Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piano, forte, fortissimo – blog 56. Festiwalu Pianistyki Polskiej, wieczór pierwszy

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka
To był wieczór debiutów, artystów dwóch generacji, wirtuozowskich dzieł i dyrygenta, który wyniósł słupską orkiestrę na poziom wyjątkowy. Inauguracja świetna w każdym momencie. Poczytajcie, co działo się w sobotę, 3 września 2022, w słupskiej filharmonii.

Szaleństwo dźwięków

Najpierw muzyka, bo ona jest najważniejsza. I muzycy. Młodość i dojrzałość, dwa style grania, oba zasługujące na wielkie oklaski.

Mateusz Krzyżowski ma ledwie 23 lata, ale talent już pozwala mu mierzyć się z wielką pianistyką. Rozpoczął piątkowy wieczór Fantazją A-dur na tematy polskie napisaną przez 18-letniego Chopina. Nie jest to może utwór rzucający na kolana, ale uszy melomanów mile łechcą znane pieśni narodowe, w tym „Laura i Filon”. Pianista zagrał fantazję młodzieńczo, delikatnym „muślinowym” dźwiękiem. Po czym w drugim dziele, kończącym koncert, zobaczyliśmy inne wcielenie artysty. IV Symfonię koncertującą op. 60 Szymanowskiego zagrał mocno, po męsku, wirtuozowsko, z olbrzymią energią i zrozumieniem struktury dzieła. Cudownie było patrzeć na jego skupienie i uważność, z jaką śledził ruchy dyrygenta i słuchał towarzyszącej mu orkiestry.
Utwór ten, malowniczo opisany przez prowadzącego wieczór Andrzeja Zborowskiego, opiera się na temacie, który słupszczanom jest dobrze znany, bo stał się hejnałem miasta. Jest do dzieło kompletne, operujące zarówno kantyleną, jak i zmasowanym atakiem akordów. Kompozytor posadził słuchaczy na emocjonalnej huśtawce. Po górskich burzach z piorunami, gdy wybrzmiewa użyte w pełni forte i fortissimo, nadchodzi ukojenie nad strumieniem otoczonym przez nimfy i driady – duety fortepianu z fletem i skrzypcami. Mateusz Krzyżowski opowiedział tę historię bez zająknięcia.

Między jego wykonaniami publiczność weszła we władanie Artura Jaronia. Jak mówił Andrzej Zborowski, to „pianista od trudnych zadań”, taki James Bond fortepianu. Nikt by tak nie pomyślał, gdyby go nie usłyszał. Na scenę wszedł bowiem sympatycznie się uśmiechający i mrugający do kogoś w pierwszym rzędzie jowialny „pan od muzyki”. Ale spod jego palców popłynęła muzyka wyjątkowa i wyjątkowo zagrana: Fantazja na fortepian i orkiestrę Debussy’ego. Owszem, impresjonistyczna, pełna brzmieniowych niuansów, rozmywających się kolorów i falujących melodii smyczków, ale też zaskakująco dramatyczna, błyszcząca dzięki waltorniom i innym instrumentom dętym blaszanym. A także – w części trzeciej – czarująca egzotyką. Pierwsza część, jako żywo, zawiodła mnie nie do Paryża, tylko do Nowego Yorku, miasta, które nigdy nie zasypia. W drugiej wróciłam do Europy, by w trzeciej odbyć jakąś daleką wycieczkę w nieznane mi krainy. A wszystko to wyczarował w mojej głowie nie tylko Debussy (który, jak mówił Andrzej Zborowski, nie chciał, aby wykonywano to dzieło), ale i Artur Jaroń. Mistrz. Po prostu.

Trzecim bohaterem tego wieczoru był maestro Mirosław Jacek Błaszczyk. I słupska orkiestra, która pod jego batutą sięgnęła szczytów. Być może były jakieś niedociągnięcia, bo to był program najeżony pułapkami, a prób z konieczności mało, ale ja nic nie słyszałam poza zespołem, który z entuzjazmem pokonywał jedną przeszkodę za drugą. Wspaniale się tego słuchało, zarówno wtedy, gdy orkiestra przejmowała główną rolę, jak i w partiach, kiedy towarzyszyła solistom. Dodam, gwoli ścisłości, że słupski zespół został powiększony o artystów z zewnątrz.

Debiuty

Kilka osób po raz pierwszy zagrało swoje role podczas sobotniej inauguracji FPP. Janina Cydzik-Brzezińska zadebiutowała na scenie, witając gości jako nowa, wybrana kilka miesięcy temu, prezes Słupskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego (organizator festiwalu). Styl jej przemówienia określiłabym jako „w krótkich żołnierskich słowach”. Ważne, że wszystko, co miało być powiedziane, wybrzmiało jak należy. W tym laudacja na cześć Stanisława Turczyka, osoby wielce zasłużonej dla Towarzystwa i FPP, który z rąk pani prezes i jej zastępcy Lecha Federa odebrał tytuł Honorowego Prezesa STSK. Pan Stanisław, niezmiennie skromny, oddał część tych zaszczytów swoim współpracownikom.

Debiut zaliczyła też wiceprezydent Marta Makuch, która otwierała FPP w zastępstwie prezydent Krystyny Wojewódzkiej. Bardzo udanie. Mówiła o różnorodności tej imprezy (tematy, gatunki, formy, pokolenia artystów), ale przede wszystkim wzruszającymi słowami zwróciła się do prof. Andrzeja Cwojdzińskiego, który zmarł kilka miesięcy temu. Ten wieczór był bowiem dedykowany twórcy FPP, jego pierwszemu dyrektorowi artystycznemu. Mogli tej laudacji wysłuchać syn i córka kompozytora, którzy zasiadali na widowni.

Nie na scenie, ale w kuluarach brylowała kolejna debiutantka tego festiwalu - Joanna Kubacka. Po raz pierwszy pracowała z ramienia STSK nad jego organizacją, zastępując w tej odpowiedzialnej roli Halinę Chmielecką, która też w zasadzie zadebiutowała – jako emerytka :). Joanna Kubacka weszła w rolę gospodyni FPP bez problemu, gdyż jako wieloletnia szefowa impresariatu orkiestry ma odpowiednie doświadczenie. Pracowała w filharmonii za kadencji dyrektora Bohdana Jarmołowicza, który, co bardzo miłe, przybył do Słupska na inaugurację FPP.

No i ostatni debiut tego wieczoru. Bardzo ważny. Po raz pierwszy koncertowi słupskiej orkiestry przysłuchiwała się Alina Ratkowska, która 1 września rozpoczęła swoją kadencję jako dyrektor Polskiej Filharmonii Sinfonia Baltica im. Wojciecha Kilara w Słupsku. Jej poprzednik, Bogdan Kułakowski, też zasiadł na widowni, ale jako współorganizator festiwalu.

Koncepcja

Oblegany i wypytywany w kuluarach był oczywiście Jan Popis, dyrektor artystyczny FPP od 2000 roku. Po inauguracji w świetnym humorze, gdyż – jak ocenił – zaplanowana na ten wieczór koncepcja okazała się strzałem w dziesiątkę. A była ona prosta: łagodny początek, mocny środek i wielka, szalona kulminacja. Taka, która długo nie pozwoli słuchaczom zasnąć, bo będą przeżywać ten koncert długo. W koncepcji całego FPP jest jeden istotny temat - rocznice. Inauguracyjne utwory poświęcone były 160. rocznicy urodzin Fryderyka Chopena oraz 140. rocznicy urodzin i 85. rocznicy śmierci Karola Szymanowskiego.

Zagadka

Cóż to zagrał na bis Artur Jaroń, zastanawiała się cała publika. Brzmiało jak Bach i Rameau, ale za współcześnie. Zagadkę musiał rozwiązać sam pianista - była to "Sarabanda" Paderewskiego. Mateusz Krzyżowski zabisował natomiast jedną z etiud Chopina.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza