Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kłusownicy patroszą rzeki

TOMASZ CZĘŚCIK
Policyjne magazyny pełne są sprzętu zarekwirowanego kłusownikom.
Policyjne magazyny pełne są sprzętu zarekwirowanego kłusownikom. Sławomir Żabicki
Tysiące troci i łososi wpłynęło do Słupi na tarło. Większość z nich nie złoży jednak ikry. Wpadną w sieci kłusowników.

Dębnica Kaszubska, wieś w powiecie słupskim. Na chodniku przy głównej ulicy przechodniów zaczepia młody mężczyzna.

Tanio, więc kupują

- Chce pan rybkę kupić? Mam kilka - mówi, pokazując worek. Rybki świeże, prosto z wody, cena - 10 złotych za kilogram - co najmniej dwa razy niższa niż w hipermarkecie.
Nawet nie kryje, że jest kłusownikiem. - U nas roboty nie ma, a żyć z czegoś trzeba - mówi. - Skończyłem zawodówkę i nic nie mogę znaleźć. Zarabiam, na czym się da. Latem to jagody są, grzyby. A teraz trocie. Rybę złapać łatwo. Kupców też zawsze znajdę. Nawet do restauracji kiedyś sprzedałem. Można nieźle zarobić, zdarza się i 200 złotych dziennie.
W Słupsku kłusownicy czują się na tyle bezkarni, że pukają do mieszkań. - Średnio raz w tygodniu przychodzą do mnie do domu dzieciaki i oferują łososie - mówi mieszkaniec bloku przy ulicy Garncarskiej, niedaleko rzeki Słupi. - W ubiegłym tygodniu przynieśli takiego ponadmetrowej długości. Chcieli za niego 50 złotych. Pogoniłem ich, bo nie lubię, jak ktoś łamie prawo.

Rodzinny interes

Kłusowników gonią też strażnicy rybaccy. Niektórych łapią po kilka razy. Rekordzista to nastolatek zatrzymywany 16-krotnie.
- On jest z takiej rodziny w Skarszewie, która żyje z kłusowania na rzece Skotawie - mówią strażnicy. - Dzieciaki dziennie zabijają nawet do 10 ryb. I nic sobie nie robią z tego, że ich znamy. Śmieją się nam w twarz. Na to rodzeństwo nie ma siły. Chyba żeby ich wysiedlić, bo na dziko zamieszkali w opuszczonym budynku. Dawano im inne mieszkanie, ale nie chcieli się wyprowadzić, bo w nowym miejscu nie ma rzeki.
Odwiedzliśmy rodzinę podejrzaną o kłusownictwo. Opustoszały budynek wyremontowali, podłączyli prąd. Matka nastolatków twierdzi, że jej dzieci nie kłusują, a strażnicy po prostu się na nich uwzięli. - Chłopak wracał ze szkoły, zatrzymali go i szarpaka podrzucili, że niby kłusuje - mówi mieszkanka Skarszewa. - Nie, żeby moje dzieci nad rzekę nie chodziły, ale nie ma u nas kłusowników.

Porodówka jak rzeźnia

Skotawa, przepływająca przez Skarszewo, największy dopływ Słupi, jest największym tarliskiem troci i łososi. - Na dwukilometrowym odcinku od ujścia do elektrowni są gniazda tarłowe - mówi Marcin Miller z Parku Krajobrazowego "Dolina Słupi". - Ryby mają doskonałe warunki do rozrodu.
Według wędkarzy i ekologów Skotawa powinna być ogromną porodówką małych łososi. Jednak stała się największym miejscem kaźni szlachetnych ryb.
- To aż trudno opisać - mówi Artur Wysocki, wędkarz z klubu Trzy Rzeki. - Ryb nie ma w gniazdach, bo miejscowi tłuką je widłami i hakami, zanim do nich dopłyną. Jak jakiejś uda się przeżyć, to i tak pada, bo jest zraniona. Wystarczy przejść się brzegiem, by znaleźć ziarna ikry.
Kłusownicy teren swojego działania wyraźnie oznaczyli: na poręczy mostu nad rzeczką napisali flamastrem "Każdą ilość troci tu wykłusujemy".

Rzeka siecią przedzielona

Zanim trocie i łososie dotrą do Skarszewa, mają do pokonania kilkadziesiąt kilometrów rzeki. A w wodzie zastawione przez kłusowników pułapki. - Przynajmniej raz w tygodniu spływamy Słupią ze Słupska do Bydlina - mówią strażnicy z "Doliny Słupi".
- Za każdym razem ściągamy przynajmniej 12 sieci, którymi przegrodzona jest rzeka.
Trociowa porodówka w Skarszewie to nie jedyne miejsce okupowane przez kłusowników. Upodobali sobie też Słupię na odcinku przy zamku i w Parku Kultury i Wypoczynku w Słupsku.
- Chodzę tam wieczorami i wczesnym rankiem z psem - pisze w liście do redakcji czytelniczka. - Widzę, jak młodzi ludzie świecą latarkami po rzece. Zabijają ryby płynące przez kanał młyński. W większości to wyrostki.
- To prawda - potwierdzają strażnicy. Ich zadaniem ryby gromadzące się przy młynie zamkowym są wyjątkowo łatwym łupem. - Zatrzymują się na śluzie koło młyna - twierdzi Miller. - Czasem stoi tam jednorazowo nawet osiem ryb i one są zabijane.

Ryby z czipami

Teraz, wraz z migracją troci i łososi w górę rzek na tarło, rozpoczęła się akcja Troć. Potrwa do końca roku. Brzegi wszystkich pomorskich rzek patrolują funkcjonariusze Państwowej Straży Rybackiej, policji, straży granicznej, łowieckiej, leśnej, parkowej, miejskiej, gminnej oraz wędkarze i ekolodzy. Razem ponad dwa tysiące osób.
W Słupsku strażników wspomaga technika: dwie kamery zamontowane w pobliżu rzeki oraz specjalne nadajniki wszczepione 25 trociom. - Dają nam obraz, którędy ryba płynie - twierdzi Miller. - Ale okazało się, że będą też dowodem w sprawach o kłusowanie, bo połowa z zaczipowanych troci już zginęła.
Strażnicy znaleźli nadajniki na podwórku domku przy ul. Krajewskiego w Słupsku, w Redzikowie oraz w Skarszewie.
Zdaniem wędkarzy działania strażników i policji to jednak nadal za mało. - Może kłusownicy nie łowią już w biały dzień w centrum miasta, ale poza nim robią, co chcą - twierdzi Janusz Trzciński ze Słupska. - Ponoć w górę rzeki przez przepławki poszło ponad 5000 ryb, a w styczniu, na rozpoczęcie sezonu, znowu będzie złapanych zaledwie kilka sztuk, jak zwykle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kłusownicy patroszą rzeki - Głos Pomorza

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza