Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oglądaliśmy spalarnię odpadów w Niemczech

Marzena Sutryk [email protected] Tel. 94 347 35 99 Fot. sxc.hu
O to, jak się żyje w sąsiedztwie spalarni odpadów, pytaliśmy tamtejszych mieszkańców.
O to, jak się żyje w sąsiedztwie spalarni odpadów, pytaliśmy tamtejszych mieszkańców.
W spalarni odpadów w Kilonii spędziliśmy ponad cztery godziny. Mieliśmy okazję poznać szefów zakładu, a także przyjrzeć się, jak wygląda utylizacja odpadów odbieranych od Niemców.

Spalarnia odpadów w 250-tysięcznej Kilonii w północnej części Niemiec, to ogromny zakład, który jest położony blisko centrum miasta. Do najbliższych zabudowań mieszkaniowych jest około 100 metrów, od spalarni dzieli je ulica i torowisko. W okolicy jest też m. in. centrum handlowe i szkoła.

Dodajmy, że naszą wizytę w Kilonii poprzedziły krótkie odwiedziny w spalarni odpadów w Berlinie. Ta, podobnie jak kilońska, została zbudowana niemal w środku miasta. To, co zwróciło uwagę wszystkich, to fakt, że w pobliżu obu zakładów nie było czuć odoru. Także wtedy, gdy do spalarni podjeżdżały kolejne ciężarówki z odpadami.

W kilońskim zakładzie są spalane odpady odbierane od 400 tys. mieszkańców. Trafiają tu śmieci z Kilonii oraz dwóch sąsiednich gmin. Efektem spalania jest wytworzona energia elektryczna oraz cieplna, która w części trafia do mieszkańców, a w części jest wykorzystywana przez zakład na własne potrzeby. Latem, gdy jest nadmiar ciepła, wówczas jest ono uwalniane do atmosfery.

Do spalarni przetwarzającej rocznie 140 tys. ton odpadów, przyjeżdża średnio 80 ciężarówek na dobę. Co ważne, nie muszą one krążyć ulicami miasta, mają dogodny dojazd do spalarni.

Dodajmy, że zakład musi pracować przez cały rok na pełnych obrotach, a tym samym musi mieć zapewnione stałe źródło "paliwa" do przetworzenia. Na wypadek np. świątecznych przerw, w szczelnych bunkrach są też gromadzone zapasy przewidziane do spalenia.

Samochody są od razu na wjeździe ważone. Ponadto fotografowane, a wszelkie dane wprowadzane do komputera. - Te informacje trafiają do dyspozytora, który wie, skąd przyjechał transport - mówi Thomas Baumenn, kierownik zakładu MVK.

W MVK jest dziewięć bunkrów, które przypominają ogromne garaże dla ciężarówek. To tutaj z ładunkiem wjeżdżają samochody. Gdy samochód wjeżdża do środka, zamyka się za nim śluza.

Wewnątrz panuje podciśnienie, które sprawia, że wokół nie czuć przykrych zapachów. Chwilę potem otwiera się kolejna śluza, która jest po przeciwległej stronie od wjazdu. To tam, do ogromnego zsypu, są zrzucane z samochodu odpady.

W zsypie, który ma ok. 30 metrów wysokości, pracują zautomatyzowane szczęki, nazywane potocznie pająkami. Wszystkim zawiaduje siedzący piętro wyżej operator, który obserwuje bunkier zza szyby.

Dodatkowo obserwuje on monitory, na których widać efekty skanowania śmieci. Te są mieszane i rozdrabniane przez "pająki". Następnie, co 10 minut, "pająki" chwytają po ponad dwie tony śmieci naraz i wrzucają do kotła, gdzie śmieci są spalane. Kocioł musi być rozgrzany do 850 stopni Celsjusza.

Spaliny są od razu oczyszczane, a niebezpieczne związki chemiczne neutralizowane. Do tego stopnia, by to, co wydostaje się do atmosfery przez trzy kominy, było bezpieczne dla środowiska i ludzi. Gyorg Jungen, dyrektor handlowo - finansowy w MVK, zapewniał nas, że emisja wszelkich substancji chemicznych w jego firmie, jest o wiele niższa niż przewidują to normy.

Z każdej tony odpadów po spaleniu zostaje 250 kilogramów żużlu i 50 kilogramów pyłów. Do tego niewielka ilość metali - te trafiają do huty. Żużel jest wykorzystywany do budowy dróg, a pyły są wywożone i składowane w nieczynnych kopalniach soli.

O to, jak się żyje w sąsiedztwie spalarni odpadów, pytaliśmy tamtejszych mieszkańców. Większość z nich nie narzekała, a jedna z kobiet zdziwiła się w ogóle, że... w mieście jest coś takiego, jak spalarni śmieci.

- Ta spalarnia kompletnie mi nie przeszkadza - stwierdził Gerhard Juister. - Nie ma problemu przykrego zapachu, ani hałasu. Większy hałas jest na ulicy, która biegnie w sąsiedztwie.

W podobnym tonie wypowiadała się Karola Haaiser, młoda kobieta także mieszkająca w pobliżu: - ten zakład nie jest uciążliwy ani pod względem odorów, ani pod względem hałasów.

Wśród naszych rozmówców była jednak kobieta, która krytycznie oceniła funkcjonowanie spalarni: - Jak wiatr wieje od strony zakładu, to okien nie mogę otworzyć. Ale mieszkańcami i tak nikt się nie przejmuje - podsumowała.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza