MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chciał jej dać nauczkę, więc przyszedł z kanistrem z benzyną

Mariusz Parkitny
W tej kryminalno-obyczajowej historii ze szczecińskiego Niebuszewa, która ma swój ciąg dalszy w sądzie, wcale nie chodzi o zawiedzioną miłość, ale o pieniądze
W tej kryminalno-obyczajowej historii ze szczecińskiego Niebuszewa, która ma swój ciąg dalszy w sądzie, wcale nie chodzi o zawiedzioną miłość, ale o pieniądze MP/archiwum
Przez to, że Kamila miała mnie głęboko gdzieś, uznałem, że muszę zwrócić jej uwagę na siebie. Wziąłem kanister z paliwem i poszedłem podpalić drzwi jej mieszkania. Ale nie chciałem jej zabić - zapewnia Krzysztof. Jest podejrzany o usiłowanie zabójstwa.

W tej kryminalno-obyczajowej historii ze szczecińskiego Niebuszewa, która ma swój ciąg dalszy w sądzie, wcale nie chodzi o zawiedzioną miłość, ale o pieniądze.

Krzysztof i Kamila zostali parą w czerwcu 2019 r. Nawet ona przyznaje, że do czasu rozstania w zasadzie było im razem dobrze, choć on miał problemy z alkoholem.

- Ale nie był wobec mnie agresywny. Układało nam się, choć były różne spory, jak to w związku - mówiła Kamila na pierwszej rozprawie.

Ma 26 lat. Z zawodu jest fryzjerką. Wygląda na to, że para myślała poważnie o przyszłości, bo postanowili, że wynajmą od Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych w Szczecinie mieszkanie do remontu. Ściślej mówiąc, to Kamila je wynajęła, bo Krzysztof raczej nie mógł. Miał na głowie komornika, nie bardzo mógł więc zaciągać oficjalnie kolejne zobowiązania finansowe.

Na remont Kamila wzięła pożyczki. Łącznie ponad 30 tys. zł. Krzysztof zapewnia, że drugie tyle dołożył, bo dorabiał jako dekarz. Gdy w sądzie powiedział, ile pieniędzy włożył w remont, Kamila zrobiła wielkie oczy.

- Pomagał w remoncie, ale przecież byliśmy wtedy razem, to więc naturalne. Nie wiem, skąd wyliczył teraz taką kwotę. To ja wzięłam 30 tysięcy złotych pożyczki na remont mieszkania, które wynajęłam od ZBiLK-u, bo Krzysztof mnie do tego namówił - mówiła w sądzie.

I właśnie spór o te pieniądze zaprowadził Krzysztofa na ławę oskarżonych, a Kamila, jej siostra i grupa mieszkańców kamienicy o mały włos nie przypłacili pomysłu Krzysztofa życiem.

Telefon

Ale na razie mamy 4 grudnia 2022 r. Przeczucia rzadko zawodzą kobiety, dlatego Kamila postanowiła zajrzeć tego dnia do telefonu Krzysztofa. I znalazła SMS-y, które wprost wskazywały, że mężczyzna, z którym planowała życie, ma romans. I to z dziewczyną z osiedlowego sklepiku.

- Przyznaję, że poszłam do niej do sklepu i zrobiłam jej awanturę - zeznała.

Wróciła do domu, razem z sąsiadką spakowały rzeczy niewiernego chłopaka w worki i wyrzuciły na korytarz. To był koniec związku.

Jednak Krzysztof postanowił, że tak tego nie zostawi. Przekonuje, że nie chciał do niej wrócić. Zależało mu jedynie, aby Kamila oddała mu pieniądze, jakie zainwestował w remont ich niedoszłego wspólnego gniazdka. I był wściekły, że stracił dach nad głową tak nagle. A ponoć inaczej się umawiali.

Oddajmy głos oskarżonemu

- Wyrzuciła mnie z domu, co byłoby dla mnie jeszcze akceptowalne, bo to normalna rzecz, że ludzie się schodzą i rozchodzą i ja do tego doprowadziłem. Mieszkanie remontowałem przez dziewięć miesięcy nakładem własnej pracy i pieniędzmi. A ona wyrzuciła mnie jak jakiegoś śmiecia. Z sąsiadką spakowały moje rzeczy w worki na śmieci i wyrzuciły za drzwi. Nie powinna tak robić, bo mieliśmy umowę. Jak któreś z nas nie będzie chciało być już w związku, to ja przez jakiś czas będę mógł jeszcze mieszkać w tym mieszkaniu. A jeśli nie, to Kamila rozliczy się ze mną za remont - mówił Krzysztof na rozprawie.

Przyznaje, że do mieszkania nie miał żadnego prawa, a ze względu na komornika nie ma żadnych rachunków za remont i materiały jako dowód inwestycji w mieszkanie. Ale uważa, że i tak Kamila powinna dotrzymać ustnej umowy.

- Jak mnie wyrzuciła, to nie miałem się gdzie podziać, tułałem się po rodzinie i znajomych, stoczyłem się alkoholowo i przepiłem sobie wszywkę alkoholową, którą wcześniej miałem założoną. Ja wszystkie zarobione pieniądze jej oddawałem, ona nimi rządziła - dodawał.

Wściekły na byłą dziewczynę, zawiadomił nawet jej pracodawcę, że kradnie pieniędzy w zakładzie pracy.

- To była oczywiście nieprawda. Czasem oszukiwałam Krzysztofa, bo zatrzymywałam trochę pieniędzy z naszego budżetu domowego na moje wydatki, ale nigdy nie ukradłam pieniędzy w pracy - odpowiadała Kamila.

Jednak donos do pracodawcy na byłą dziewczynę to był dopiero początek możliwości Krzysztofa.

Czarna lista niegodziwości

Oprócz próby zabójstwa, narażenia mieszkańców kamienicy na ryzyko utraty życia i zdrowia z powodu pożaru, Krzysztof miał też grozić Kamili, jej siostrze i jednej z koleżanek. Nieletniej siostrze Kamili miał nawet grozić zgwałceniem, jeśli Kamila nie odda mu pieniędzy.

- To nieprawda. Nie groziłem nikomu, nie chciałem zabić. Chciałem tylko odzyskać swoje pieniądze - powtarzał przed sądem Krzysztof.

Sam ma 14-letnią córkę z innego związku, która pozostaje pod opieką matki. W sądzie nie bardzo mógł sobie przypomnieć, jakiej wysokości alimenty powinien na nią płacić. Pamiętał za to świetnie, ile wódki wypił w dniu przestępstwa.

- Półtora litra. Piłem od rana. To taka kolorowa wódka do 30 procent. Były dni, że potrafiłem wypić i trzy litry. Pamięci po alkoholu nie tracę, równowagi też nie - pochwalił się.

Nawet wysoki sąd, który przez lata procesów widział i słyszał już wszystkie ludzkie historie, nie mógł ukryć zdziwienia możliwościami alkoholowymi oskarżonego.

Benzyna pod strychem

Zdaniem prokuratury 1 lutego 2023 r. Krzysztof chciał zabić Kamilę, rozpalając ogień na klatce schodowej. Przy okazji naraził mieszkańców kamienicy na niebezpieczeństwo wywołane pożarem.

- Oblał benzyną pokrzywdzoną, drzwi wejściowe do jej mieszkania, wycieraczkę, a następnie podpalił rozlaną ciecz zapalniczką. Doszło do zapalenia obuwia pokrzywdzonej. Następnie wepchnął ją w ogień. Zamierzonego celu nie osiągnął z uwagi na podstawę obronną pokrzywdzonej i interwencję świadków zdarzenia - oskarża prokurator Beata Skucińska-Veljković.

Benzynę w 5-litrowym kanistrze Krzysztof przyniósł do kamienicy Kamili z domu. Twierdzi, że było tam ok. litra płynu. Choć dziewczyna mieszkała na pierwszym piętrze, on wszedł na czwarte. Tam, pod strychem, próbował ponoć obciąć szyjkę kanistra, aby szybciej wylać benzynę.

- Ta szyjka była dość wąska, gdybym jej nie obciął, to rozlewałbym benzynę ze trzy dni - opowiadał.

Część benzyny rozlał na drewnianą podłogę starej kamienicy, a trochę niechcący wylał na siebie. Według biegłego rozlał paliwo na szczycie kamienicy po to, aby spotęgować ogień.

- To nieprawda. Nie wiem, jaka musiałaby być siła ognia, aby z pierwszego piętra dotarł na czwarte - mówił oskarżony.[/cyt

Stojąc pod strychem z kanistrem, zauważył, że Kamila wraca do domu ze spaceru z psem. Było ok. godz. 22.

[cyt] - Poczekałem, aż wejdzie do klatki. Zszedłem na dół, oblałem drzwi paliwem. Chciałem zadzwonić do Kamili dzwonkiem, ale sama otworzyła. Słyszała chyba, że jestem pod drzwiami. Wepchnąłem ją do mieszania, obróciłem się w kierunku drzwi, wyciągnąłem chusteczkę z kieszeni, podpaliłem i, nachylając się na klatce schodowej, rzuciłem ją na podłogę tam, gdzie było rozlane paliwo - opowiada, cały czas powtarzając, że nie chciał nikogo zabić, a co najwyżej nastraszyć.

Spaliła się wycieraczka, część linoleum, kable telewizji satelitarnej na ścianie. Ogień pojawił się też na podeszwach butów Kamili, ale dziewczynie ostatecznie nic się nie stało.

- Chciałem zniszczyć drzwi mieszkania Kamili za to, że nie chciała mi zwrócić mi pieniędzy. Ona mówiła mi, że mi ich nie odda. Stwierdziła, że ja nie miałem tam swojego wkładu finansowego i nie pracowałem. Nie wiem, dlaczego nie podjąłem prawnych kroków, aby odzyskać swoje pieniądze. Mózg nie pracował, bo piłem alkohol - powtarzał w sądzie oskarżony. - Nie było sytuacji, abym wylał benzynę na Kamilę. Jej ubranie nie zajęło się ogniem. Chciałem tylko podpalić drzwi. Nie bałem się, że kamienica może się spalić, bo Kamila z Roksaną widziały, jak podpalałem drzwi, bo były wtedy razem w mieszkaniu i Roksana zaraz przybiegła z wiaderkiem z wodą, zanim jeszcze zapaliłem benzynę. Nie wiem, po co wszedłem na to czwarte piętro. Rozumiem, że drewno jest łatwopalne. Nie mówiłem, że ją uduszę, że kogoś naślę, jak pójdę do więzienia. Nie byłem zazdrosny, chodziło mi tylko o te pieniądze. Kamila to zazdrosna bestia jest, nie chcę do niej wracać. Chciałem tylko dać jej nauczkę, drzwi podpalić za to, że nie oddała mi pieniędzy - dodawał.

Kamila koszmar z 1 lutego 2023 r. pamięta inaczej. Twierdzi, że Krzysztof rzucił w nią kanistrem z benzyną.

- Zaczął oblewać drzwi i klatkę schodową benzyną. Potem rzucił tym czerwonym kanistrem jakby we mnie, ale nie trafił. Trochę benzyny mnie oblało na kurtkę, spodnie i buty. Nie było tego dużo, ale potem zaczęły mi się palić podeszwy. Ja w tym czasie dzwoniłam na policję i nie wyłączyłam telefonu. On zszedł do mnie z półpiętra i zaczęliśmy się szarpać, bo chciał podpalić wycieraczkę, gdzie benzyny było najwięcej. W końcu mu się to udało, a ja wbiegłam do mieszkania - opowiadała w sądzie.

Krzysztof wbiegł za nią. Wycieraczka i drzwi zaczęły się już palić. Siostra Kamili próbowała gasić pożar.

- A my z Krzysztofem znów zaczęliśmy się szarpać. On próbował mnie jakby wrzucić w te drzwi, a potem uciekł, gdy udało mi się je otworzyć . Miałam nawet ogień pod podeszwami adidasów, ale nic poważnego mi się nie stało - zeznawała.

Już z aresztu Krzysztof wysłał do Kamili greps w formie listu miłosnego. Przekonywał, że ją kocha.

[cyt]- Ten list mnie ujął, jak to kobietę. Chciałam nawet wycofać z prokuratury zawiadomienie o groźbach, ale było już za późno. Kolejnego listu od niego już nie czytałam - mówiła Kamila. [/cyt

od 7 lat
Wideo

Jak politycy typują wyniki polskiej reprezentacji?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza