MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Artyści spod celi

Cezary Sołowij [email protected]
Praca nad obrazem potrwa jeszcze kilka tygodni. Czasu mu nie zabraknie...
Praca nad obrazem potrwa jeszcze kilka tygodni. Czasu mu nie zabraknie...
Pracują, tworzą gazetę i własny program telewizyjny, piszą wiersze, malują i rzeźbią. Wcześniej krzywdzili ludzi.

W więzieniu mają czas na refleksje i nowe zainteresowania.

- Co mam robić? Patrzeć w sufit, denerwować się i myśleć, co się dzieje za murami z moją rodziną? Tu przynajmniej jestem potrzebny - mówi Zbigniew, redagujący więzienną gazetkę.

- To są przecież ludzie, którzy byli czynni na wolności, a tu mają narzucony rytm dnia. Mogą robić tylko to, na co im pozwoli służba więzienna. Każda forma aktywności to dla nich szansa na zabicie nudy. To ona bowiem jest największym wrogiem więźnia - tłumaczy chorąży Paweł Szejnert, wychowawca odpowiedzialny za zajęcia kulturalno-oświatowe, który opiekuje się więziennymi artystami.

Szacunek dla redaktora

Dwa pokoiki z kilkoma komputerami, regał zastawiony telewizorami, a na biurku stół mikserski. Tu powstaje gazeta "Errata" i program więziennej telewizji.

Janusz ma niewielki wyrok. Twierdzi, że "za niepłacenie ZUS". Siedzi pochylony nad klawiaturą. Chętnie opowiada, czym się zajmuje. Z dwoma więźniami redaguje miesięcznik. Żaden z nich na wolności nie miał nic wspólnego z tworzeniem czasopism czy obsługą komputera. Tutaj mają okazję nauczyć się czegoś nowego.
- Skanujemy i przedrukowujemy z innych pism co ciekawsze materiały - wyjaśnia Janusz. - Tu siedzi kilkuset ludzi i trzeba ich poinformować, co dzieje się za murami. To podstawowa rola. Niewielu dostaje z zewnątrz pisma.

Przy okazji starają się czegoś nauczyć. - Musi być coś z historii Polski, sztuki, ciekawostki motoryzacyjne i techniczne, jakieś zagadnienia z kulturystyki, opisy podróży - dzieli się swoim patentem na dobrą gazetę.

- Nie chodzi o to, aby wydać kolejny numer i żeby funkcjonariusz mógł odfajkować to jako sukces służby więziennej. Pismo musi być atrakcyjne i podobać się więźniom - przekonuje wychowawca, który nadzoruje tworzenie miesięcznika.

Za kilka miesięcy Janusz wyjdzie przez więzienną bramę. Dlatego od niedawna pomaga mu 25-letni Marcin, jego następca. Uczy się redagowania, bo on ma czas do 2010 roku. Średnie wykształcenie, na wolności bez pracy, siedzi za pobicie i kradzież.

Przyznaje, że koledzy z celi darzą go teraz większym szacunkiem. Doradzą, podpowiedzą, zaproponują, że chcieliby o czymś przeczytać. Nie ukrywa, że ważna jest też przychylność funkcjonariuszy. - Jak się wykażę, to mam szansę na pracę w radiowęźle lub telewizji. To już są płatne zajęcia. A wiadomo, że pieniądze na wypiskę bardzo się przydadzą - zerka do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie przy stole mikserskim siedzi Krystian.

TELE-BOWiD nadaje

Ci, którzy mają w celach telewizję, mogą oglądać kanał wewnętrzny, który właśnie on przygotowuje. - Nadajemy dwa razy dziennie, w najlepszym czasie antenowym - zachwala.

Stałe pozycje programu to ogłoszenia, komunikaty administracji, konkursy. Tematyka ich jest różna: są językowe, biologiczne, historyczne, geograficzne. Udział w nich jest zaznaczany w karcie więźnia i ma znaczenie przy ocenie stopnia resocjalizacji. - Przy ubieganiu się o warunkowe przedterminowe zwolnienie to też jest ocenianie. Zyskuje się prawo do dodatkowych widzeń, paczek i inne przywileje - tłumaczą byli więźniowie.

- W ubiegłym roku zorganizowaliśmy 29 konkursów, w których wzięło udział 654 osadzonych - podsumowuje pracę kulturalno-oświatową chorąży.

Poza programami informacyjnymi więźniowie korzystają z programów nadawanych przez jedną z platform cyfrowych. Sami się opodatkowali i opłacają abonament. Wybór programów do emisji opracowują wspólnie z chorążym Szajnertem.

Z głośników w celach sączy się też muzyka. - Tyle gustów, co osadzonych - podsumowuje wychowawca pytanie o to, jaki rodzaj muzyki cieszy się największą popularnością wśród skazanych.

Skrucha w słowach

Rząd regałów z książkami, kontuar, szafy z katalogami, stoły w czytelni ustawione rzędami, a na przeciwległej ścianie ogromne malowidło przedstawiające bohaterów komiksu Kajko i Kokosz. - To eksperyment plastyczny, efekt pracy członków naszej pracowni - z dumą podkreśla opiekun. Na półkach stoi kilkanaście tysięcy książek. Co wypożyczają więźniowie? - Najczęściej... kryminały - mówi Marek, bibliotekarz. Znika za książkami, kiedy pytam, dlaczego tu trafił.

Oprócz niego w pomieszczeniu jest tylko jeden mężczyzna: adidasy, spodnie dresowe, koszulka, muskularny tors. - Krzysztof z Wałcza - przedstawia się. Na stoliku szklanka kawy i zapisana do połowy kartka papieru. Siedzi za posiadanie i handel narkotykami. Ćpał i dopiero w areszcie oprzytomniał. Tu właśnie po raz pierwszy w życiu ułożył słowa w strofy, spiął je rymami i tak powstał jego pierwszy w życiu wiersz. To było kilka miesięcy temu. Od tej pory napisał ich kilkadziesiąt.
- Piszę to, co czuję - szczerze przyznaje. - O tym, co mnie boli. Szczególnie o miłości, tęsknocie do ukochanej żony i córki, które pozostawiłem na wolności. Nie mogę zrobić nic, aby im pomóc, a pozostawiłem je bez środków do życia. Tylko tak mogę powiedzieć, że żałuję i się zmieniłem.

"...Ja, kiedy usta ku Twym ustom chylę/ Nie samych zmysłów szukam zatopienia/ Chcę by myśl ma omdlała na chwilę / Poczuć najwyższą rozkosz ukojenia..."- czyta przed chwilą napisaną strofę.

Będzie tu jeszcze ponad rok. Gdy zatrzasnęły się za nim metalowe drzwi więzienia, bał się, co go czeka. Teraz czasami kolega z celi poprosi go o napisanie listu do bliskich. Dzięki temu, że tak łatwo układa się mu słowa, łatwiej się też tu żyje.

Malarze i rzeźbiarze

Ostry zapach kleju uderza w nozdrza jeszcze nim funkcjonariusz otworzy drzwi. Ściany obwieszone kawałkami sklejki. Kilku mężczyzn pochylonych nad stołami. Jedni wypalają obrazy, inni z zapałek konstruują makiety budowli.

- Kocham kobiety - śmieje się Daniel, nad którym wiszą wypalone na sklejce prace: zgrabne sylwetki, ubrane w futurystyczne stroje, przykuwają wzrok. Obok, na stoliku, stoi kawałek drewna, z którego zaczyna wyłaniać się sylwetka dziewczyny. - Dopiero tutaj odkryłem w sobie te zdolności. Kiedy?

- Jak byłem tu po raz pierwszy. A jestem po raz trzeci - wyjaśnia. Tym razem za to, że kierując po pijanemu staranował przydrożny sklep. Chwali się, że wypalona przez niego "Ostatnia wieczerza" trafiła do Jana Pawła II.

- Robię to dla zabicia czasu. Nie myślę wtedy o rodzinie, o tym, co zostawiłem po tamtej stronie murów - tłumaczy. Na wolności nie ma czasu na takie rzeczy. - Jest praca i pogoń za pieniędzmi - tłumaczy.

Janusz, który ozdobił wspólnie z kolegą ściany biblioteki, także na wolności zajmował się malarstwem. - Niektórzy mi zazdroszczą i mówią, że jak oni by tak potrafili malować, to na pewno by nie siedzieli. Tymczasem każdy z nas tu jest ofiarą własnych uczynków. Bez względu na zdolności, które posiadamy - sięga po pędzel i zaczyna z niebieskiej plamy wyczarowywać morskie fale.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza