Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fiskus z ręką w kieszeni

ARKADIUSZ GRYKO
Duże bezrobocie oraz rosnąca liczba firm, które ledwo wiążą koniec z końcem - tak wygląda gospodarka regionu słupskiego. Przedsiębiorcy są zgodni, że lokalny biznes już od dłuższego czasu kuleje. Jednak niemal każdy z nich akcentuje inne przyczyny tej sytuacji.

Jedni wskazują na zbyt wysokie koszty pracy, drudzy na słabo rozwiniętą infrastrukturę. Pojawiają się też głosy, że winne są mało aktywne władze lokalne oraz słabe wykwalifikowanie kadry.
Według danych Wojewódzkiego Urzędu Statystycznego już od trzech lat systematycznie, ale powoli, rośnie liczba zarejestrowanych w regionie słupskim firm. Najwięcej jest ich w grodzkim i ziemskim powiecie słupskim oraz w położonym najbliżej Trójmiasta powiecie lęborskim. Choć zwiększa się liczba nowych podmiotów, ożywienia w gospodarce nie widać. Może dlatego, że większość z nich to firmy jednoosobowe. - Coraz częściej pracodawcy rozwiązują ze swoimi pracownikami umowy o pracę i namawiają do założenia własnej działalności gospodarczej - mówi Janusz Chałubiński, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Słupsku. - Oczywiście ci ludzie dalej pracują w tym samym miejscu, tylko już jako zewnętrzne firmy. Tak pracodawcy uciekają od kosztów ich zatrudnienia.
Jednak według danych Wydziału Rozwoju Gospodarczego i Handlu Urzędu Miejskiego w Słupsku liczba takich małych firm maleje. Od początku roku w słupskim ratuszu zarejestrowano192 firmy, a wykreślono 205. Trzeba jednak pamiętać, że część z nich, np. spółki, wyrejestrowują się, by wpisać się do Krajowego Rejestru Sądowego. - By pracodawcom opłacało się zatrudniać nowych pracowników, trzeba obniżyć koszty pracy oraz zmienić prawo gospodarcze, które utrudnia nasz rozwój - mówi Jerzy Gierzyński, prezes Słupskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. - Do tego jednak potrzeba dobrej woli rządu, a tej na razie nie widać.

Fiskus z ręką w kieszeni

Przedsiębiorcy przyznają, że dopóki nie poprawi się sytuacja gospodarcza kraju, nie będzie lepiej w regionie. - Państwo cały czas wkłada nam rękę do kieszeni - mówi Józef Niebój, prezes Spółdzielni Rzemieślniczej Pomerania w Słupsku. - Jeśli ponad połowę zarobionych pieniędzy oddajemy w formie podatków, składek na ubezpieczenie zdrowotne i inne, to nigdy nie będziemy mieli pieniędzy na rozwój biznesu. Rzemieślnikom brakuje nawet na utrzymanie zakładu.
Prezes Niebój podaje przykład kierowanej przez siebie spółdzielni, która w czasach świetności zrzeszała 300 rzemieślników. Teraz zostało 30, a w tym roku pracę straciła większość z pracowników spółdzielni. - Podatki są zbyt wysokie i ludzie uciekają do szarej strefy - tłumaczy prezes. - Dla nas największym zagrożeniem są tzw. garażowcy, którzy na dziko świadczą drobne usługi lub prowadzą małą produkcję. Oni z tego mogą wyżyć, bo wszystko co zarobią, zostaje w ich kieszeni.

Władza tworzy klimat

Zdaniem prezesa Słupskiej Izby Przemysłowo-Handlowej duża rolę w kreowaniu ożywienia gospodarczego powinny odgrywać władze lokalne. - Cały czas brakuje polityki władz miasta, które mogą w tej sprawie sporo zrobić - tłumaczy Gierzyński. - Obniżenie podatków od nieruchomości byłoby krokiem w dobrym kierunku. Nie jest to największe z obciążeń, jakie ponoszą właściciele firm, ale byłby to sygnał, że władze chcą im pomagać. Trzeba zdobywać inwestorów, a nie, jak to nie raz miało miejsce, rzucać im kłody pod nogi.
Prezes Gierzyński liczy, że teraz nastawienie władz Słupska do biznesu zmieni się, bo prezydent Maciej Kobyliński zna problemy lokalnej gospodarki jako były szef SIP-H. - Cieszy nas, że prezydent wystąpił do marszałka województwa o przekazanie miastu Rejonowego Zarządu Inwestycji, który m.in. buduje słupski szpital, bo do tej pory wszystkie prace wykonywały firmy z Trójmiasta - mówi Gierzyński. - Liczymy, że teraz i nasi przedsiębiorcy zarobią na tej budowie. Pojawią się wówczas dodatkowe miejsca pracy i zwiększą się obroty firm sprzedających materiały budowlane.

Chłop gorszy

Pojawiają się też opinie, że rozwój gospodarczy regionu ogranicza brak wykwalifikowanych robotników. - Według amerykańskich ekspertów brakuje nam typowej klasy robotniczej, która jest na południu Polski - uważa Edmund Żmuda-Trzebiatowski, prezes słupskiego Jantara. - U nas jest więcej tzw. chłopo-robotników. Łatwiej ze ślusarza zrobić mechanika czy spawacza niż tego samego nauczyć oborowego czy traktorzystę. Zachodnie koncerny inwestują w Gliwicach i innych śląskich miastach, bo tam są robotnicy, którzy niemal całe życie przepracowali w fabrykach.

Kręte drogi do biznesu

Słupscy przedsiębiorcy przyznają, że Słupsk nie jest najlepszym miejscem do inwestowania, choć w ostatnich latach zrobiono wiele, by poprawić jego atrakcyjność. Zdaniem przedstawicieli biznesu trzeba dalej inwestować w infrastrukturę.
- Władze muszą budować drogi, wodociągi i przygotowywać tereny pod inwestycje - mówi bytowski przedsiębiorca. - Jeśli nie będzie tego, to nie będzie inwestorów. Nikt przecież nie otworzy większego zakładu, gdy nie będzie mógł do niego dojechać. Niestety, nasze władze udają, że o tym nie wiedzą.
Zdaniem wielu osób zajmujących się biznesem, dopóki Słupsk będzie tylko powiatem, sytuacja znacząco się nie poprawi. - Każdy lokuje swój kapitał bliżej władzy, dlatego zawsze będziemy przegrywać z Trójmiastem - mówi prezes Gierzyński. - Koszula zawsze bliższa ciału, dlatego władze wojewódzkie w pierwszej kolejności proponują inwestorom, którzy się do nich zgłoszą, tereny wokół aglomeracji trójmiejskiej. My musimy liczyć na siebie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza