Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwór Marii Pawłyny. Prokuratorzy oskarżają szefów słupskiej prokuratury.

Bogumiła Rzeczkowska
Prokurator Maria Pawłyna
Prokurator Maria Pawłyna Sławomir Żabicki
Fałszowanie statystyk, umorzenia śledztw na polecenie, zatwierdzanie nielegalnych przeszukań, tworzenie dworu podwładnych - zarzucają prokuratorzy Marii Pawłynie, szefowej słupskiej Prokuratury Rejonowej.

Ich zdaniem, parasol nad tym rozpościera Marcin Włodarczyk, szef Prokuratury Okręgowej.

Zawieszeniem Marcina Natkańca część prokuratorów jest zbulwersowana. - To skandal i hańba - oceniają decyzję szefostwa. Prokuratorzy postanowili odsłonić kulisy swojej pracy. Nie chcą publikowania nazwisk. Boją się zwolnień.

Żyjemy dla wyników

- Niezależność i samodzielność prokuratora, o których w prasie mówi pani Pawłyna, to kpina - twierdzą. - Wciąż słyszymy: to trzeba umorzyć, to zatwierdzić. A w przypadku odmowy: "Ja tu rządzę! Nie masz nic do gadania!" Żyjemy dla statystyki i wyników, z których szefowie są rozliczani. To nadrzędne wartości. Nie liczy się pokrzywdzony. Kończymy sprawę, żeby nie przekroczyć terminu. Jeśli jest umorzona, szefowa mówi: "Najwyżej pokrzywdzony się zażali". Anegdotą stało się umorzenie dochodzenia, bo podejrzanemu zepsuł się samochód i nie dojechał na czas do Słupska.

W prokuraturze newralgiczne daty to koniec półrocza, kwartałów i roku. - Aby uzyskać odpowiednie wyniki statystyczne, sprawę wpisuje się z datą wcześniejszą niż faktycznie została zakończona. Antydatuje się połowę spraw. Akty oskarżenia z końca marca trafią do sądów w połowie kwietnia - tłumaczy jeden z prokuratorów.

- Kiedyś po kontroli sekretariatów prowadziliśmy śledztwo w sprawie fałszowania wyników przez byłego prokuratora rejonowego i kierowniczkę sekretariatu w Człuchowie. Jak się skończyło? Umorzeniem. Na polecenie pani Pawłyny.

Komputer przy okazji

Inna sprawa to zatwierdzanie zatrzymania rzeczy w czasie policyjnych rewizji. - Policja może wejść do mieszkania podejrzanego z nakazem wydanym przez komendanta. My taki nakaz musimy zatwierdzić w ciągu siedmiu dni. Jednak policjanci też wyrabiają sobie wyniki. Zawsze zabierają komputer, bo prawie w każdym jest jakiś piracki program. Kiedyś mieli nakaz na komórkę i pieniądze z rozboju. Nie znaleźli, to zabrali komputer. Szefowa każe nam zatwierdzać nielegalne zatrzymanie rzeczy. Odmowa kończy się awanturą, żeby policjanci nie mieli dyscyplinarki - opowiadają prokuratorzy.

W styczniu do prokuratora okręgowego dotarł anonim, w którym prokuratorzy sprzeciwili się praktykom Marii Pawłyny m.in. umarzania spraw na jej ustne polecenie, fałszowania wyników. Zapewnili, że złożą zeznania, jeśli sprawie nada się bieg. - Okręgowy zwołał nas do sali konferencyjnej. Zbeształ. Wyzwał od tchórzów. I tyle.

Ciekawe podejście do spraw lekarzy.

- Jednych się oskarża, innym za podobne czyny umarza postępowania. Nawet jeśli sąd zleci wykonanie dodatkowych czynności, nikt ich nie przeprowadza. Umarza się dalej - twierdzą prokuratorzy.

W prokuraturze głośno też o sprawach, w których pokrzywdzonym jest mąż prokurator Pawłyny, przedsiębiorca z Krępy. - Nasza prokuratura w ogóle nie powinna ich prowadzić, a szefowa sama dyktuje, jakich kar żądać dla oskarżonych. Ostatnio zniknęła gdzieś sprawa syna pani Pawłyny, który został zatrzymany przez policję za palenie "trawki" - słyszymy zapewnienia.

- Szefowa rzadko urzęduje w swoim pokoju. Przesiaduje u pupilków. Kawa, torty, ciasta, a u niej na biurku sterta akt do podpisania - mówią nasi informatorzy. - Kiedy jeden z prokuratorów wrócił z wycieczki do Meksyku, w pracy częstował towarzystwo alkoholem.

Na górze podobnie

Prokurator okręgowy Marcin Włodarczyk już na początku urzędowania w Słupsku zasłynął z wykorzystywania samochodu służbowego do prywatnych podróży. W lipcu 2007 roku jedną z prokuratorek przydzielił do towarzystwa swojej żonie.

- Wniosku urlopowego nie trzeba było wypełniać - relacjonują nasi rozmówcy. - Prokuratorka miała iść do sądu, ale została oddelegowana na... plażę w Ustce. Poszła z jeszcze jedną koleżanką zabawiać żonę i dziecko okręgowego na jego polecenie.

- Włodarczyk to Big Brother. W gabinecie obserwuje nas na monitorach. Jednak nagrania z monitoringu zniknęły, gdy miały być dowodem w sprawie pobicia podejrzanego na przesłuchaniu przez funkcjonariusza z CBŚ - według prokuratorów to kolejny skandal.

Wszystkie zarzuty przedstawiliśmy Beacie Szafrańskiej, rzecznik słupskiej Prokuratury Okręgowej. Wczoraj przysłała nam prawie półtorametrowy faks. Można go streścić jednym zdaniem: nic takiego nie miało miejsca.

- To oczywiste kłamstwa - twierdzą prokuratorzy, którzy byli świadkami lub uczestniczyli w opisanych sytuacjach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza