Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal pianistyki w Słupsku uskrzydla, ale bohaterowie są zmęczeni

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka
55. Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku
55. Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku Łukasz Capar, Krzysztof Piotrkowski
Dopiero co zakończył się 55. Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku. Prawie tydzień pięknej muzyki w wykonaniu świetnych artystów, kilka wydarzeń okołofestiwalowych. Organizatorzy już muszą myśleć o następnej edycji. Warto przy tym zadać sobie pytanie, czy długo jeszcze uda się ją przygotowywać tak jak dotychczas - jedynie siłami społeczników ze Słupskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego.

Zacząć podsumowanie przydałoby się od końca. A to dlatego, że finałowy koncert był szczególny. Poświęcony był bowiem, z powodu 20. rocznicy śmierci, wielkie pianistce, która na FPP w Słupsku gościła aż 11 razy, w tym inaugurowała I FPP - Halinie Czerny-Stefańskiej.

Hołd Matce oddała swoją grą klawesynistka Elżbieta Stefańska. Wspaniale było słuchać tego instrumentu, który kiedyś także miał swoje stałe miejsce na słupskim festiwalu. Artystka przywiozła własny klawesyn, przepięknie zdobioną kopię XVIII-wiecznego instrumentu. Zagrała porywająco Bacha i wirtuozowski, transowy koncert Góreckiego. Otrzymała długą owację na stojąco.
Marek Bracha, wykonawca drugiego koncertu finałowego, miał ciężkie zadanie, gdyż grał jakby po Grand Finale. Mozarta wykonał idealnie, ale późna pora i długość całego wydarzenia (przemowy i występy laureatów Estrady Młodych oraz koncerty klawesynowe) spowodowały, że słuchająca go publiczność była wyraźnie zmęczona.

Grunt to dobry początek

A teraz wróćmy do inauguracji. Jan Popis, dyrektor artystyczny FPP, zaprosił na ten wielki wieczór bardzo młodego Piotra Alexewicza i pianistę o ugruntowanej już sławie - Piotra Sałajczyka. Student, członek polskiej ekipy na międzynarodowym konkurs chopinowski w Warszawie, zaprezentował Koncert f-moll Chopina i poradził sobie z tym zadaniem bardzo dobrze. Publiczność tego dnia o wiele bardziej gorąco przyjęła jednak nieznany szerzej koncert Żeleńskiego w brawurowym wykonaniu drugiego solisty.

Im więcej artystów na scenie, tym więcej publiczności

Na koncercie inauguracyjnym i finałowym solistom towarzyszyła orkiestra Polskiej Filharmonii „Sinfonia Baltica” w Słupsku pod dyrekcją żywiołowego Rubena Silvy. Filharmonicy od lat zbierają pochwały, a podczas tegorocznego FPP dodatkowo, w koncercie Bacha w wykonaniu Elżbiety Stefańskiej, zabłysnęły dwie członkinie orkiestry - flecistka Anna Uzaryk i skrzypaczka Joanna Trojanowska. Orkiestra grała pod dodatkową presją, gdyż przysłuchiwał się jej z widowni nowy jej dyrygent - Szymon Morus. Dodam, że zwyczajowo już dwa festiwalowe koncerty z udziałem orkiestry cieszyły się największym wzięciem wśród publiczności.

Recitale - wielkie wyzwanie

Gorzej było z frekwencją na recitalach, chociaż ich program jest zwykle ciekawy, tak samo jak dobór świetnych artystów. Takich, którzy sami są w stanie udźwignąć ciężar przykuwania uwagi słuchaczy przez ponad godzinę.

Albo z drugą osobą - jak to było w przypadku recitalu jazzowego, w którym usłyszeliśmy klasycznego, idącego w improwizację pianistę Pawła Kowalskiego i znanego jazzmana, grającego na saksofonie tenorowym Piotra Barona.
Publiczność na jazz przychodzi jeszcze chętnie, natomiast na klasyczne recitale w środku festiwalowego tygodnia już nieco mniej. Kto nie posłuchał fantastycznego Tomasza Rittera czy ciekawego Rafała Aleksandra Łuszczewskiego, niech żałuje. I nie popełni tego błędu za rok.

Biały Spichlerz to był wybór idealny

Trzeci z kolei festiwalowy koncert w Białym Spichlerzu upłynął przede wszystkim pod znakiem sopranistki Edyty Piaseckiej. Artystki zjawiskowej pod każdym względem. Cudownie zaprezentowało się także Chopin Piano Duo, czyli Anna Boczar i Bartłomiej Kominek. Świetnie wypadli wszyscy zwłaszcza w młodopolskim repertuarze nawiązującym do
Witkacego, patrona koncertu. Było na tyle ciekawie, że publiczność darowała brak wykonania utworu inspirowanego Witkacym, napisanego specjalnie na 55. FPP. Dzieło do organizatorów wpłynęło, ma być zagrane w przyszłym roku.

Przy okazji warto zauważyć, jak wspaniale Biały Spichlerz, należący do Muzeum Pomorza Środkowego, spełnia się w roli sali koncertowej. Służy od trzech lat wykonawcom Estrady Młodych i właśnie specjalnym koncertom witkacowskim. Piękne, nowoczesne wnętrze, ze świetną naturalną akustyką, przyciąga publiczność. I nikomu nie przeszkadzają twarde krzesełka. W przeciwieństwie do sali filharmonii.

Jak słuchać, kiedy ciasno i fatalnie słychać

Budynek filharmonii jest przestarzały, niefunkcjonalny i odstraszający. A to ważne, bo przykład chociażby pobliskiego Koszalina pokazuje, że ludzie chętniej przychodzą na koncerty w nowym budynku.
Nasza dobra orkiestra ma fatalne warunki do pracy, a słuchacze - do odbioru muzyki. Ciasne fotele, niby drobiazg, ale zniechęcają skutecznie. Sama znam kilka par, które za nic nie przyjdą na koncert, chociaż miałyby chęć, właśnie przez brak odpowiednio wygodnych siedzisk.

Jeszcze bardziej złą robotę dla muzyki i muzyków robi akustyka. To przez nią na przykład klawesyn pod rękami Elżbiety Stefańskiej nie brzmiał tak mocno, jak powinien. Mikrofony na niewiele się zdają, jeśli sala pochłania dźwięki.

Wie o tym doskonale Bogdan Kułakowski, od 1 września pełniący obowiązki dyrektora słupskiej filharmonii. Spędza mu to sen z powiek, bo chęci ma dobre, jest zdeterminowany, żeby to zmienić, ale sam nowej siedziby przecież nie wybuduje. Potrzebna jest pomoc miasta, konkretna, a nie obietnice.

Uskrzydleni i zmęczeni

Tak samo miasto, moim skromnym zdaniem, powinno mocniej włączyć się w organizację FPP, nie poprzestając na podpisaniu wniosku o dotację (co samo w sobie jest oczywiście niezmiernie ważne). Obecnie wszystko spoczywa na barkach kilku członków Słupskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, za co należą im się wielkie ukłony. Za szacunkiem powinno jednak pójść działanie. Może zaprosić do pracy miejski wydział kultury i filharmonię? Może założyć na ich kanwie nowe stowarzyszenie (bo takim tworom łatwiej sięgać po dotacje niż instytucjom)? Może nowi ludzie przyjdą z nowymi pomysłami na nowoczesną promocję, która pozwoliłaby festiwalowi wyjść szerzej w miasto? Może trzeba odbrązowić tę szacowną imprezę i dodać jej trochę ludyczności i zabawy, nie obniżając jednocześnie poziomu pianistycznego repertuaru? Delikatnie w tym kierunku poszła w tym roku Danuta Sroka z miejskiej biblioteki i punktu Europe Direct, wystawiając w holu filharmonii słupy z wizerunkami Waldorffa. Wszyscy chętnie się przy nich fotografowali, a ich zdjęcia za pomocą mediów społecznościowych poszły w świat.

Dlaczego o tym piszę? W październiku w STSK, teraz pod prezesurą Mieczysława Jaroszewicza, odbędą się wybory. To dobry moment na dyskusję o przyszłości FPP. Tym bardziej że Halina Chmielecka, sekretarz STSK, oznajmiła, iż to jej ostatni festiwal. Deklaracja niezmiernie ważna, gdyż to właśnie pani Halinie impreza od wielu lat zawdzięcza podstawy materialne. Chmielecka odpowiadała bowiem za pisanie projektów do ministerstwa kultury, marszałka województwa i miasta. I wywiązywała się z tego zadania celująco, gdyż jej wnioski zawsze były wśród tych najwyżej ocenianych. Oczywiście nie robiła tego sama - niezmiernie ważne rozliczenia finansowe to ciężka praca księgowej Barbary Pery, nieoceniona jest także pomoc Doroty Ciecholewskiej z Muzeum Pomorza Środkowego. Znaczenie ma także merytoryczność programu, za który odpowiada Jan Popis. A skoro już o pieniądzach mowa, nie można przemilczeć panów, którzy od lat nakłaniają do datków sponsorów. Sa to prezes Mieczysław Jaroszewicz oraz Walenty Szymczewski i Lech Feder. Za przygotowanie książek programowych odpowiada zaś wiceprezes STSK Stanisław Turczyk. W imieniu swoim i melomanów pozostaje mi tylko za to ukłonić się do samej ziemi, natomiast Halinie Chmieleckiej dedykuję specjalnie znane powiedzenie: czapki z głów!

Prezydent Słupska Krystyna Danilecka-Wojewódzka, otwierając tegoroczny festiwal, mówiła o tym, że uskrzydla on miasto i ludzi. Te skrzydła to piękna metafora, ale słabnące, daleko nas już nie zaniosą. Trzeba im dodać wiatru, nowego impulsu, żeby pianistyka w Słupsku brzmiała dalej. Bo miasta bez FPP to ja nawet nie chcę sobie wyobrażać.

Ps. Zainteresowanych relacjami z każdego festiwalowego wieczoru zapraszam do wejścia na nasz portal gp24.pl, gdzie znaleźć można sześć odcinków bloga 55. FPP.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza