Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie dał się wpuścić w maliny

Krzysztof Sławski
Tadeusz Książk: – Mojej rodzinie także należy się ogródek. Dlatego skierowałem pozew do sądu
Tadeusz Książk: – Mojej rodzinie także należy się ogródek. Dlatego skierowałem pozew do sądu Zdjęcia: Krzysztof Sławski
przedzamy naszych czytelników: dokładnie czytajcie wszystkie umowy z zarządcami budynków, trzymajcie przez kilkadziesiąt lat dowody opłat za dzierżawę choćby najmniejszego ogródka! Przypadek bytowiaka dowodzi najlepiej, że z biurokracją trudno wygrać. On wygrał na razie pierwszą rundę i czeka na kolejne

Tadeusz Książk: - Mojej rodzinie także należy się ogródek. Dlatego skierowałem pozew do sądu
(fot. Zdjęcia: Krzysztof Sławski)

Niewiele osób dawało szansę Tadeuszowi Książkowi na wygranie z "władzą". Ale samodzielnie, bez pomocy adwokatów, przed sądem w wygrał proces. Administracja nie popuszcza, składa apelację.
Poszło o niewielką działkę przy ulicy Tartacznej w Bytowie. Książkowie i sąsiedzi z kamienicy otrzymali grunt w pobliżu domu na początku lat sześćdziesiątych. Umowę o dzierżawę zawarł jeszcze w 1964 roku ojciec Tadeusza - Józef Książk. Podobne zawarli inni sąsiedzi.
Na części ogródków postawili małe szopy. Później administrator - RPGKiM - wybudował na sąsiednich gruntach murowane pomieszczenia na opał na zimę dla mieszkańców kamienicy. Stare szopy pozostały, nikt nie kazał ich rozbierać.
W 1992 roku Książkowie odstąpili sąsiadowi część działki, żeby mógł rozbudować mieszkanie. W 1998 roku Zarząd Miejski postanowił sprzedać działkę Książków, na której stała właśnie drewniana szopa. Nabywcą miał być sąsiad zamierzający jeszcze bardziej powiększyć swoje mieszkanie. Książk nie zgodził się na to.
- Gdybym przystał na warunki urzędu, straciłbym dojście do pomieszczenia, gdzie trzymam opał. Przechodzę do murowanego pomieszczenia dzięki temu, że obok jest moja działka - mówi.
Książk nawet nie przypuszczał, że jego sprzeciw rozpęta batalię, w którą włączą się radni, burmistrzowie, zarządca nieruchomości. Skrzętnie więc zbierał dokumenty, szukał starych. Wysyłał pisma do urzędu z prośbą o wyjaśnienie wątpliwości.
Tymczasem gmina zamierzała wypowiedzieć dzierżawę działki, bo miała umowę z 1979 roku z terminem użytkowania: 20 lat.
- Problem urzędu polegał na tym, że mieli jakiś papier, tyle że bez podpisu mojego ojca! I na podstawie tej fikcyjnej umowy chcieli mnie pozbawić działki - opowiada Tadeusz Książk.
Urząd Miejski w Bytowie oraz Miejski Zarząd Budynków Komunalnych nie dawały za wygraną. W połowie ubiegłego roku Książk dostał z MZBK - podpisane przez dyrektora Henryka Gańskiego - wypowiedzenie umowy w sprawie dzierżawy gruntu i nakaz rozebrania starej szopki przydomowej. Książk nie wierzył własnym oczom - był jedynym mieszkańcem kamienicy, któremu chciano zabrać grunt i któremu polecono zniszczenie drewnianej zabudowy.
Sprawdził dokumentację: okazało się, że obiekt był w 1993 roku zinwentaryzowany i naniesiony na urzędowe mapy geodezyjne, a te sąsiadów nie były zewidencjonowane. - Urząd nie sprawdził, czy obiekt był zalegalizowany. Poza tym kiedy w 1995 roku kupowałem mieszkanie, przejmowałem wszystkie zobowiązania związane z nieruchomością. O żadnych niezgodnościach z prawem urząd nie informował. Szukano różnych kruczków, różnych potknięć, żeby pozbawić mnie działki. Tymczasem to urząd nie dotrzymywał terminów kodeksu postępowania administracyjnego i nie dawał odpowiedzi w ustawowym terminie.
Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, w listopadzie ubiegłego roku złożył pozew o unieważnienie wypowiedzenia dzierżawy.
Zanim zapadł wyrok, sprawa trafiła pod obrady Rady Miejskiej - radni opozycyjni zarzucali Zarządowi Miejskiemu i burmistrzowi działanie wbrew interesom mieszkańców. Burmistrz Jerzy Barzowski tłumaczył, że postępuje zgodnie z prawem i sąd to rozstrzygnie. Podczas rozprawy strona pozwana (MZBK i gmina Bytów) przyznała, że rzeczywiście umowa z 1979 roku nie obowiązuje. Dyrektor MZBK potwierdził też, że po ewentualnym przejęciu działki od Książka ten nie będzie miał wejścia do swego pomieszczenia na sąsiedniej nieruchomości (skład opałowy), bo na drodze powstała dzika zabudowa sąsiadów. Inny urzędnik mimochodem wspomniał, że po części za taką sytuację winny jest administrator (czyli MZBK), który dopuszcza do istnienia dzikiej zabudowy. Strona pozwana co rusz więc wpadała we własne sidła. Sąd orzekł, że T. Książk ma rację i unieważnił wypowiedzenie, stwierdzając, że gmina i MZBK przymykają oko na dziką zabudowę, zasłaniając się sporami kompetencyjnymi, a z drugiej strony naruszają prawa Książka, uniemożliwiając mu korzystanie z nieruchomości dzierżawionej.
Gmina Bytów oraz Miejski Zarząd Budynków Komunalnych w Bytowie właśnie złożyły apelację od wyroku.
* * *
Przy okazji tej sprawy nasuwa się pytanie: dlaczego władze miejskie kruszą kopie o niewielką działkę położoną na obrzeżach miasta? Tadeusz Książk nazywa wszystko po imieniu: - Działkę chce kupić sąsiad, który jest wujem dla dyrektora MZBK.
Krzysztof Sławski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza