Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia: Chłopcy z placyku przy Starzyńskiego w Słupsku

Bogumiła Rzeczkowska
Ulica Wojska Polskiego w latach sześćdziesiątych.
Ulica Wojska Polskiego w latach sześćdziesiątych. Fot. Krzysztof Tomasik
Słupski Sąd Okręgowy zaczął unieważniać wyroki osób represjonowanych przez władze komunistyczne po 1956 roku. Po zmianie przepisów prawo oddaje ludziom honor. Takim jak Stefan B. - skazany za rozklejanie plakatów w 1967 roku.

Stefan B. Rocznik 49. Wczesną jesienią 1967 roku był po szkole budowlanej. Pracował jako elektromonter w zakładzie prywatnym. Lubił jeździć stopem i tęsknił do rodzinnych stron. Ze Słupska uciekł. Z oddechem SB na plecach, wyrokiem i odsiadką za rozklejanie antysowieckich plakatów.

Wielka krzywda z małego kodeksu

11 listopada 1967 roku 18-letni Stefan B. został aresztowany przez słupskiego podprokuratora J. Kubika. Zarzucono mu, że zorganizował grupę uczniów, z którą "rozpowszechniał plakaty, zawierające fałszywe wiadomości, mogące wyrządzić istotną szkodę interesom Państwa Polskiego". Precz z rewizjonizmem radzieckim. Żądamy granic z 1939 roku - brzmiała ich treść.

To było przestępstwo z tzw. małego kodeksu karnego, ścigającego dążenia niepodległościowe. Przy okazji Stefanowi B. przypisano rozbój, prawdopodobnie na konfidencie milicyjnym. Miał go z innymi pobić do nieprzytomności i okraść z 550 złotych. Choć rzekomy pokrzywdzony w ogóle napadu nie zgłosił.

Cztery dni po aresztowaniu Stefana B. koszalińska komenda wysłała tajny meldunek do wydziału inspekcji biura śledczego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Informowała o wszczęciu śledztwa.

To był sygnał dla agentów bezpieki. Młodego Stefana B. można było znaleźć wszędzie. Jak pojechał z kolegą autostopem do Włodawy. Gdy w tamtych rejonach na chwilę przeszedł mostek na granicy z ZSRR. - Bo ta ziemia wcześniej polska była... - tłumaczy dziś. Z byle powodu zapadały kolejne wyroki. Nawet odciski palców się znajdowały...

W IPN zachowały się tylko akta ze śledztwa. Z procesu brak. W marcu 1968 roku Sąd Powiatowy w Słupsku skazał Stefana B. na trzy lata więzienia, a w sierpniu Sąd Wojewódzki w Koszalinie podwyższył karę do czterech lat. Po części kary skazaniec skorzystał z prawa łaski.

Wtedy Stefan B. nie przyznał się do rozklejania plakatów, ale do... napadu. - Bałem się, żeby mi morderstwa nie przypisali. Wolałem za napad, bo za przestępstwo polityczne można było dostać karę śmierci. Dzisiaj łatwo się mówi, wtedy strach był niesamowity - tłumaczył teraz przed sądem. - Ojciec siedział w Mińsku za Stalina. Opowiadał, jak Niemcy weszli, później Rosjanie. W 1958 przyjechaliśmy do Słupska. Spotykałem się z ludźmi. Mówili, że są ze szkoły pedagogicznej - wspomina dawne czasy. - Były rozmowy, kontakty, rozklejaliśmy plakaty na Starzyńskiego. Przed Milenium milicja nas rozpędzała. Byłem młody, ale przekonany, że to co robię, dobrze robię. To była tęsknota do tych ziem.

Witryny oklejone nadzieją

Młodzi ludzie malowali swoją tęsknotę na kartkach bloku rysunkowego. - Długopisem koloru niebieskiego i kredkami szkolnymi o kolorze czerwonym i różowym - zauważył ówczesny śledczy. - Przyznali się. Zarekwirowano trzy plakaty. Jeden w gablocie Orbisu przy ulicy Sienkiewicza. Drugi i trzeci z parkanu Domu Kolejarza przy 9 Marca. Pozostałe zniszczyli przechodnie.

Ale wielkie oko władzy i tak widziało, gdzie wisiały: przy Sienkiewicza. na parkanie przy ratuszu miejskim przy pl. Wolności, koło kina Gwardia przy szkole Milicji Obywatelskiej, przy stadionie sportowym, przy Pawła Findera, Niedziałkowskiego, Starzyńskiego, na drzewach na Wojska Polskiego. - Zawieszono je wieczorem jednego dnia - podkreślał śledczy skuteczność wywiadowczą.

W tzw. planie śledztwa wymieniono nazwiska najbliższych przyjaciół Stefana B. Tu imię i nazwisko, tu samo imię, tu tylko adres, ale ten a ten go zna, a tamten pracuje w zakładzie fryzjerskim przy Wojska Polskiego. Siwek, Edek, Marian, Wincenty, bracia tacy a tacy. Cała lista.

Według milicji, młodzież "zbierała się na placyku za pawilonem PSS Społem przy ul. Starzyńskiego. Grupa kradła owoce i warzywa, paliła papierosy, piła alkohol, rabowała nieletnich. Jednemu nawet zabrała 120 złotych. Prowadziła utarczki z woźnym szkoły numer 6, który przepędzał ich z miejsca zbiórki. A oni grozili mu, wybijali szyby w szkole i odpowiadali przed sądem dla nieletnich".

Gdzie są chłopcy?

Stefan B. żyje na południu Polski. Uciekł zaraz po odsiadce. Ożenił się nawet z kobietą pracującą w milicji, z którą ukrywał "antypaństwową" przeszłość. - Bo żona mogła stracić pracę - tłumaczył. Nawet po 1989 milczał.

Chłopcy z placyku przy Starzyńskiego mają dzisiaj po sześćdziesiąt lat. Czy pamiętają miejskie parkany i wystawowe gabloty? Szelest papieru pachnącego czerwoną kredką z piórnika? Co opowiadają wnukom? Jak potoczyły się ich losy? Jak chuliganów naprzykrzających się woźnemu czy ludzi, którzy teraz mogą głośno tęsknić do kresowych ziem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza