MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kisiel rodzinny

Zdjęcia udostępniło Wydawnictwo Dolnośląskie we Wr
- Usłyszałem kiedyś, że buduję pomnik ojca. To, że siedzimy teraz w "jego" kawiarni "Rozdroże", gdzie wręczane są Nagrody Kisiela, na skwerze Stefana Kisielewskiego, że kilka miast ma ulice jego imienia, to dowód, że on kamiennego pomnika nie potrzebuje, bo ma go w pamięci ludzi. Mam wiele tego dowodów, bo często słyszę: "ciekawe, co by pana ojciec dzisiaj powiedział". Sam się nad tym zastanawiam... - mówi Jerzy Kisielewski.

- W domu żyliśmy w cieniu ojca. Kiedy byłem już dorosły, ten cień długo mnie paraliżował. Myślałem: ktoś spojrzy na mój nieudolny tekst i powie: "No, Kisiel to nie jest..." Ale na ogół był to wygodny cień - mówi Jerzy Kisielewski, dziennikarz i tłumacz, syn Stefana.

Kisiel rodzinny

- Pamiętam ojca, który był stale zajęty, bo albo komponował, albo pisał. Ale mam takie urocze wspomnienie krakowskie: byliśmy sami, ojciec wrócił w świetnym nastroju - nie wiem, czy nie był na lekkim rauszu - i siadł do pianina. Ja usiadłem przy nim i jednym palcem wystukiwałem basy, bardzo byłem przejęty, czy trafię we właściwe klawisze... Z czasem zdajemy sobie sprawę, na czym polega kontakt z dziećmi - zostają tylko takie rozświetlone momenty.
Syn wspomina długie spacery, na które ojciec go zabierał ("był świetnym piechurem, kiedy nieco dorosłem, brał mnie w góry"). - Szliśmy na Kopiec Kościuszki i po drodze mijaliśmy kiosk z wielkimi czerwonymi lizakami. Były dość obrzydliwe, w celofanie, którego nie można było oderwać, i pewno dlatego dzieci tak je uwielbiały. Ojciec kupił mi największego, bodaj za dwa złote, ale - terroryzowany przez domowe kobiety - zakazał jeść. Mnie strasznie korciło i zacząłem go podżerać. "Ty nie będziesz jadł obiadu, a mnie ochrzanią" - mówił. Skubałem dalej - to było silniejsze ode mnie - i ojciec zagroził, że mi tego lizaka wyrzuci. I zrobił to, ale ani nie było awantury, ani nie dostałem po łapach. Ja się też nie rozpłakałem, nie miałem pretensji, bo taki był układ.
Ojciec nie lubił, kiedy dzieci były za grzeczne. Uwielbiał je uczyć "brzydkich słów" - od razu łapał dobrą komitywę. Od swoich i cudzych oczekiwał twórczego nieposłuszeństwa. Rzecz polegała na tym, że - nie wychowując nas - właśnie wychowywał.

Kisiel i kobiety

Żonę Lidię nazywał Krową ("to jedna z jego prowokacji"), co kiedyś tak dalece zdenerwowało urzędniczkę na poczcie, że odmówiła przyjęcia telegramu imieninowego, zaczynającego się od słów "Kochanej Krowie..." jako zawierającego treść obraźliwą.
- Był prowokacyjny wobec kobiet, uwielbiał porównywać je do zwierząt. Kiedyś przyjechała znajoma Francuzka, arystokratka, która miała bardzo piękny, ale duży nos. "Pani ma taki ptasi profil" - zachwycał się ojciec. Reagował na kobiety bardzo - to było zupełnie niewinne. Kobiety na niego też reagowały, choć jako żywo nie był urodziwym mężczyzną. On je "skubał", a jeśli spotykał się z reakcją żywą, nawet złośliwą, był zachwycony.

Kisiel i Tyrmand

"Abecadło Kisiela": "Leopold Tyrmand - cała epopeja, mój wielki przyjaciel. W "Dzienniku" mnie znieważył, napisał, że dłubię w nosie, co jest nieprawdą, i różne takie - ale zabawne. Zdemoralizował mi dzieci."
- Chodziło głównie o mojego brata Wacka, któremu Tyrmand dał w prezencie jeden ze swoich słynnych krawatów. Pod jego wpływem Wacek zaczął przywiązywać coraz większą wagę do ciuchów i wtedy ojciec, który był absolutnym abnegatem, powiedział do Tyrmanda: "Zaszczepiłeś w moich dzieciach kult ubioru".
Tyrmand w "Dziennikach" daje jeden z lepszych opisów ojca, szalenie złośliwy, m. in. że ubiera się jak "pracownik poczty w Kłaju, o którego dba żona, żeby się nie przeziębił", że najbardziej lubi restauracje dworcowe, i to takie, do których inni nie mają odwagi wejść. Ich przyjaźń była szczególna, głęboka, co nie przeszkadzało ojcu robić mu złośliwe dowcipy. Pamiętam wakacje w Jastrzębiej Górze, 1959 a może 1960 rok, Tyrmand przyjechał do nas na kilka dni i zamieszkał w domu obok. Swój samochód - luksus, którego nie wyrzekł się w najtrudniejszych czasach, kiedy nie wydawano mu książek i nie miał z czego żyć - ustawiał bardzo precyzyjnie, żeby go dzieci nie podrapały, żeby nic nie spadło. Bardzo był tym przejęty. Któregoś dnia na masce leżała cegła - nie mogło być wątpliwości, kto to zrobił. Nie odzywał się do ojca cały dzień.

Kisiel i Waldorff

"Abecadło Kisiela": "Jerzy Waldorff - postać malownicza, świetne pióro. Na muzyce to on się mniej zna, moim zdaniem".
- Ojciec powiedział kiedyś do Waldorffa: "Gdyby ktoś zamówił u ciebie felieton o ołówku, też byłby piękny". On cenił ojca za muzykę i za inne talenty - felietonowy i polityczny. Uwielbiali się droczyć o gusta muzyczne.
W 1969 roku na Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku wyróżnienie zdobyła "Kołysanka" skomponowana przez Jerzego Mrugacza - tym pseudonimem posłużył się Stefan Kisielewski, którego zapis cenzury wykluczył z jawnej działalności twórczej. - Ja wtedy kopałem doły w Słupsku na praktykach robotniczych, a wieczorami chadzałem na koncerty. Na bankiecie po festiwalu Waldorff, którego tam wprost noszono na rękach, woła do mnie przez pół sali: "Jerzyku, słyszałeś ostatnią towarzyską plotkę? Julia Hołyńska (jeden z pseudonimów literackich Stefana Kisielewskiego) przysłała dzisiaj bukiet kwiatów Mrugaczowi za tę "Kołysankę".

Kisiel i Miłosz

"Abecadło Kisiela": "Czesław Miłosz - znam go od roku 1937. Nie bardzo się zgadzamy, bo on zawsze miał snobizm, że jest lewicowy i postępowy, i takie tam różne".
- W czasie okupacji to Miłosz powiedział ojcu, żeby się wziął za pisanie. Potem widywali się na emigracji, dyskutowali, i się kłócili. Ojciec mówił: "Czesław, ty się nie zajmuj polityką, ty pisz wiersze. A na to Miłosz: "Stefan, ty się z tymi endekami nie brataj". Zaprosił ojca do Sztokholmu na uroczystość noblowską i tam zrobiono im fotografię, która obiegła świat. To były ich jeszcze przedwojenne pojedynki na miny - Miłoszowi lepiej wychodził goryl, a ojcu szympans. Miłosz sam takiej miny by nie zrobił, domyślam się, kto go sprowokował. Nawisem mówiąc, to zaproszenie spowodowało szalony problem z etykietą - ojciec zapowiedział, że smokingu nie włoży. Usiłowałem go przekonać, bo to przecież oficjalne przyjęcie na dworze. Nic z tego, uszył sobie czarny garnitur.

Kisiel i Wałęsa

"Abecadło Kisiela": "Lech Wałęsa - dwa razy w życiu rozmawiałem z nim. Jest to postać z pewną charyzmą, ale czy ma program polityczny i gospodarczy, to powątpiewam".
- Kilka osób się na ojca obraziło, gdy popierał Wałęsę a nie Mazowieckiego w wyborach prezydenckich. Pytano: dlaczego? A on na to: "bo Mazowiecki za uczciwy". Ojciec powiedział wtedy rzecz, która brzmiała strasznie, ale on był daleki od cynizmu: "Ktoś musi oszukać robotników, bo oni na przemianach stracą. Mazowiecki im tego powiedzieć nie może, bo jest dla nich niewiarygodny. To im może powiedzieć tylko Wałęsa".
Prezydent Lech Wałęsa dał Stefanowi Kisielewskiemu stałą całodobową przepustkę do Belwederu, opatrzoną numerem 1. Kisiel zapowiedział, że skorzysta z niej najwyżej wtedy, gdy zabłądzi nocą w parku. Nie skorzystał nigdy.

Kisiel i Hanuszkiewicz

"Alfabet Kisiela": "Adam Hanuszkiewicz - nie za wielki aktor, nie za wielki reżyser, ale człowiek kultury. Rozmawiamy o teatrze. Znałem wielkich ludzi teatru - Osterwę, Horzycę, Wiercińskiego. Mówię: "Wie pan, ciekawe, bo orły to nie były". Ale on nie chwycił na szczęście, że to do niego".
- Hanuszkiewicz zaprosił nas do teatru na "Beniowskiego" w swojej reżyserii. Wracamy, spotykamy się na klatce schodowej - mieszkaliśmy w jednym domu. Ojciec, nie czekając na pytanie: "Jeśli pan myśli, że będziemy bywali na wszystkich pańskich premierach to się pan myli". Hanuszkiewicz: "Co, nie lubi pan teatru". Ojciec: "Lubię, ale ten pana faworyt to tak mówi, że tekstu nie słychać". Hanuszkiewicz: "Tekst to pan powinien znać". Ojciec: "Wie pan, to tak jakby panu w filharmonii się nie podobało, a ja powiedziałbym: niech pan sobie kupi partyturę". Tak sobie rozmawiali.

Kisiel i syn artysta

Wacław Kisielewski - z Markiem Tomaszewskim tworzyli duet fortepianowy - był, jak ojciec, muzykiem.
- Czasami ojciec żałował, że Wacek nie jest pianistą "poważnym". Wtedy on żartował: "jestem pianistą variete". Kiedy z Markiem robili międzynarodową karierę, mówił do ojca: pokaż mi pianistę poważnego, który grał już w tylu krajach i ma taką publiczność. Ojciec się z tym pogodził, bo był konsekwentnie liberalny - uważał, że każdy idzie swoją drogą. Parę razy byłem świadkiem, kiedy ktoś pytał go: "To pan jest ojcem Wacka Kisielewskiego?"
Wacek gotów był zabić za krytykę ojca. Był też jego emisariuszem na Zachód - wywoził jego teksty do Giedroycia.

Kisiel i rzeczy ostateczne

W lipcu 1986 roku w wypadku samochodowym zginął Wacław Kisielewskii. Jerzy Waldorff wspominał, że po pogrzebie do Stefana Kisielewskiego podszedł młody ksiądz i zapytał: "Czy po tej niepotrzebnej śmierci pan jeszcze wierzy w Boga?"
- Kiedy czekając w szpitalu karmiliśmy w sobie nadzieję, że Wacek z tego wyjdzie, okaleczony, ale żywy, ojciec powiedział coś o bezsensie życia, jakaś myśl samobójcza przemknęła. Przeraziłem się. Ksiądz Przekaziński, duszpasterz artystów, z którym omawialiśmy pogrzeb Wacka, wyraźnie chciał odwrócić ojca uwagę i wciągnąć go w rozmowę. Zapytał, czemu nie przychodzi na spotkania środowisk twórczych: "Proszę księdza, nie wierzę w środowiska twórcze. Twórca jest zawsze samotny". Martwiłem się o niego bardzo. Kiedy zaczął pisać jakiś polemiczny artykuł uznałem, że wraca do życia.

Kisiel i Marzec '68

Za słowa Kisiela nazywające cenzurę "dyktaturą ciemniaków" obrazili się komuniści, którzy wzięli je do siebie, czemu dawał wyraz nie tylko Gomułka w histerycznych wystąpieniach.
Kilka dni po tzw. wydarzeniach marcowych, wieczorem, w zaułku Starego Miasta, idącego do znajomych Stefana Kisielewskiego zaatakowali "nieznani sprawcy". Najwyraźniej znali trasę i czas z podsłuchu telefonicznego. "Wygłosili do mnie przemówienie ideologiczne a potem powiedzieli: Teraz skurwysynu za to dostaniesz". Bili rękami i pałkami, a kiedy się przewrócił kopali - fachowo, po całym ciele, oszczędzając jednak głowę.
- Ojciec nigdy nie obnosił się z cierpieniem - o wszystkim dowiedziałem się dopiero następnego dnia. Przyszedł Waldorff: "Wiesz, Stefan, to oburzające, żeby takiego człowieka jak ty pobili - uderzał w swój charakterystyczny patetyczny ton - Wolałbym, żeby mnie pobili! Na to ojciec: "Jak chcesz, to ja ci to mogę załatwić". Waldorff: "W tak dramatycznym momencie mógłbyś być poważny!" Dla ojca takie "przekłuwanie balonów" było lekarstwem na ból, na upokorzenie.

Kisiel i twórczość

Mówił, że kiedy pisze rzeczy poważne, podpisuje je Stefan Kisielewski, kiedy mniej poważne - po prostu Kisiel. Przez 45 lat tak sygnowane felietony ("piszę, co mi się podoba") ukazywały się na ostatniej stronie "Tygodnika Powszechnego", i od nich najczęściej zaczynano jego lekturę. Swoje książki, odkąd obowiązywał zapis cenzury, wydawał jako Teodor Klon i Tomasz Staliński.
- Jest rok 1972, ja w Paryżu. Zabrałem od Giedroycia paczkę książek. Wyciągam Stalińskiego, czytam: jakiś Niedźwiedów, w którym produkują traktory... Czytam dalej - zupełnie opis Ursusa. Myślę: ojciec pytał mnie kiedyś bardzo rano z jakiego dworca najlepiej jechać do Ursusa. Przecież to książka ojca, a ja o tym nie miałem zielonego pojęcia! Kim jest Tomasz Staliński wiedziała tylko mama, bo wieczorami przepisywała ojca rękopisy na maszynie. Oczywiście w Warszawie parę osób się domyślało, ale większość się nie domyślała, podejrzewano nawet Putramenta. W końcu, po 1989, ojciec się przyznał. Co za niesprawiedliwość - przywiązywał dużą wagę do tych powieści a one, wydawane w Paryżu, miały mniejszy zasięg czytelniczy.

Pamięć o Kisielu

Syn dementuje plotkę o telegramie, jaki ojciec miał wysłać do Gorbaczowa w 1985 roku, po rozpoczęciu pierestrojki: "Żadnych reform. Jedyne wyjście to trzydniowa wygrana wojna atomowa". - Siła anegdot jest wielka! - śmieje się syn i dodaje, że kiedy sowieckie imperium upadło, a Gorbaczow stracił władzę, ojciec triumfował: "Nie usłuchał, to teraz ma za swoje".
W ostatnich dniach grudnia 2002 roku do Warszawy przyjechał włoski dziennikarz, który pisał książkę o dyktatorach. Był umówiony z generałem Wojciechem Jaruzelskim. - Poszedłem z nim jako tłumacz. Generał w dobrej formie - parę razy mnie zaskoczył, niekoniecznie pozytywnie - rozmowa ciekawa, rozwinęła się znacznie ponad wyznaczony czas. W pewnym momencie Jaruzelski mówi do tego Włocha: "A czy pan wie dzięki komu ta rozmowa się odbywa? Pan Kisielewski jest synem słynnej postaci - i tu dziesięciominutowa laudacja na temat ojca. Można się było z nim nie zgadzać, ale nie można było nie czytać!".
Z Jerzym Kisielewskim
o jego ojcu Stefanie
Kisielewskim-Kisielu w kawiarni "Rozdroże" rozmawiała

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza