, w którym sam zagrał, czyli „Ostatnia szansa”: „W tym domu nikogo o nic nie należy pytać”. Ostatecznie w jednym z odcinków zagrał porucznika Rupperta. Tak czy inaczej, mundur leżał na nim co najmniej tak samo szykownie, jak na Mikulskim.

Do języka potocznego weszło wiele cytatów z filmu - np. słynne „Brunner, ty świnio” czy „Nie ze mną te numery Brunner”.

To mit, takich słów nigdy Kloss do Brunnera nie powiedział, to pokłosie jakiegoś kabaretu, który tak to ujął. Faktycznie w filmie pada stwierdzenie „Nie ze mną te sztuczki Brunner”. W odcinku „Oblężenie” panowie używają wobec siebie mocnego słownictwa. Kloss mówi: „Niezła z ciebie kanalia, Brunner”, ale kwestii ze świnią nie było. Gdy spotykamy się w gronie członków Klubu Miłośników „Stawki”, to potrafimy cytować listy dialogowe i mówić do siebie tylko cytatami z filmu. Ulubionych cytatów mam mnóstwo, łącznie z oklepanym „Najlepsze kasztany są na placu Pigalle”, ale najbardziej lubię ten z odcinka „Zdrada”, gdzie dwóch gestapowców dyskutuje, jak należy postępować z pięknymi kobietami, i pada kwestia „Z pięknymi kobietami należy postępować umiejętnie”. Jak widać, „Stawka” może być też szkołą życia.

Wspomniał pan o klubie, cóż to za organizacja, czym się zajmujecie?

Poniekąd jej dziełem jest ta książka. Klub Miłośników „Stawki” zrzesza kilkadziesiąt osób, a genezą sięga roku 2009, gdy na krótko w Katowicach powstało muzeum Hansa Klossa. Ostatecznie projekt szybko upadł, nie zdążyłem go nawet zwiedzić. Niemniej zgromadził wielu pasjonatów serialu i tak z inicjatywy Bogdana Bernackiego, autora kilku książek o filmie, powstał klub. Udało nam się m.in. spotkać z około 50 twórcami serialu, choć, niestety, z żadnym z reżyserów. Naszymi gośćmi byli głównie aktorzy, i to nie tylko odtwórcy głównych ról. I właśnie dla nich te spotkania miały ogromne znaczenie i były dla nich, i dla nas wielkim przeżyciem. Niestety, coraz ich już mniej. Z niektórymi się zaprzyjaźniliśmy. Na każdym niemal spotkaniu jest Irena Karel, która w „Hotelu Exelsior” serwowała „kawę z cukrem i uśmiechem”. Blisko też byliśmy z nieżyjącym już Zygmuntem Malanowiczem, który w odcinku „Bez instrukcji” grał niemieckiego agenta przerzuconego do Anglii. Początkowo chcieliśmy spotykać się jedynie w miejscach, w których kręcono serial, porównywać, jak zmieniły się do dziś. Poza studiem plenery były we Wrocławiu, Łodzi, Olsztynie, Płocku i okolicach. Po jednym odcinku kręcono w Warszawie i w Krakowie. Oczywiście było także Trójmiasto. Np. sopocki Hotel Grand to Hotel Excelsior, a dworzec kolejowy w Gdyni udawał stambulski. Na marginesie dodam, że byłem w Stambule i faktycznie da się dostrzec podobieństwo obu dworców. W odcinku „Cafe Rose” Kloss gubi śledzącego go tajniaka na stambulskim bazarze, który ulokowano w Gdańsku i Łodzi. Jeszcze lepiej widać magię sztuki filmowej pod koniec odcinka „Liść dębu”, gdzie Kloss razem z generałem kreowanym przez Stanisława Jasiukiewicza wchodzi do lochu w Pieskowej Skale, wychodzi z niego w Łagiewnikach pod Łodzią i patrzy na most znajdujący się we Wrocławiu. Różne rzeczy decydowały o lokalizacji, zwykle zabudowa np. poniemiecka, ale też zwyczajnie bliskość wytwórni filmowej, bo wyjazd ekipy w daleki plener był kłopotliwy i kosztowny. Wyjazdy zagraniczne były wówczas de facto niemożliwe, więc skutkiem ubocznym tego było mistrzostwo i inwencja scenarzystów starających się oddać realia epoki. Mamy w klubie kilku speców, którzy wynajdują te lokalizacje, śledząc np. obrazki z Google street view. Gdy powstał pomysł stworzenia dzieła podsumowującego wiedzę o „Stawce”, mi przypadła rola autora rozdziału o serialowym luksusie.

Fenomen „Stawki” doczekał się jakichś opracowań naukowych?

Przed rokiem Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu zorganizował sesję naukową na temat fenomenu serialu. Jako członkowie Klubu Miłośników „Stawki” , uczestniczyliśmy w niej i mieliśmy okazję wygłosić tam kilka referatów. Mnie przypadł w udziale referat pod znamiennym tytułem, „Dla kogo pracujesz Hans, czyli o politycznej poprawności Hansa Klossa”.

Często zamiast „Stawka większa niż życie” mówi się po prostu Kloss. Ale bylibyśmy niesprawiedliwi, gdybyśmy nie oddali hołdu Emilowi Karewiczowi i jego Brunnerowi. To jest genialna rola.

Zgadzam się, o ile Mikulski jest nieco posągowy, bez skazy, o tyle Karewicz zagrał złowrogiego essesmana znakomicie. Jego Brunner to naprawdę cynik i świnia. Może właśnie dlatego wspomniany wcześniej cytat tak się przyjął. Kapitalna rola, zgadzam się i posłużę się kolejnym cytatem z pierwszego odcinka, gdzie rozmawia dwóch gestapowców i pada kwestia „To była dobrze pomyślana i dobrze wykonana robota, Słowianie nie są do tego zdolni”.

Właśnie, były czasu PRL: propaganda, a Kloss to przecież agent sowiecki, choć na koniec w polskim mundurze. Była cenzura, film - jak każdy - musiał przejść kolaudację. I czy coś - oprócz tego cytatu - udawało się przemycić twórcom niezgodnego z linią partii?

Film generalnie stronił od polityki i - na miarę epoki - to się udawało. W książce jest cały rozdział poświęcony ocalałym protokołom kolaudacyjnym, czyli zapisom dyskusji osób, które decydowały o dopuszczeniu go do rozpowszechniania. Niekiedy nakazywali cięcia i zmiany, aby nic takiego się tam nie znalazło. Tu ingerencji nie było za dużo, twórcy zapewne sami się pilnowali. Ale np. są zastrzeżenia, że na styku filmowych relacji Gestapo - Abwehra ci drudzy wypadają zbyt pozytywnie. Jak występują partyzanci, to oczywiście związani z „sojusznikiem” ze wschodu, których w rzeczywistości było niewielu, a nie z Armii Krajowej. Niemniej, porównując „Stawkę” do „Czterech pancernych”, przekaz ideowy był w niej stosunkowo znikomy. Ta druga sztandarowa produkcja była jednak znacznie bardziej naznaczona ideologią, propagandą i po prostu przekłamaniami i manipulacjami historycznymi. Z założenia twórcy „Stawki” starali się unikać odniesień historycznych. W odcinku „Zdrada”, gdy wystąpiła konieczność ukazania postaci historycznej, jaką był szef Abwehry, admirał Canaris, ukazane są jedynie oczy i dłonie grającego go aktora Zygmunta Hibnera.

Oficjalny przekaz był jasny: „Niemcy są źli”. A czy jest w „Stawce” dobry Niemiec?

O dziwo są, choć niewielu. Wspomniany porucznik Ruppert wydaje w ręce Gestapo łączniczkę konspiracji, ale przechodzi ewolucję i na koniec umożliwia jej ucieczkę. Każdy film warto oglądać, znając tło historyczne, ale też realia czasu, gdy powstawał. Np. w „Stawce” pominięto tragedię polskich Żydów, tematu Holocaustu tam prawie nie ma. Dlaczego? Pamiętajmy, że w roku 1968 to szczyt antysemickiej nagonki. Pojawiają się natomiast kolaboranci, w odcinku „Wielka wsypa” niejaki Zając jest konfidentem, w „Edycie” równie odrażający kelner Wasiak. Ale nie w każdym odcinku wybrzmiewało np. to, czyim agentem jest Kloss, nie ma epatowania przyjaźnią polsko-sowiecką. Dowiadujemy się tego z pierwszego odcinka, potem jest raczej pomijane. Jest jakaś mityczna Centrala, z którą się kontaktuje i przekazuje informacje, ale mniej uważny widz jednak może nie wyłapać, że to agent sowiecki. Ale też, jaki mógł być w realiach 1968 roku? Tylko osoba skrajnie naiwna może się domagać, aby J-23 był agentem innego wywiadu.

„Stawka” dziś się jeszcze broni? Jest w stanie przyciągnąć młodego widza?

Moje dzieci np. już jej nie chcą oglądać, ale wiem, że i dziś serial ma swoje grono młodych fanów. Kloss wszedł do kultury popularnej, pojawiał się w piosenkach. Był komiks o jego przygodach czy nieudana kontynuacja w postaci filmu Patryka Vegi. Jest do dziś emitowany w telewizji, czyli ma swoją widownię. Zatem kwestia wieńcząca pierwszy odcinek - „ J-23 znowu nadaje” wciąż jest i chyba długo będzie aktualna.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Adwokat ze Szczecinka został współtwórcą książki o Hansie Klossie - Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza