Czy zmiana lokalizacji elektrowni jądrowej na Pomorzu, Lubiatowo-Kopalino, na tym etapie zaawansowania całego programu jest w ogóle możliwa? Jasne jest też, że skutkiem takiego działania byłoby przesunięcie budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, i tak już opóźnione.
Decyzja lokalizacyjna elektrowni jądrowej, która uzyskała już status decyzji finalnej, jest nieodwołalna. Formalnie zmiana jest niemożliwa. Na tym etapie prac można po prostu zrezygnować z budowy w przebadanej już lokalizacji i rozpocząć proces lokalizacji w innej, która wydawać się może bardziej odpowiednia. To oczywiście wiąże się z opóźnieniami, bo trzeba podkreślić, że proces lokalizacji tak wielkiej inwestycji, jaką jest budowa elektrowni jądrowej, trwa długo, co najmniej pięć lat. Pamiętajmy też, że dla lokalizacji obecnie obowiązującej dla budowy elektrowni jądrowej na Pomorzu wydano m.in. warunki przyłączeniowe do systemu elektroenergetycznego, planowana jest budowa stacji elektroenergetycznej. Są także plany dotyczące budowy dróg i linii kolejowej. Konsorcjum stworzone do budowy elektrowni rozpoczęło prace nad projektem wstępnym obiektu. Wiele zatem wokół tej budowy już się dzieje. Dlatego rezygnacja z obecnej lokalizacji oznaczałaby przesunięcie uruchomienia polskiej elektrowni jądrowej na początek lat czterdziestych.
W czasie niedawnej dyskusji poświęconej wątpliwościom dotyczącym lokalizacji padł argument za ponownym rozważeniem budowy nad Jeziorem Żarnowieckim, w miejscu zarzuconej inwestycji z lat 80. XX wieku. W czasie rozmów o lokalizacji i to miejsce brano pod uwagę, a jako atut wymieniano gotową infrastrukturę przesyłową, drogową i kolejową… Wicemarszałek pomorski Leszek Bonna mówił niedawno, że budowa w gminie Choczewo będzie miała konsekwencje dla nadmorskiego środowiska i turystycznego biznesu…
Raport o oddziaływaniu na środowisko dla pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej zawierał, zgodnie z procedurami, dwie lokalizacje alternatywne - wskazaną jako preferowaną w gminie Choczewo oraz drugą nad Jeziorem Żarnowieckim. W przypadku elektrowni jądrowej planowanej na Pomorzu mówimy o trzech reaktorach AP 1000 amerykańskiej firmy Westinghouse o łącznej mocy elektrycznej zainstalowanej 3750 MW (raport OOŚ nie wskazywał technologii reaktorów wprost, choć obliczenia w związku z wyprowadzeniem ciepła wyraźnie wskazywały na AP 1000).
Jezioro Żarnowieckie nie byłoby w stanie dostarczyć wymaganej ilości wody do odbioru ciepła z obiegu parowego w tzw. układzie otwartym, przewidywanym dla tego obiektu. Dlatego dla lokalizacji Żarnowiec trzeba by zbudować rurociągi doprowadzające i wyprowadzające wodę morską (jeden rurociąg doprowadzałby ogromne ilości wody chłodnej, a drugi wyprowadzałby tę wodę podgrzaną wskutek odbioru ciepła ze skraplacza) lub zbudować tzw. chłodnie kominowe. W obu przypadkach byłby to czynnik podbijający znacznie koszt inwestycji. Dodatkowo w przypadku chłodni kominowych, gdzie mówimy o trzech konstrukcjach o wysokości 170 metrów, konieczne byłoby wygospodarowanie dodatkowego miejsca. I niemal na pewno chłodnie kominowe negatywnie wpływałyby na krajobraz. Takich konstrukcji, z uwagi na bezpośredni niemal dostęp do morza, nie będzie trzeba budować w obecnie zaplanowanej lokalizacji. Przy ewentualnej zmianie mielibyśmy zatem nie tylko kwestię opóźnienia, ale i zwiększenia nakładów finansowych. Ponadto, gdybyśmy mówili o przeniesieniu inwestycji z Pomorza, np. w centrum Polski, stracilibyśmy jako region pewne korzyści, które wynikałyby z budowy takiej elektrowni tej lokalizacji w naszym województwie.
Jakie to korzyści?
Chodzi o rozwój regionu. Po pierwsze wzmocnienie systemu elektroenergetycznego, do tego offset związany z budową. Taka instalacja, jaką jest elektrownia jądrowa, ma potencjalne możliwości przyciągnięcia inwestorów, dla których atut bezemisyjnej energii jest coraz ważniejszym czynnikiem.
Jest to zagadnienie wykraczające poza zakres pańskich zainteresowań, niemniej warto się zastanowić, dlaczego akurat teraz pojawiły się sugestie dotyczące ponownego rozpatrzenia lokalizacji elektrowni jądrowej, a nawet wyboru technologii… O tych kwestiach dyskutowano na wcześniejszych etapach procesu uzgodnień. Czy to zatem jest kwestia polityczna?
Jest mi bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie, mam trochę inne zadania, inną perspektywę oceny całego procesu. Być może jest to kwestia polityczna, być może kwestia tego, jak był prowadzony dialog - czyli coś, co w optyce uczelni technicznej nie jest sferą zainteresowania. Natomiast rzeczywiście trzeba przypomnieć, że proces uzyskania decyzji środowiskowej dla lokalizacji Lubiatowo-Kopalino trwał niemal 9 lat, a musimy pamiętać, że mówimy już o terenie pod lokalizację planowaną, preferowaną, właściwie finalną. Cały proces badawczy natomiast sięga roku 2010. Krótko mówiąc, proces ten został bardzo kompleksowo przeprowadzony, teren pod budowę elektrowni został bardzo szczegółowo przebadany. Dokumentacja, którą inwestor złożył w Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, liczy wiele tomów, niektóre badania były wręcz zbyt szczegółowe. Mimo wszystko jednak, skoro pewne wątpliwości się pojawiają, to trzeba je wszystkie rozwiać.
Co się mówi w branży o niedawnej deklaracji francuskiego producenta reaktorów jądrowych, o chęci przystąpienia do polskiego programu energetyki jądrowej?
W polskim programie energetyki jądrowej mamy przewidziane dwie elektrownie. Obie te inwestycje mają być realizowane osobnym torem. Jest także zawarte porozumienie o współpracy z koreańskim dostawcą technologii jądrowej. Natomiast dla potencjalnej, drugiej elektrowni jądrowej nie mamy jeszcze ani potwierdzonej lokalizacji, ani wybranej technologii. I rzeczywiście trzeba potwierdzić, że aktywna jest na tym polu spółka EDF - Electricite de France z bardzo solidnym, sprawdzonym reaktorem, dysponującym mocną obudową bezpieczeństwa z podwójnej warstwy betonu. Ta technologia wiąże się z pewnymi wyzwaniami w kwestii budowy. Jest materiałochłonna, reaktor ma sporo elementów, w przeciwieństwie do AP 1000, którego budowę uproszczono, ale postawiono tam na zabezpieczenia pasywne, wykorzystujące naturalne siły. Wszystko wskazuje, że Francuzi chcieliby pozyskać kontrakt w Polsce. Mielibyśmy zatem w „grze” trzecią technologię dużych reaktorów jądrowych. Oznaczałoby to pewną różnorodność, ale też wyzwania, choćby z punktu widzenia regulatora jądrowego, czyli Państwowej Agencji Atomistyki. Jej eksperci mieliby kolejny reaktor do oceny. To nie wszystko. Pamiętajmy o tym, że zawsze taka ocena ze strony regulatora odbywa się w odniesieniu do danej lokalizacji. Czyli obecnie Państwowa Agencja Atomistyki ocenia reaktor AP 1000 z punktu widzenia zastosowania go w wybranej dla elektrowni lokalizacji. W amerykańskim regulatorze czy brytyjskim istnieje coś takiego, jak Generic Design Assessment, ale i tak zawsze reaktor jądrowy jest oceniany w ścisłym powiązaniu z daną lokalizacją. Z prostej przyczyny - warunki, w jakich pracuje elektrownia, są różne. Inne będą dla obiektu w Vogtle w amerykańskim stanie Georgia, gdzie mamy system w tzw. układzie zamkniętym, gdzie wykorzystywane są chłodnie kominowe, a inne są np. w gminie Choczewo, gdzie zastosowany będzie układ otwarty, z wykorzystaniem morskiej wody do systemu chłodzenia.
Zatem, w kontekście, o którym pan mówi, nie istnieje możliwość wymiany dostawcy technologii dla elektrowni Lubiatowo-Kopalino w gminie Choczewo, z amerykańskiego np. na francuski?
Jest to kwestia trudna pod względem formalnym. Tak jak już mówiliśmy, takie wyjście oznaczałoby znaczące opóźnienie w realizacji inwestycji. Być może pewne działania można byłoby zaliczyć na potrzeby nowej technologii, niemniej do całej procedury, np. środowiskowej, w odniesieniu do nowego reaktora, należałoby ponownie przystąpić. Łącznie z poniesieniem kosztów. Taki scenariusz wydaje się być całkowicie abstrakcyjny. Natomiast jeśli mówimy o technologii francuskiej, to raczej w kontekście lokalizacji drugiej elektrowni jądrowej planowanej w Polsce. Mówi się m.in. o Bełchatowie, czyli lokalizacji z istniejącą infrastrukturą przesyłową, w której istnieje obecnie elektrownia węglowa, ale której technologiczny kres nastąpić ma za kilkanaście lat. Do jej wyłączenia, obok stanu technicznego, będą zmuszały również coraz wyższe ceny uprawnień do emisji CO2, ograniczona dostępność węgla itp.
Hipotetycznie, gdybyśmy chcieli za kilkanaście lat rozpocząć budowę elektrowni jądrowej w Bełchatowie, w miejscu obecnej węglowej, to już musielibyśmy rozpoczynać prace planistyczne.
Zgadzam się, takie procedury trzeba byłoby zacząć. Wiemy już, że taki proces trwa dosyć długo - to jest uzyskiwanie decyzji środowiskowej, poprzedzone badaniami, do tego ocena technologii. Sam czas budowy liczony jest różnie - od wylania tak zwanego pierwszego betonu jądrowego do przyłączenia do sieci elektroenergetycznej. I tu też różnie na świecie bywało - były przypadki, że elektrownię zbudowano w okresie 6 lat, ale też były takie przypadki, że budowano 17 lat. Miejmy nadzieję, że u nas ten proces nie będzie dłuższy niż 10 lat. Natomiast, biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że mamy współpracę z koncernem koreańskim, powinniśmy się skupić na projekcie pomorskim. Są opinie, pewnie wiele osób się z nimi zgodzi, że budowa kilku elektrowni jądrowych naraz byłaby bardzo dużym wyzwaniem dla państwa. I nie mówię tylko o finansach. Takim czynnikiem jest choćby dostępność wykwalifikowanej kadry. Jeszcze innym rozwój technologii. Weźmy na przykład kwestię magazynowania wodoru, które być może ograniczą potrzeby w zakresie energetyki w taki sposób, że potrzebnych będzie kilkanaście megawatów z punktu widzenia całego kraju. Taki rozwój technologiczny, patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego na rok np. 2050, jest oczywiście bardzo trudny do oszacowania. Ja zajmuję się badaniami rozwoju systemów energetycznych, ale w przeszłości w kręgu moich zainteresowań były m.in. wodorowe ogniwa paliwowe. Na przestrzeni lat ta technologia nie rozwinęła się w taki sposób, jaki był jeszcze kilkanaście lat temu przewidywany. Musimy zatem założyć, że w czasie kilkunastu lat przygotowywania inwestycji, a potem budowy elektrowni z systemem elektroenergetycznym opartym na danej technologii jądrowej, na rynku może pojawić się zupełnie nowa metoda, w którą będzie korzystniej zainwestować.
Porozmawiajmy jeszcze o kwestii bezpieczeństwa pomorskiego projektu jądrowego. Wybrana została technologia amerykańskiej firmy Westinghouse, z reaktorem AP 1000. To sprawdzony i nowoczesny system?
Bloki elektroenergetyczne oparte na reaktorze AP 1000, przechodziły procesy certyfikacji - zatwierdzania projektu w Stanach Zjednoczonych, Chinach i Wielkiej Brytanii, czyli w krajach, gdzie wdrożono albo rozważano do wdrożenia takie bloki. W opinii ekspertów zapewniają one wysokie standardy bezpieczeństwa jądrowego, m.in. poprzez zastosowanie tzw. układów pasywnych. To nowoczesna i sprawdzona technologia. Warto też podkreślić, że to, że reaktory AP 1000 przeszły certyfikację w innych krajach, nie znaczy, że nasz rodzimy regulator nie będzie jeszcze zadawał dodatkowych pytań dostawcy, czyli Westinghouse Electric Company. Takie zresztą słyszeliśmy zapowiedzi prezesa Państwowej Agencji Atomistyki. Rozwieją one wszelkie wątpliwości. Zatem sprawdzony przez renomowanych regulatorów, spełniający wysokie standardy reaktor będzie dodatkowo sprawdzany przez naszego krajowego regulatora.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!
Zmiany w prawie o sprzedaży alkoholu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?