MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miesiąc w tunezyjskim więzieniu. Rodzice walczą o wolność dla syna

Piotr Polechoński
- Daniel schudł, źle wygląda, powtarza, że tęskni za nami. Ja wiem, że jest źle. Syn na co dzień raczej skrywa emocje - mówi ze łzami w oczach Kamila Dembowska. Razem z mężem boją się, że tygodnie spędzone w tunezyjskim więzieniu potrafią złamać każdego. - Kto nam pomoże uratować syna? - pytają zrozpaczeni.

Daniel Dembowski został zatrzymany na ulicach Tunisu 10 maja. Od tej chwili jego rodzina w Koszalinie żyje jak w sennym koszmarze. W dzień jest czekanie, dojmujący lęk i paraliżująca niepewność. W nocy sen nie przynosi ulgi.

- Nie mamy z synem żadnego kontaktu. Tylko wiadomości od polskiego konsula i tłumacza. Konsul mógł z nim się widzieć raz w tygodniu, a teraz już będzie mógł to robić tylko raz w miesiącu. Jesteśmy zdruzgotani - mówią zrozpaczeni Kamila i Grzegorz Dembowscy.

Tylko chwila ulgi

To od konsula dowiedzieli się, że Daniel żyje. Przez trzy dni odchodzili od zmysłów, bo nie byli tego pewni. Przez trzy dni nie wiedzieli, dlaczego urwał się wszelki kontakt z synem. Potem była krótka chwila ulgi. Ale ta szybko ustąpiła lękowi o zdrowie i życie syna.

- Dobra i zła wiadomość, jak w filmach. Dobra, że nasz chłopak żyje, że nikt go nie porwał. Zła, że został zatrzymany przez policję i po kilku dniach pobytu w policyjnym areszcie przewieziono go do zakładu karnego oddalonego o 100 kilometrów od Tunisu. Do miejsca, gdzie kary odbywają pospolici kryminaliści. Nie mogliśmy w to z żoną uwierzyć. Do więzienia? Daniel? Za co? - relacjonuje Grzegorz Dembowski.

Daniel, 25-letni student medycyny z Koszalina, do Tunezji trafił w ramach wycieczki. Pojechał sam, bez osób towarzyszących. 10 maja nie został z grupą, ale pojechał do Tunisu, aby samotnie zwiedzić miasto. Będąc na miejscu, robił pamiątkowe zdjęcia, w tym także w momencie, gdy w pobliżu odbywała się uliczna demonstracja. W pewnej chwili kilku mężczyzn zażądało od niego oddania telefonu. Chłopak wystraszył się, że to złodzieje i próbował się wyrwać. Gdy okazało się, że to policjanci po cywilnemu, oddał im telefon. Ci zobaczyli zdjęcia budynku, którego - ich zdaniem - fotografować nie wolno. Zatrzymali Daniela i pojechali do jego pokoju hotelowego. Tam nic nie znaleźli. Mimo to zabrali go do aresztu policyjnego bez postawienia jakichkolwiek zarzutów.

Po odnalezieniu się Daniela wszyscy liczyli na to, że koszmar ten zaraz się skończy. Konsul wraz z miejscowym prawnikiem tłumaczyli tunezyjskim władzom, że Polak, choć wykazał się nieostrożnością, to nie jest żadnym terrorystą, ale zwykłym studentem i turystą, że nigdy nie miał konfliktu z prawem. Jednak podczas pierwszego posiedzenia sądu w Tunisie sędzia uznała - bez sformułowania zarzutów - że Daniel musi zostać przesłuchany w obecności tłumacza przysięgłego, gdyż tłumacz z polskiej ambasady nie był dla niej wiarygodny. Wyznaczyła też termin kolejnej rozprawy na 3 czerwca. Co gorsza, zleciła również szczegółowe zbadanie jego telefonu. Chłopak miał pecha, bo wśród zdjęć były te z jego przeszkolenia w ramach Wojsk Obrony Terytorialnej, które przeszedł jakiś czas temu. Na kilku innych Polak strzelał z wiatrówki - na wsi z dziadkiem. Zdjęcia te wzbudziły podejrzenia wśród policjantów i sądu, stąd decyzja o dodatkowym sprawdzeniu komórki Daniela. - I tego boimy się najbardziej, bo takie badanie przecież może potrwać, nie wiemy, czy zdążą z tym do 3 czerwca - martwili się rodzice, gdy po raz pierwszy rozmawiali z „Głosem”.

Nie pomylili się. 3 czerwca sąd w Tunisie przedłużył Polakowi areszt.

- Spełnił się najgorszy scenariusz, którego się obawialiśmy. Jesteśmy załamani - mówili tuż po wydanym sądowym postanowieniu. - Z informacji uzyskanych od polskiego konsula i tłumacza, którzy uczestniczyli w posiedzeniu, wynika, że policja nie zdążyła gruntowanie sprawdzić telefonu syna. W związku z tym sędzia odroczyła sprawę bez podania kolejnego terminu.

- To jest już ponad nasze siły. Przecież to może się ciągnąć w nieskończoność. Konsul mówi, że widział syna, że Daniel się trzyma, ale jak długo to wszystko da radę wytrzymać? Kolejny miesiąc? Pół roku? Kto nam pomoże uratować syna? - pyta Grzegorz Dembowski.

Zawiodła czujność

Po pierwszej publikacji „Głosu” o uwięzieniu Daniela Dembowskiego sprawa stała się głośna w kraju. Urzędnicy z Ministerstwa Spraw Zagranicznych zapewniają, że przypadek ten jest im dobrze znany i cały czas są prowadzone działania na rzecz uwolnienia młodego Polaka. Na zadane przez nas pytania otrzymaliśmy komunikat wystosowany przez Biuro Prasowe MSZ. Oto jego treść: „Sprawa jest znana Konsulowi RP w Tunisie. Konsul pozostaje w kontakcie z zainteresowanym i jego rodziną. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie udziela jednak bardziej szczegółowych informacji dotyczących konkretnych osób i działań konsularnych w ich sprawie podmiotom, które nie są ich stroną. Należy również podkreślić, że od 2015 roku w Tunezji obowiązuje stan wyjątkowy. Jedną z jego konsekwencji jest zakaz fotografowania obiektów wojskowych i rządowych. Nie należy również fotografować przedstawicieli służb bezpieczeństwa (policji, wojska itd.). Wszelkie naruszenia ww. zakazów mogą skutkować aresztowaniem, na co wskazuje ostrzeżenie dla podróżujących publikowane na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych”.

- To prawda, że nasz syn powinien być nieco bardziej ostrożny. Ale przecież nie miał żadnych złych intencji, jest zwykłym turystą, nie zrobił nic takiego, aby być więziony bez postawienia mu choćby jednego zarzutu. Cała ta historia jest tak absurdalna, że trudno uwierzyć, że dzieje się naprawdę. Z drugiej strony wiemy, że Danielowi grożą poważne konsekwencje i bardzo się ich lękamy - niepokoi się Grzegorz Dembowski.

Misja: sprowadzić Daniela do domu

Na rzecz odzyskania przez koszalinianina wolności zaangażował się też Stanisław Gawłowski, senator Koalicji Obywatelskiej z Koszalina. Kontaktował się z rodzicami, wysłał też do MSZ-u oświadczenie senatorskie z prośbą o interwencję w tej sprawie.

- Wszyscy liczyliśmy, że pan Daniel zostanie 3 czerwca uwolniony. Tak się jednak nie stało i jest to bardzo trudna sytuacja i dla niego, i dla jego najbliższych. Ale na pewno ani polskie państwo, ani ja sam się nie poddajemy i działamy dalej. Wiem, że są prowadzone intensywne zabiegi dyplomatyczne, aby historia ta jak najszybciej znalazła swój szczęśliwy finał. Wierzę, że tak się stanie - podkreśla.

Rodzice Daniela są wdzięczni za każdą okazaną pomoc i chcą wierzyć, że finał rzeczywiście będzie szczęśliwy. Ale na razie silniejszy od tej wiary są lęk i wyobraźnia, która podpowiada najgorsze scenariusze. Tego, co się dzieje z Danielem teraz i tego, co może się z nim stać w przyszłości.

- Daniel źle wygląda, schudł i mówi, że bardzo tęskni za domem. A ja wiem, że jak tak mówi, to jest źle. Syn raczej na co dzień skrywa emocje, nie żali się nad sobą. A teraz, jak mówi, że tęskni, to znaczy, że przeżywa bardzo ciężkie chwile - mówi ze łzami w oczach Kamila Dembowska.

Rodzice najbardziej martwią się tym, że Daniel po początkowym pobycie w policyjnym areszcie trafił do więzienia, do przepełnionej celi, że siedzi z pospolitymi przestępcami.

- Bardzo się boimy, co będzie z nim dalej - mówią.

Robią wszystko, co tylko mogą, aby Daniel jak najszybciej wrócił do domu. Są w stałym kontakcie z konsulem, sami znaleźli tłumacza z odpowiednimi certyfikatami uznawanymi przez tunezyjskie sądy. Zwrócili się też do Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy z prośbą o zaangażowanie głowy państwa na rzecz uwolnienia Daniela i czekają na odpowiedź.

- Prosimy o wsparcie wszystkich, którzy mogą nam pomóc w odzyskaniu przez syna wolności - apelują.

Strach silniejszy niż nadzieja

Najgorszy jest brak bezpośredniego kontaktu z synem i to czekanie. Na e-maila od konsula, na telefon od tłumacza, na odpowiedź prezydenta. W normalnym, codziennym zabieganiu, gdy rodziny nie dopadło żadne nieszczęście, czas płynie szybko, mało kto patrzy na zegar dłużej niż przez kilka sekund. Trzeba załatwić to lub tamto, pojechać tam lub w inne miejsce. Gdy czeka się na wieści od syna, który trafił do więzienia w obcym kraju i nie wiadomo, kiedy z niego wyjdzie, słyszy się w domu, jak wolno mija każda minuta. Ważne sprawy przestają być ważne, wszystko wypełnia na przemian strach i nadzieja. W pierwszych dniach dominuje ta druga, potem strach chwyta za gardło i nie chce puścić.

- Jak długo będą go jeszcze tam trzymać? Jak on to znosi? Czy jest zdrowy? Czy da radę i nie załamie się psychicznie? Takie pytania mamy w głowie z mężem bez przerwy. W dzień ciągle je sobie zadajemy, w nocy śnią nam się za każdym razem. Nie ma ulgi - mówi Kamila Dembowska.

Po tym jak został uwięziony ich syn, wzięli urlopy, ale po jakimś czasie wrócili do pracy. On jest policjantem w komendzie miejskiej w Koszalinie, ona pracuje jako położna w koszalińskim Szpitalu Wojewódzkim. Wrócili, aby choć przez chwilę zająć umysł czymś innym. Ważne jest też dla nich wsparcie, które otrzymują od koleżanek i kolegów z pracy. Czasem jest to dobre słowo i serdeczny uścisk, innym razem spontaniczna akcja, jak ta w szpitalu, gdy koleżanki zorganizowały finansową zbiórkę, aby pomóc pani Kamilli. Ratowanie własnego dziecka kosztuje. Konsul pomaga za darmo, ale miejscowy prawnik i miejscowy tłumacz już nie - za ich usługi płacą rodzice. Do tej pory pochłonęły one kilka tysięcy złotych, a to dopiero - jak usłyszeli - początek kosztów. Nie wiedzą, na jak długo starczy im ich własnych oszczędności, ale w tej chwili nie myślą o tym. Liczy się tylko to, aby Daniel wrócił cały i zdrowy.

Jest karteczka do przyklejenia

W jego pokoju wszystko jest tak, jak w chwili jego wyjazdu. Czasami tu wchodzą, ale tutaj czeka się najtrudniej. Na ścianie jest wielka mapa świata, na której Daniel zaznaczał karteczkami kraje, które już odwiedził. Spoza nich trudno zobaczyć Europę, tak jest od nich gęsto. Ledwie kilka przyklejonych jest gdzie indziej, najnowszą Daniel miał nakleić na kontur Tunezji po tym, jak wróci do domu.

- Nasz syn uwielbia podróże, odbył już ich kilkadziesiąt. Ta do Tunezji miała być kolejną z nich. Nikt nie spodziewał się kłopotów, przecież Tunezja to popularny, turystyczny kierunek. Daniel miał wracać do Polski 12 maja, w niedzielę. Nie zdążył, zabrakło mu dwóch dni… - mówi jego mama, patrząc na mapę.

Dla Dembowskich kolejne dni czekania w domu są ponad ich siły. Zdecydowali, że lecą do Tunisu jak najszybciej to będzie możliwe. Chcą wylecieć w ciągu najbliższego tygodnia, są w trakcie organizacji wyjazdu. Wiedzą, że na miejscu nie mogą być niczego pewni. Ani tego, czy ich przyjazd pomoże Danielowi odzyskać wolność, ani tego, czy w ogóle go zobaczą, choć bardzo na to liczą. Jednak ani przez chwilę ich to nie zniechęca.

- Chcemy być bliżej syna - mówią.

od 7 lat
Wideo

Znaleziono ślady ptasiej grypy w Teksasie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Miesiąc w tunezyjskim więzieniu. Rodzice walczą o wolność dla syna - Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza