Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na kaszubskim pograniczu

Andrzej Gurba [email protected]
Placówka graniczna w Łąkiem.
Placówka graniczna w Łąkiem. Archiwum Zbigniewa Talewskiego
Przedwojenna polsko-niemiecka granica przebiegała m.in. przez obecny powiat bytowski. We wrześniu 1939 roku wojska polskie nie stawiały tutaj dużego oporu.

Na mocy postanowień Traktatu Wersalskiego ziemia bytowska, nie licząc małych wyjątków, została włączona do niemieckiego Pomorza. Na nic zdały się, nieco spóźnione, protesty i zabiegi miejscowych Kaszubów. Polsko-niemiecka granica przebiegała mniej więcej wzdłuż dzisiejszych wschodnich granic powiatów lęborskiego i bytowskiego i dalej wiodła pomiędzy Człuchowem i Chojnicami. Granica była bardzo "poszczerbiona", wbijała się, co rusz, klinami raz w jedną stronę, raz w drugą.

Na krańcach ziemi bytowskiej, co zrozumiałe, było sporo placówek granicznych. W chwili najazdu armii niemieckich na Polskę placówki Straży Granicznej pełniły ważną rolę informacyjną dla jednostek taktycznych w terenie oraz opóźniały ruchy oddziałów niemieckich. Po wykonaniu zadań podstawowych na granicy włączyły się do zadań bojowych w głębi kraju. Wśród kilku inspektoratów straży granicznej działał Pomorski Inspektorat Straży Granicznej z siedzibą w Czersku, a następnie w Bydgoszczy. Podlegało mu pięć inspektoratów granicznych, w tym chojnicki, który obejmował m.in. dzisiejszy teren gminy Lipnica (obecny powiat bytowski). Miał do ochrony granicę o długości 162 kilometrów. Chojnicki inspektorat składał się z czterech komisariatów. Każdy komisariat miał do ochrony odcinek od 20 do 35 kilometrów. Pracowało w nim od 40 do 80 osób.

Na terenie dzisiejszej gminy Lipnica było aż 10 małych placówek granicznych, które podlegały komisariatom. Znajdowały się one w: Borzyszkowach, Skoszewie, Prądzonce, Wojsku, Gliśnie, Zapceniu, Brzeźnie Szlacheckim, Łąkiem, Brzozowie i Wierzchocinie. Praca pograniczników była trudna. Placówki nie były dobrze wyposażone. Broń, szczególnie w pierwszym okresie, to była jeszcze pozostałość po pierwszej wojnie światowej. Wielu Polaków mieszkających przy granicy szukało pracy w Niemczech. Nielegalnie przekraczali więc granicę. Przypomina o tym w swoim opracowaniu historyk Andrzej Szutowicz. - Nadszedł rok 1938, był on na granicy przebiegającej przez Gochy dość niespokojny. Duże bezrobocie powodowało, że wzrosło nielegalne przekraczanie granicy w celach zarobkowych. Niestety, na granicy nierzadko rozlegały się ostrzegawcze strzały, ale determinacja ludzi głodnych powodowała, że strzały te nie odstraszały - pisze Szutowicz. - Dla przykładu 20 kwietnia 1938 roku siedem strzałów oddali strażnicy z Placówki I Linii Łąkie, zatrzymując wtedy około 34 powracających z Niemiec polskich robotników sezonowych. Wracali do kraju, gdyż skończyły się wiosenne prace w polu. Pochodzili oni z miejscowości przygranicznych: Borowego Młyna, Upiłki, Prądzony, Kobylich Gór.

Władysław Stanisławski w artykule "Prądzonka i okolice" wspomina graniczną placówkę w tej miejscowości, w której znajdowało około 15 domów, a w zasadzie jej ostatnie dni przed atakiem hitlerowskich Niemiec. - Placówka graniczna znajdowała się w domu rolnika Ostrowskiego. Mieściła się w drewnianym budynku, krytym papą. W placówce tej służbę pełniło sześciu strażników. W Prądzonce nie mieszkał ani jeden Niemiec. Był to przypadek rzadki w tych okolicach - czytamy w artykule. Pewne światło na ostatnie chwile strażników w Prądzonce rzuca wspomnienie leśnika, Jana Wojciechowskiego, opublikowane w książce "Gniewnie szumiał las" wydanej przez MON w 1982 roku. Ze wspomnień tych wynika, że Niemcy zaatakowali placówkę z zaskoczenia. Przy obronie tej placówki został ranny strażnik Żak, później przewieziony przez Niemców do szpitala w Bytowie. Co zapamiętał Jan Wojciechowski o owych dniach? - Do leśniczówki wczesnym rankiem 1 września wpadło z Prądzonki kilku zdyszanych i zdenerwowanych strażników z ekwipunkiem w ręku bez swoich służbowych rowerów (nie zdążyli zabrać).

Opuszczając placówkę

w Prądzonce, uciekli z mundurami w ręku i w drodze dopiero się ubierali, bo byli przekonani, że Niemcy ich gonią. W leśniczówce strażnicy rozdzielili się na dwie grupy. Jedna pojechała wozem leśniczego na Leśno i Brusy. Druga z kierownikiem Edelem i z dwoma strażnikami udała się pieszo wraz z leśniczym Wojciechowskim w kierunku Laski.

O tym, że Niemcy szykują atak na Polskę było wiadomo m.in. z polskich meldunków ze stref przygranicznych. Szutowicz w artykule "Tak się zaczęło" (Nasze Gochy) pisze, że od lipca 1939 roku Bytów zaczął pojawiać się coraz częściej w polskich sprawozdaniach II Sztabu Głównego. - Według niesprawdzonych wiadomości w rejonie Bytowa i Lęborka wzmaga się ruch wojska... zwrócono uwagę na przygotowania kwater dla nieznanych bliżej oddziałów w rejonie Złotowa i Bytowa. Na stację Bożepole Wielkie koło Lęborka 13 lipca przybył transport piechoty, a z Słupska do Lęborka przegrupowały się kolumny samochodów z wojskiem, uzbrojeniem i sprzętem. W kolejnym sprawozdaniu czytamy, że w rejon określony miastami Lębork - Bytów przybyły bliżej nierozpoznane oddziały piechoty w sile dwóch pułków, które, rozczłonkowano na kompanie i skierowano do prac fortyfikacyjnych. Między 23 a 29 lipca do zgrupowania wojsk w rej. Lębork - Bytów dołączył pułk artylerii zmotoryzowanej z 18 działami.

Dalej Szutowicz pisze:

- Podbytowskie zgrupowanie nadal fortyfikowało teren, skupiając się na budowie stanowisk dla karabinów maszynowych i na wykonaniu zapór z drutu kolczastego. Zresztą prace fortyfikacyjne na przełomie lipca i sierpnia 1939 r. dotyczyły całego polsko-niemieckiego pogranicza. W tym okresie zauważono w rejonie bytowsko - lęborskim kilka "odcinkowych sztabów fortyfikacyjnych". W sprawozdaniu za okres 6 - 12 sierpnia zameldowano , że o podbytowskim zgrupowaniu trzech pułków brak jest wieści, natomiast na południe od Lęborka pojawiły się zapory przeciwpancerne, a na południe od Bytowa nierozpoznane umocnienia polowe. Zastanawia meldunek w sprawozdaniu nr 18, który stwierdza, że w rejonie Lębork-Bytów wojska nie stwierdzono. W tym samym dokumencie jest napisane, że rejon jest nadal intensywnie fortyfikowany, że na wschód od Bytowa wykonano przeszkody z drutu kolczastego i kopano rowy strzeleckie. 29 sierpnia obok wiadomości o mobilizacji podano, że na wschód od Lęborka w m. Rozłazino i Popowo znajdują się plutony Grenzschutzu (niem. Straż Graniczna). Ostatni meldunek, w którym ujęto Bytów, nadano w sprawozdaniu z 30 sierpnia 1939 r., w którym za polską Strażą Graniczną podano: - "27 sierpnia zaobserwowano przemarsz oddziału zmotoryzowanego z m. Piaszczyna (na wschód od Miastka) do Bytowa. Kolumna w składzie 4 samochodów osobowych i 105 ciężarowych z żołnierzami oraz 32 motocykle". 31 sierpnia sztab Armii Pomorze uważał, że w rejonie Bytowa na kierunku Kościerzyna skoncentrowana była 23. Dywizja Piechoty. Niestety, wywiad polski nie zidentyfikował dokładnie jednostek niemieckich grupujących się wokół Bytowa, a jak się okazało, było ich sporo i prezentowały pokaźną siłę. Zgromadzone w rejonie nadgranicznym Bytów - Lębork jednostki taktyczne miały zadanie przełamać polską obronę w rejonie Kościerzyny odciąć i zablokować oddziały Lądowej Obrony Wybrzeża od znajdujących się w "korytarzu" jednostek polskich. Analiza danych wywiadu polskiego z okolic Bytowa w zestawieniu z stanem faktycznym jednostek niemieckich mających być zaangażowanych w konflikt z Polską wskazuje na słabość polskiego rozpoznania w tym rejonie. Na pewno dużym usprawiedliwieniem może być fakt represji w stosunku do bytowskich Polaków, aresztowania, pobicia, rewizje itp. Ponadto sierpniowe przesiedlenia w głąb Niemiec, a co za tym idzie także ucieczki do Polski, spowodowały duże ubytki w środowisku potencjalnych informatorów. Na pewno największym zaskoczeniem było pojawienie się 10. Dywizji Pancernej, o której tak naprawdę to wywiad Polski nie miał pojęcia.

We wrześniu 1939 roku Niemcy bezkarnie przekroczyli granicę z Polską w rejonie bytowskim, praktycznie nie spotykając oporu. - Rozlokowane w Bytowskiem oddziały inwazyjne III Reszy wchodziły w skład 4. armii dowodzonej przez gen. art. G. von Kluge, która z Pomorza Zachodniego uderzyła na Polskę. Uformowane zostały głównie z rezerwy, tworząc 32. wzmocniony pułk straży granicznej, jako część 207. dywizji piechoty pod dowództwem gen. mjr Tiedemana. Sztab dywizji zajął na kwaterę zamek bytowski. Na południe od Bytowa stacjonowały dwa rezerwowe bataliony 32. pułku straży granicznej, które wraz z pozostałymi siłami pułku miały odciąć polskie oddziały znajdujące się na terenie Gochód (Cypel Brzeźnieński).

- Do walk w tym rejonie nie doszło, bowiem załogi polskich placówek granicznych, wzmocnione niewielkimi siłami Obrony Narodowej, zostały wycofane - pisze Józef Lindmajer w zbiorowej pracy "Historia Bytowa". Niemieckich wojsk nacierających wzdłuż osi Bytów - Kościerzyna nie zdołały powstrzymać północne jednostki Grupy Opercyjnej "Czersk" wchodzącej w skład Armii Pomorze pod dowództwem gen. dyw. W. Bortnowskiego. 2 września Niemcy byli już w Kościerzynie. Wcześniej opór m.in. w rejonie Somin stawiały polskie patrole Straży Granicznej. Były też potyczki w rejonie Konarzyn i Ciecholew, a później na przesmyku między jeziorami Swornegacie a Małe Swornegacie. W Nakli i Skwierawach na krótko udało się odeprzeć atak niemieckiej straży granicznej.

Wybuch wojny oznaczał aresztowania, więzienie i często śmierć dla miejscowych Kaszubów i Polaków (tak mieszkających po niemieckiej, jak i polskiej stronie granicy). Już we wrześniu zatrzymano najbardziej aktywnych kaszubskich działaczy m.in. Alfonsa i Jana Styp-Rekowskiego. W 1939 roku rozstrzelany został Józef Wirkus, ostatni skarbnik Kasy Polskiej w Bytowie. - Z nakazu bytowskiego Gestapo aresztowano i osadzono w więzieniach lub obozach koncentracyjnych co najmniej 50 działaczy spośród ludności rodzimej powiatu, z których przeszło połowa zginęła. W bytowskim Gestapo przesłuchano i aresztowano w okresie wojny około tysiąca aresztowanych Kaszubów - czytamy w "Historii Bytowa".

W stosunku do Kaszubów-Polaków pozostawionych na wolności zastosowano ścisłą kontrolę i inwigilację. Zabroniono używać języka kaszubskiego nie tylko publicznie, ale i prywatnie, też w kościele. - Landrat Forster zgermanizowanie dzieci kaszubskich zaliczył do priorytetowych celów swojego urzędu, wyznaczając ważną rolę HJ, zwłaszcza w odniesieniu do dzieci rodziców, którzy podczas spisu powszechnego w maju 1939 roku opowiedzieli się otwarcie za polską listą narodowościową - pisze Lindmajer. W następnych miesiącach przystąpiono do wysiedlania ludności kaszubsko-polskiej i konfiskaty ich majątku. Akcją wysiedleń, wywłaszczenia i konfiskaty objęto kaszubskie gospodarstwa w takich miejscowościach, jak Czarnej Dąbrowie, Osławie Dąbrowie, Kłącznie, Łąkiem, Przewozie, Piasznie, Płotowie, Rabacinie, Studzienicach, Półcznie, Ugoszczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza