Najwięcej zastrzeżeń było do Urzędu Morskiego w Słupsku.
Najwyższa Izba Kontroli zbadała, jak wydawane były pieniądze na ratowanie brzegu morskiego w latach 2004 – 2008. Skontrolowano wszystkie urzędy morskie – w Sczczecinie, Gdyni i Słupsku. Negatywnie oceniono działalność wszystkich. W ramach programu ochrony brzegów morskich wydano 119 mln zł, mimo iż w budżecie było na ten cel 130 mln. Głównie z powodu „niewydolności zespołów ds. zamówień publicznych”. Nie pozyskano ani złotówki z Unii Europejskiej. To najbardziej zdziwiło inspektorów NIK.
O to, dlaczego tak się stało, zapytaliśmy dyrektora Urzędu Morskiego w Słupsku.
– Ja nie wiem, co robili poprzedni dyrektorzy. Widać siedzieli bezczynnie za biurkiem. Za ich błędy nie odpowiadam – mówi Mariusz Szubert, dyrektor Urzędu Morskiego w Słupsku od kwietnia 2008 roku. – Mnie udało się już pozyskać 88 mln zł na ochronę trzykilometrowego odcinka brzegowego w Kołobrzegu. Po wstępnej akceptacji jest już kolejny wniosek o 209 mln zł na odbudowę 8-kilometrowego odcinka brzegowego w Darłowie, a piszemy już następne, m.in. o 200 mln zł na ochronę brzegu w Ustce, Rowach i Łebie – mówi Szubert.
Kolejne zastrzeżenia dotyczyły braku przetargów. I tu najwięcej uwag kontrolerzy mieli do pracy Urzędu Morskiego w Słupsku, w którym w trzech (z pięciu) zamówieniach na monitoring strefy brzegowej – łącznie na ponad 4 mln zł – ominięto konieczność ogłaszania przetargu m.in. z powodu niewłaściwego zakwalifikowania pomiarów jako badań naukowych. Z tym zastrzeżeniem nie zgadza się Mariusz Szubert.
– Moim zdaniem, ale też tak samo uważają koledzy z Gdyni i ze Szczecina, monitorowanie strefy brzegowej to badania naukowe, a na te nie trzeba ogłaszać przetargów. Tak do dziś uważam i napisałem odwołanie do NIK z wyjaśnieniami – mówi Szubert.
Dyrektor nie zgadza się też z kolejnym zarzutem, który mówi o tym, że urząd zmienił przedmiot zamówienia i bez przeprowadzenia nowego postępowania o zamówienie publiczne, zlecił jego wykonanie temu samemu wykonawcy za kwotę blisko – 3 mln 218 tys. zł.
– Chodzi o opaskę w Jarosławcu. Poprzedni dyrektor podpisał umowę na wykonanie opaski brzegowej, ale rozpoczęły się ogromne protesty mieszkańców. Znaleźliśmy wiec lepsze rozwiązanie – ochroniliśmy klif, zrobiliśmy ostrogi. Na inwestycji nikt nie stracił. To była bardzo dobra robota – uważa Szubert. – Fakt, że nie było przetargu i prace wykonała ta sam firma, która miała robić opaskę, ale moim zdaniem w tej sytuacji przetarg nie był potrzebny.
Kolejny zarzut to opłata za fakturę na materiał, który nigdy nie został dostarczony na plac budowy. – Dotyczy to 2006 roku, niech się ówczesny dyrektor tłumaczy przed prokuraturą – dodaje Szubert.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?