Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Energa Czarni zagra z Basketem w Poznaniu

Rafał Szymański
Mantas Cesnauskis był jednym z niewielu graczy Energi Czarnych, który może nie mieć do siebie pretensji za spotkanie w Sopocie.
Mantas Cesnauskis był jednym z niewielu graczy Energi Czarnych, który może nie mieć do siebie pretensji za spotkanie w Sopocie. Fot. Łukasz Capar
Po wpadce w spotkaniu w Sopocie zawodnicy Energi Czarnych zagrają dzisiaj kolejny, bardzo ważny ligowy mecz. W Poznaniu z Basketem.

Trener Energi Czarnych Igors Miglinieks porażkę w pierwszej kolejce zrzucał m.in. na gwar i hałas panujący w hali. Przez to jego zawodnicy nie słyszeli się między sobą. Innym argumentem był fakt, że w pierwszym meczu inaugurującym ligę dobrze jest, by wygrywali gospodarze. Trudno nie oprzeć się refleksji, że nie są to jakieś racjonalne tłumaczenia. Najważniejsi zawodnicy w zespole, trenujący w nim od początku - Dru Jones Joyce i Roland Clark - bardo zawiedli. Mieli być liderami zespołu, a w Sopocie ich dokonania były co najwyżej na poziomie dziewiątego i dziesiątego gracza w rotacji.

W pierwszej piątce wystąpił Alex Harris, zawodnik, który od kilku godzin był w Polsce i większość kolegów z zespołu znał co najwyżej z internetu. On także oddawał jeden z decydujących o wyniku rzutów dla słupszczan. Mający wpływ na rezultat. Czyżby gracze, z którymi szkoleniowiec trenował i przebywał od czterech tygodni nie mieli u niego takiego zaufania jak zawodnik przybyły w ostatniej chwili? Nie świadczy to najlepiej o strategii i planach przed spotkaniem. Czy Miglinieks wyciągnie z tej porażki wnioski?

Szkoleniowiec musi się uczyć błyskawicznie, bo przegrana w Poznaniu od razu sprawi, że Energa Czarni zostanie okrzyknięta największym rozczarowaniem ligi. A przecie ten zespół ma walczyć o medale. Przynajmniej takie były przedsezonowe zapowiedzi. Nie brzmią zbyt poważnie przy grze, jaką pokazują ostatnio słupscy zawodnicy. Każdy mecz może to zweryfikować. Chociażby dzisiejszy w Poznaniu.

PBG Basket dopiero walczy o odtworzenie koszykarskich tradycji nad Wartą. Musi dobrze grać, by zyskiwać nowych kibiców, którzy zapełnią halę Arena. Słupszczanie, odwrotnie, muszą dobrze grać, by fanów nie tracić.

W pierwszym meczu sezonu Basket pokonał Kotwicę Kołobrzeg (74:66), a kluczem do zwycięstwa okazała się być strefa postawiona przez poznaniaków. Trener Basketu, Eugeniusz Kijewski, nie był zadowolony z tamtego meczu, narzekał na błędy w obronie, ale usprawiedliwiał swój zespół za słabą grę, podobnie jak Miglinieks. Sięgnął do arsenału znanych środków: "to początek ligi", "wszyscy chcieli się pokazać", itp. Nowomowa znana z wielu pomeczowych konferencji. Tak utytułowanemu szkoleniowcowi nie uchodzi takie tłumaczenie.

Sęk w tym, że Poznań, słabo grając wygrał, a Energa Czarni grając podobnie źle, przegrała. - Musimy wyciągnąć wnioski i do następnego meczu teraz z Energą Czarnymi przygotować się już lepiej - zapowiadał zawodnik PBG Basket Wojciech Szawarski.

O ile siła ofensywna Poznania jest bardo duża (tacy gracze jak Białek, Waczyński, Szawarski, Cirić, Klajević mogą zdobyć wiele punktów), to w defensywie ta drużyna ma wyraźne braki. Słabo przychodziło jej bronić systemem każdy swego, dlatego zrozpaczony Kijewski sięgnął po strefę. Czarni są już mądrzejsi o tę wiedzę. Ona może być kluczem do pokonania poznaniaków przed ich publicznością.
Aby to zrobić, na pewno w lepszej dyspozycji musi być Clark (0 punktów, 0 asyst w pierwszym meczu), Dru Jones Joyce III (1 asysta i 2 punkty), a pod koszem Dawid Przybyszewski (4 pkt, 1 zbiórka).

Zresztą o wiele lepiej musi zagrać Dalibor Djapa (4 pkt, 1 zbiórka, 0/2 za trzy, a to ostatnie miało być jego bronią). Cała drużyna musi lepiej rzucać. W pierwszym spotkaniu w Sopocie Czarni stracili tylko 59 pkt. To mało i przy normalnym ataku byłby to doskonały wynik. Słupszczanie nie podołali jednak w ofensywie, co spowodowało porażkę. Trzeba mieć nadzieję, że po kolejnych intensywnych zajęciach (Ronald Clark miał w poniedziałek dla "Głosu Pomorza" dosłownie 10 minut i to w taksówce wiozącej go na kolejny trening. - Wciąż trenujemy - powtarzał) ten zespół odmieni swoje oblicze.

W meczu II kolejki Polskiej Ligi Koszykówki Stal Stalowa Wola przegrała z Asseco Prokomem Gdynia 66:92 (21:18, 12:23, 12:36, 21:15).

Najwięcej punktów dla gości zdobył David Logan - 22.

Trójmiejski zespół przez dwa dni rozegrał dwa spotkania na Podkarpaciu. Wcześniej pokonał Znicz Jarosław.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza