Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blog festiwalowy: 52. FPP - wieczór drugi [zdjęcia]

Anna Czerny-Marecka
52. Festiwal Pianistyki Polskiej - wieczór drugi.
52. Festiwal Pianistyki Polskiej - wieczór drugi. Krzysztof Piotrkowski
- Muzyka przez niego płynie - stwierdził mój mąż, Marecki Zbigniew, który w zasadzie nie jest przesadnie wrażliwy na dźwięki. Jednak Adam Makowicz, solista niedzielnego recitalu 52. Festiwalu Pianistyki Polskiej, rzucił na niego urok, jak na każdego słuchacza, który tego wieczoru przyszedł do filharmonii.

Sala była pełna, co nie dziwi, zważywszy na to, że Makowicz to jeden z najwybitniejszych współczesnych muzyków jazzowych, fetowany w całym świecie. My, słupszczanie, wiemy, że zrobił nam wielki zaszczyt, przyjeżdżając do nas (nie pierwszy raz), ale on sam, bardzo skromny człowiek, na pewno by tak tego nie ujął, gdyż wszelkie celebryctwo jest mu nieznane. To gwiazda, która świeci własnym wewnętrznym światłem, nie potrzebuje odbitego. I przekazuje je słuchaczom, razem z najcieplejszym muzycznym uśmiechem na Ziemi i kosmiczną ilością dobrej energii. Jeżeli ktokolwiek przyszedł na koncert w złym humorze, zafrasowany problemami, to na pewno wychodził z niego pełen pozytywnego nastawienia do świata.

Zobacz także: Blog festiwalowy: 52. FPP – wieczór pierwszy

Makowicz zagrał recital złożony głównie z własnych utworów, część z nich znalazła się na jego najnowszej płycie "Swinging Ivories". To jazzowe perełki, lekkie, często dowcipne, z cytatami z innych kompozytorów (frajda dla publiczności, która lubi takie zagadki muzyczne), do zasłuchania się. Był też ukłon w stronę patrona tegorocznego FPP - Ignacego Jana Paderewskiego. Improwizacja z pierwszymi taktami jego najbardziej znanego utworu - Menueta G-dur. - Tylko je znam - stwierdził przekornie, zapowiadając to wykonanie. Co raczej między bajki trzeba włożyć, gdyż wiele lat Makowicz kształcił się klasycznie, jako nastolatek porzucając szkołę muzyczną dla jazzu, który był wtedy zakazany w szkolnych programach i nie tylko. Cudowne były też w interpretacji Makowicza jazzowe klasyki, w tym "Summertime" Gershwina.

A żeby nie tylko w poetyckie klimaty uderzać, dajmy trochę prozy. W postaci skrzypiącego pod artystą taborecika. Co prawda organizatorzy, znając tę przypadłość mebla, podsunęli wykonawcy inny w zamian, ale on chciał ten, żaden inny. No i, skoro o siedzeniach mowa, muszę napisać to, co przy okazji inauguracji celowo przemilczałam. Przez lata w żaden sposób nie rozciągnęły się w jakiś cudowny sposób (a tylko na to możemy liczyć, bo o remoncie filharmonii, nie mówiąc już o budowie nowej, nie słychać) przestrzenie między rzędami. Siedzą więc ludziska, kuląc nogi pod siebie i marząc, aby nikt w fotelu przed nimi nie usiadł, bo będzie jeszcze ciaśniej.

Znam parę, z wyjątkowo wysokim mężczyzną, która nie bywa z tego powodu w filharmonii! Ponieważ jednak narzekania nie mają sensu, a koncert Makowicza i mnie natchnął pozytywnymi myślami, znalazłam w tym pewien plus (ujemny czy dodatni, zostawiam do Państwa decyzji). Otóż ta ciasnota zbliża słuchaczy. Dosłownie, ale i w przenośni. Trudno czuć się obco, gdy jest się w tak bliskim kontakcie z innymi, zwłaszcza przy wchodzeniu do rzędu.

Pozdrawiam i zapraszam jutro na kolejną relację z FPP.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza