Od ponad dwóch tygodni na Podbeskidziu protestuje ponad tysiąc pielęgniarek i położnych. Bezskutecznie.
- Nikt nie chce z nimi rozmawiać. Dyrektorzy szpitali, marszałek województwa, starosta umywają ręce - mówi Dorota Gardias, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych.
- Tymczasem protestujące domagają się jedynie realizacji ustawowych gwarancji, danych jeszcze w 2007 roku. Nie domagają się kolejnych podwyżek. Chcą jedynie, by dotrzymano danego im słowa i przestrzegano prawa. Tymczasem dyrektorzy tamtejszych szpitali nie prowadzą z nimi żadnych negocjacji, rozmawiają jedynie ze związkiem lekarskim - dodaje.
Dlatego w Warszawie odbyła się dzisiaj pikieta popierająca pielęgniarki i położne z Podbeskidzia. Miała ona dwa cele.
- Pokazanie protestującym, że nie są sami. Że mimo lekceważenia, jakie spotyka je ze strony dyrektorów szpitali i ministerstwa zdrowia, mają poparcie koleżanek i kolegów z całej Polski, a także poparcie obywateli. Drugim celem, było żądanie wobec minister zdrowia Ewy Kopacz, by podjęła działania mające rozwiązać zaistniałą sytuację - mówi Dorota Gardias.
Na porannym spotkaniu minister zdrowia otrzymała z rąk Doroty Gardias list otwarty, w którym "wzywa ona do natychmiastowego podjęcia rozmów z Ogólnopolskim Związkiem Zawodowym Pielęgniarek i Położnych oraz podjęcia działań, których efektem będzie zrealizowanie ustawowych gwarancji wzrostu wynagrodzeń".
Jeśli minister nie podejmie żadnych działań, to pielęgniarki gotowe są na protest ogólnopolski.
- Decyzja zapadnie w środę - mówi Gardias.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?