MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kina prowincjonalne

Redakcja
Michał Politowicz: - Stawiamy na hity, które zapełnią nam salę.
Michał Politowicz: - Stawiamy na hity, które zapełnią nam salę.
- Kiedy widzę telewizyjną reklamę nowego filmu, chcę go zaraz obejrzeć w swoim kinie. I zwykle muszę obejść się smakiem

Komentarz

Komentarz

Kinomani w Słupsku i Koszalinie mają powody do niezadowolenia. Repertuar jest skonstruowany pod dyktando dystrybutora, komercyjny, nie zawsze aktualny, monotonny (sensacja, kontynuacje, komedie romantyczne). By zobaczyć coś innego, niż dystrybutor sobie życzy, trzeba zamienić się w pirata (co jest oczywiście nielegalne) lub jechać do miasta, gdzie jest multikino, które prócz drogich biletów i popcornu oferuje jakiś wybór. Cóż, dziś kino, czy szerzej kultura, to taki sam interes, jak produkcja twarożku. Ma być zysk i koniec. Oczekiwania widza nie są na pierwszym miejscu.

albo jechać do Trójmiasta - żali się kinomanka ze Słupska. Ten sam problem jest w Koszalinie.

Co piątek ma w Polsce premierę kilka, a nawet kilkanaście filmów, w tym parę tych, które nazwać możemy hitowymi. Na ekrany naszych - jak się okazuje najwyraźniej prowincjonalnych kin - trafiają one z dużym opóźnieniem albo wcale. Dlaczego?
Paweł Wiliński, szef słupskiego kina Millenium, zapytany o wybór filmów do repertuaru przyznaje: - Ja wyboru nie mam.

Kto więc decyduje o tym, co słupszczanie zobaczą na ekranach? Dystrybutorzy, z którymi kino stale współpracuje. To oni tak naprawdę podejmują decyzję, czy i kiedy trafią do nas kopie filmu. Oczywiście najwięcej kopii mają filmy komercyjne, które w USA czy u naszych zachodnich sąsiadów były hitami oraz bardzo rozreklamowane polskie produkcje (przykładem niech będzie wszechobecna reklama "Testosteronu" czy "Świadka koronnego").

Słupsk i Koszalin nie są wysoko na liście miast, w których warto zrobić premierę. Pierwszeństwo mają zdecydowanie multikina, a tych u nas brak. Mechanizm działa tak: dystrybutor ma określoną liczbę kopii filmu. Jak ma ich więcej, nasze kina mają szansę się załapać. Jak ma mniej, to musimy czekać, aż kopia zgra się w innych miastach. Zwykle trwa to trzy tygodnie. W tym czasie najbardziej zajadli kinomani zdążą pojechać na film do Trójmiasta lub Szczecina.

Załóżmy jednak, że taka kopia premierowa trafia na czas do Koszalina. To dobrze i niedobrze jednocześnie. Dlaczego niedobrze? Wyjaśnia Michał Politowicz, kierownik koszalińskiego kina Kryterium: - Jeśli dostajemy taką kopię, to w umowie mamy wpisane, że musimy ten film grać codziennie, czasem jest nawet określone, że muszą to być dwa albo trzy seanse dziennie, przez trzy tygodnie. Czasem, gdy kopii jest mało, kina muszą obiecać, że przez dwa czy trzy tygodnie będą grać tylko ten jeden tytuł. Żadnych innych.

To dobrze dla dystrybutora. Dla widza fatalnie. Biorąc pod uwagę, że Kryterium ma tylko jedną salę, plus salkę w bibliotece, może się okazać, że naprawdę kinoman może nie mieć wyboru. Kino Millenium jest w nieco lepszej sytuacji, bo ma trzy sale. Dyrektor Wiliński może więc czasem mieć i dwie premiery w tygodniu. Może, ale rzadko miewa.

W tej walce o dobry tytuł na całkowicie przegranej pozycji są kina w małych miejscowościach, czyli zwykle małe salki przy domach kultury, czynne tylko w weekendy. Tu premiery - jeśli trafiają - to z parotygodniowym, a nawet paromiesięcznym opóźnieniem. Izabela Sozańska, szefowa Sławieńskiego Domu Kultury, kopie pożycza ze Słupska, więc czasem sławieńska publiczność może coś nowszego zobaczyć.
Jednak hity prędzej czy później na nasze ekrany trafią, bo zależy na tym szefom kin (przecież chodzi tu o pieniądze). W ostateczności zobaczymy je na DVD lub wideo. Gorzej z filmami dla bardziej wymagającego widza.

Paweł Wiliński przyznaje, że jego na ambitne kino nie stać. Po pierwsze, takich kopii jest zdecydowanie mniej i są droższe. Po drugie, szansy, że wydatek na kopie zwróci się z biletów, nie ma. Uważa, że tylko w sytuacji, gdyby miasto dopłacało do takich projekcji, mógłby się na ambitne filmy zdecydować.

Koszalińskie kino Kryterium (miejskie) ma małą salę przy bibliotece publicznej. Do niedawna w niej można było obejrzeć ambitne filmy. Niestety, zwykle świeciła pustkami. Dziś nowy kierownik, Michał Politowicz, postanowił zmienić politykę swojego poprzednika. Alternatywę traktuje jak drugą salę kinową. Nie ma oporów przed puszczaniem tam filmów, które na miano ambitnych nie zasługują. Np. "Piłę III", która szczelnie wypełniła salę, czy trzecią część "Hannibala". Między krwawymi hitami jest i trochę miejsca na kino z najwyższym znakiem jakości, choć nie zawsze pierwszej świeżości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza