MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Autobus z Ustki do Zakopanego jechał 29 godzin. Odsłaniamy kulisy niedzielnego kursu

Magdalena Olechnowicz
Wczoraj znów ze Słupska wyruszył na trasę autobus PKS Kraków do Zakopanego. Miejmy nadzieję, że dojedzie planowo.
Wczoraj znów ze Słupska wyruszył na trasę autobus PKS Kraków do Zakopanego. Miejmy nadzieję, że dojedzie planowo. Łukasz Capar
Autobus PKS Kraków, który wyjechał z Ustki w niedzielę o 18.45, do Zakopanego dotarł po 29 godzinach! Po drodze były dwie awarie. - Nie mieliśmy gdzie się wysikać ani umyć rąk, a kierowca powiedział, że jak nam się nie podoba, to można jechać taksówką - mówili nam wczoraj pasażerowie.

O tym, jak koszmarna podróż się zaczęła, napisaliśmy wczoraj. Po artykule odezwali się do nas kolejni pasażerowie feralnego kursu. Są oburzeni. Autokar zepsuł się w Chojnicach o godz. 21. Przez trzy godziny kierowcy próbowali go naprawić.

- Nieco po północy, jeden z nich zakomunikował nam, że awarii nie zdołają usunąć i dyspozytor wysłał jakiś autobus z Krakowa. Dodał, że jak komuś się spieszy, niech weźmie taksówkę. Zostaliśmy więc w środku nocy na ulicy, bez sanitariatu, bez jakiejkolwiek pomocy - pisze do nas w e-mailu pan Grzegorz.
Około 10 osób zrezygnowało i wróciło do Słupska bądź wybrało się w dalszą drogę prywatnymi środkami transportu. Reszta została.

- To było okropne przeżycie. Nie było nawet gdzie się załatwić. Ludzie nie mogąc już wytrzymać, sikali po prostu pod blokami w centrum miasta. Rano jeden pan poprosił kierownika pobliskiego sklepu Biedronka o udostępnienie toalety, aby choćby umyć ręce - opowiada nam Agata.

Do Krakowa dojechała o 21.40. Nie zdążyła na egzamin na Akademii Wychowania Fizycznego. Ma nadzieję, że profesor będzie wyrozumiały i nie zawali roku.

19-letni Piotr jechał do pracy do Niemiec. Miał stawić się w Andrychowie, skąd wyruszała jego ekipa. W Krakowie miał mieć przesiadkę.

- Syn nie zdążył. Był roztrzęsiony, jak do mnie dzwonił. Na szczęście ekipa poczekała na niego. Niestety, dotrą do Niemiec sporo po umówionym terminie - mówi Antoni Jarząb, ojciec Piotra.

Po godzinie 9 przyjechał długo oczekiwany autobus z Krakowa. - Raczej coś, co miało przypominać autokar - 16-osobowy busik z dwoma kierowcami, którzy nie potrafili nawet wyjechać z Chojnic. Pełni obaw wsiedliśmy do małego, ciasnego, zgrzytającego i skrzypiącego pojazdu - dodaje.
Obawy pasażerów potwierdziły się. W Siewierzu, koło Katowic busik... zepsuł się.

- Trzeba było dopchać pojazd na stację benzynową, gdzie przez kolejne trzy godziny kierowcy starali się uporać z problemem, a my czekaliśmy, nie dowierzając w to, co się dzieje. W Zakopanem byłem przed północą - relacjonuje Grzegorz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza