Jak długo działa pani w handlu? – Od blisko 40 lat. Wcześniej przed 20 lat prowadziłam państwową hurtownię. Później była prywatyzacja. Od piętnastu prowadzę hurtownię "U Janusza”, którą udało mi się rozkręcić. Teraz jest trzecia pod względem wielkości w Polsce. Do tego spełniającą wszystkie unijne wymogi.
"U Janusza” to duża hurtownia? – Hala sprzedaży ma 2 tys. metrów kwadratowych. Sprzedajemy wędliny, mięsa i drób. Zamówione u nas towary na drugi dzień trafiają do Ustki, Darłowa, Jarosławca i oczywiście Słupska i okolic. Blisko 80 procent asortymentu klienci odbierają sami. Resztę dowozimy my. Część produktów trafia do nas na specjalne zamówienie na przykład z Zakładów Mięsnych Kier, Nove, Olewnik i Czechlewo.
Skąd wzięła się nazwa? – Janusz to mój zięć. Bardzo go kocham. Firma jest rodzinna, oprócz mnie i zięcia pracuje jeszcze mój wnuczek.
Ale to pani wszystko dogląda? – Tak, z zawodu jestem pracoholiczką. Wszystko muszę zawsze sprawdzić. W firmie pracuje w sumie 20 osób. Jest księgowa i są trzy fakturzystki. Reszta to obsługa. Nie ma za to funkcji dyrektora, nie zatrudniamy przedstawicieli handlowych. Każdy, kto u nas pracuje, najpierw musi chcieć, dopiero później potrafić. Jak nie potrafi, to się go przeszkoli.
Ale i tak wszystko na pani głowie? – Niestety. Ktokolwiek przyjeżdża z kontrahentów do firmy, zawsze pyta się o mnie. Nie przechwalając się, nasza hurtownia znana jest od morza aż do Tatr. Ludzie i klienci nam po prostu ufają.
Czy prowadzona przez panią firma odczuwa kryzys, o którym tak wiele się ostatnio mówi i czuje go wiele zakładów w regionie słupskim?
– Tak. W skali całego miesiąca zdarzają się poszczególne dni, kiedy obroty spadają, a dawniej tak u nas nie było.
Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?