MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lampy z duszą jak Rolls Royce'y

Paulina Targaszewska [email protected]
– Mam w swoim zakładzie setki lamp – mówi Lech Turkowski. – Każda jest jednak inna. Dwóch takich samych się nie znajdzie.
– Mam w swoim zakładzie setki lamp – mówi Lech Turkowski. – Każda jest jednak inna. Dwóch takich samych się nie znajdzie. Sebastian Wołosz
- Potrafię dobrać lampę do klienta. A są lampy damskie i męskie - mówi Lech Turkowski, właściciel zakładu działającego od 1945 r.

To najstarszy zakład nie tylko w Szczecinie, ale w całym województwie zachodniopomorskim.

- Mój ojciec Stanisław przyjechał tutaj 12 lipca 1945 roku z Poznania, czyli raptem tydzień po tym jak Szczecin przekazano polskim władzom - zaczyna swoją opowieść Lech Turkowski, właściciel najstarszego zakładu w naszym regionie, który znajduje się przy ul. Bohaterów Getta Warszawskiego.

Na pamiątkę tego wydarzenia przy drzwiach w jednym z pomieszczeń w zakładzie wisi oryginalna karta rejestracyjna oprawiona w ramkę. - Wtedy tata mógł wybrać sobie takie miejsce do mieszkania, jakie chciał. Mógł nawet wybrać willę na Pogodnie, ale wszedł tu i tu został - opowiada pan Lech. - Spodobało mu się tu. A inną sprawą było, że w tamtych czasach w Szczecinie żyło jeszcze wielu Rosjan i Niemców, którzy mieszkali na Pogodnie w willach, to Śródmieście było polskie, więc tu tata wybrał mieszkanie. Tam ludzie bali się jechać i mieszkać.

Każda jest wyjątkowa

Tata pana Lecha w mieszkaniu nie tylko zamieszkał, ale też otworzył zakład.

- Na początku było tu mydło i powidło - mówi pan Lech. - W tamtych czasach wszystkiego brakowało, a u taty można było kupić grzałkę, odkurzacz, żelazko. Takie małe AGD. Tata je naprawiał, sprzedawał. A ja jako młody chłopak często mu przy pracy towarzyszyłem, bo od dziecka lubię majsterkować.

W 1989 roku pan Stanisław zmarł. Syn postanowił przejąć po nim zakład i uruchomił własną działalność. Skupił się głównie na sprzęcie oświetleniowym. Lampy są tu do dziś. Wszystkie stylowe, stare, odrestaurowane, ale każda inna.

- Mam tylko pojedyncze egzemplarze, dwóch takich samych się tu nie znajdzie - mówi pan Lech.
- Dzięki temu klient, który kupuje u mnie lampę, zabiera do swojego domu coś niepowtarzalnego, jedynego w swoim rodzaju.

Lampy witają nas już w witrynie. Po przekroczeniu progu zakładu jest ich jeszcze więcej. Stoją na półkach, ladzie, wiszą pod sufitem. Wszystkie równo poustawiane, wypucowane, cierpliwie czekają na swojego właściciela. To jednak nie wszystko. Zaglądamy na tyły zakładu a tu kolejne skarby: lampy, klosze, podstawy.

- Mam tu w magazynku straszny bałagan, ale to taki artystyczny nieład, ja się w nim świetnie odnajduję
- śmieje się pan Lech. - Nie wszystkich tu wprowadzam. Mogą tu wejść tylko wybrani klienci.

Lampy jak Rolls Royce'y

Lampy i elementy, z których powstają, pan Lech wyszukuje na giełdach. Przyznaje, że teraz jest o nie trudniej. - Dawniej na takiej giełdzie można było znaleźć prawdziwe perełki - wspomina.

- Teraz większość to nowe elementy, tylko stylizowane na stary styl. A ja takich nie chcę. U mnie wszystko musi być oryginalne. Niektóre lampy na złożenie czekają więc latami. Niełatwo znaleźć pasujące do siebie elementy. One muszą do siebie pasować stylem, wielkością, materiałem.

W zakładzie pana Lecha znajdziemy ich jednak całe mnóstwo. Są niewielkie do postawienia na stoliku obok kanapy, idealne na biurko, ale też na długiej nóżce i wielkie wiszące pod sufitem.

- Są różne style lamp: secesyjne, barokowe, eklektyczne, art deco. Niektóre są z mosiądzu, inne z brązu lub cyny - wymienia pan Lech.

- Ja mam wszystkie. Najstarsza moja lampa pochodzi z XVIII wieku. Mam też taką, która była kiedyś na gaz. Wiele osób nie pamięta, ale przecież w Szczecinie dawniej niektóre ulice były oświetlane lampami na gaz. Ta moja została przerobiona i już jest elektryczna.

Jak to możliwe, że tak niewiele osób wie o tym miejscu? Dlaczego nikt go nie rozsławia? - A widziała pani kiedyś reklamę Rolls Royce'a? - odpowiada właściciel zakładu.

Lampa dopasowana do klienta

Wszystkie lampy w zakładzie pan Lech wykonuje ręcznie, na miejscu. Wśród klientów zakładu najczęściej znaleźć można lekarzy, prawników, polityków i artystów.

- To głównie osoby starsze, które lubią takie stylowe lampy - mówi pan Lech. - A ja potrafię dobrać lampę do klienta. Wystarczy chwila rozmowy, obserwacja i już wiem, jaka lampa do kogo pasuje. A są lampy damskie i męskie. Nie umiem tego wytłumaczyć, to już lata praktyki.

Lampy mają różne ceny, do tanich jednak nie należą 500 zł, 600 zł, 870 zł, a nawet ponad 2 tys. zł za jedną. To jednak piękna rzecz, która zostanie z nami do końca życia. - Młodzi wybierają Ikeę, a tam przecież są dekoracje i meble na 2-3 lata - mówi pan Lech.

- Moje lampy kupuje się nie na lata, a na pokolenia. To pamiątka na całe życie, nierzadko główny element dekoracyjny w domu. Wiem, jaki to ważny zakup, dlatego u mnie klient może najpierw lampę wypożyczyć. Wpłaca równowartość ceny i może na trzy dni lampę zabrać, sprawdzić jak wygląda w pokoju, jakie daje światło.

Uchować od zapomnienia

W zakładzie pan Lech jest codziennie. W tygodniu pracuje, składa lampy. To on tworzy oświetlenie remontowanej Starej Rzeźni na Łasztowni. W niedziele, kiedy zakład jest zamknięty, przychodzi tu dopilnować interesu. - Klientów jest teraz niewielu, przyszedł kryzys, ludzie nie mają pieniędzy - mówi. - Nie wyobrażam sobie jednak, żebym miał zakład zamknąć. Nie mógłbym robić niczego innego. Nawet na emeryturze będę w tym zakładzie pracował.

A co z zakładem będzie później?

- Chciałbym, żeby przejęli go moi synowie, jeden lubi nawet majsterkować - mówi pan Lech. - Kto to jednak wie, co to będzie później.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza