Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nikomu się nie spieszyło do palącej się instalacji. Słupska kamienica mogła spłonąć

Marcin Markowski [email protected]
Mieszkanka kamienicy komunalnej twierdzi, że lokatorzy przez kilka godzin czekali na pomoc elektryka wysłanego z PGM
Mieszkanka kamienicy komunalnej twierdzi, że lokatorzy przez kilka godzin czekali na pomoc elektryka wysłanego z PGM Fot. sxc.hu
Mieszkanka kamienicy komunalnej twierdzi, że lokatorzy przez kilka godzin czekali na pomoc elektryka wysłanego z PGM. Tymczasem okazało się, że budynek w każdej chwili mógł stanąć w płomieniach.

We wtorek rano mieszkań-ców kamienicy przy ulicy Małachowskiego 4 a w Słupsku obudził głośny dźwięk dochodzący z klatki schodowej.

- Niemal wszyscy mieszkańcy wybiegli na klatkę schodową, by zobaczyć, co się dzieje. Dźwięk był przeraźliwy. Przypominał strzelanie z pistoletu - mówi pani Marta (nazwisko do wiadomości redakcji). - Okazało się, że odgłosy dobiegały z jednego z liczników elektrycznych.

Dzień wcześniej nasza czytelniczka zauważyła, że w jej domu dzieje się coś z elektryką.

- Żarówki migały we wszystkich pokojach. Wyskakiwały bezpieczniki - dodaje czytelniczka. - Jak się szybko okazało, miało to związek ze strzelającym licznikiem.

Mieszkańcy niezwłocznie zadzwonili po pogotowie elektryczne.

- Tam poinformowano nas, że Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej nie ma podpisanej umowy z pogotowiem elektrycznym i za darmo nikt nam niczego nie będzie naprawiać - mówi pani Marta. - Skontaktowaliśmy się więc z działem wspólnot PGM i tam zgłosiliśmy problem. Zapewniono nas, że niebawem ktoś przyjedzie.

Licznik na klatce wciąż strzelał, a do południa żaden elektryk nie przyjechał.

- Zdenerwowaliśmy się, że zbagatelizowano nasz problem i zadzwoniliśmy do sekretariatu administracji. Kobieta, która odebrała telefon, sama dziwiła się, że nikt do nas nie przyjechał od tylu godzin - twierdzi czytelniczka.

Elektryk pojawił się w kamienicy dopiero o godzinie 13.

- Huk z licznika wciąż było słychać. Gdy fachowiec otworzył skrzynkę elektryczną na klatce schodowej, powiedział, że od kilku godzin pali się instalacja - mówi pani Marta.

- Czekaliśmy na pomoc sześć godzin. Przez ten czas nasz budynek mógł się zapalić. Dla mnie to nie do pomyślenia, że tyle czasu jechał do nas elektryk, który stwierdził zresztą, że pracuje jako jedyny w PGM.
Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z rzecznikiem prasowym PGM.

- W razie awarii instalacji elektrycznej mieszkańcy mogą dzwonić pod numer pogotowia elektrycznego podany na książeczkach mieszkaniowych - mówi Aleksandra Podsiadły, rzecznik prasowy PGM.

- Opłacamy firmę, która w godzinach od 15 do 7 rano interweniuje w takich przypadkach. To jest nasze pogotowie elektryczne i pod ten numer należy dzwonić tylko w nagłych przypadkach. Z kolei w godzinach od 7 do 15 w dziale wspólnot jest dwóch inspektorów nadzoru, którzy zajmują się elektryką w budynkach. Zawsze natychmiast reagują na każde zgłoszenie. Czasem jednak mają oni wiele zgłoszeń w tym samym czasie. Tak też było w tej sytuacji, dlatego dojazd na miejsce zajął więcej czasu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza