MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Bridget Jones: w pogoni za rozumem"

Piotr Polechoński
Kilka lat temu znerwicowana trzydziestolatka zawładnęła wyobraźnią milionów pań na całym świecie. Najpierw jako bohaterka literackiego bestsellera, a potem - wcielając się w główną postać ekranowego hitu "Dzienniki Bridget Jones".

Faktycznie, pierwsza odsłona jej filmowych przygód była naprawdę niezłym kinem. Niezbyt ładna, ze sporą nadwagą i koszmarnym brakiem wiary w siebie, Bridget za wszelką cenę próbowała wykroić dla siebie kawałek życiowego szczęścia. Jej marzenia, mimo pozorów feministycznej niezależności, były proste i zwyczajne: Bridget chciała się zakochać. "Dzienniki..." to był film lekki, dowcipny, z udaną próbą powiedzenia czegoś ważnego (choć nieco banalnego) - że nasze życie nie zależy od tego, jak wyglądamy, ale co robimy.
Jaka jest druga część? Nie tak dobra jak poprzednia. Przede wszystkim jest o wiele... cięższa.
Tu już nie ma mowy o finezji akcji, czy błyskotliwości dialogów. Aktorzy też nieco jakby znudzeni, a to przecież oni byli główną siłą tej opowieści. Widać, że twórcy filmu wpadli w pułapkę robienia kontynuacji na siłę. Nie mieli do powiedzenia nic nowego, pomimo to zdecydowali się dokręcić ciąg dalszy. Tymczasem gołym okiem było widać, że "Dzienniki..." to opowieść zamknięta. Po wielu perypetiach Bridget skryła się w ramionach ukochanego i, tym samym, zakończyła swą podróż. Koniec i kropka. Równie dobrze można by było dopisać drugą część przygód Kopciuszka. Tylko po co?
W "Bridget Jones: w pogoni..." główna bohaterka wiedzie szczęśliwe życie z mężczyzną swojego życia.
Niby wszystko jest w porządku, ale coś zaczyna ją męczyć. Zaczyna ponownie zadawać sobie pytania o sens życia, siłę miłości i swoje miejsce na ziemi. Każdy, kto już nieco Bridget poznał, wie, że w jej przypadku na samych duchowych rozterkach się nie kończy. I rzeczywiście: wkrótce bohaterowie ponownie trafiają w sam środek zwariowanych wydarzeń...
Podejrzewam, że filmem będą zawiedzione głównie kobiety. Bridget stała się dla nich postacią ważną, bo była taka, jak setki z nich i dawała nadzieję. Po obejrzeniu pierwszej części wiele kobiet uwierzyło, że nie są wcale na straconej pozycji w walce o spełnienie i szczęście w życiu. Za to po obejrzeniu drugiej jest pustka. Kilka żartów, garść krzywych min, bardzo średnie skecze - to wszystko, co tym razem ma do zaproponowania Bridget. Przykre.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza