Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsza premiera Nowego Teatru w nowym roku nie rzuca na kolana

Marcin Kamiński [email protected]
Spektakl w reżyserii Marka Siudyma zainaugurował sezon artystyczny.
Spektakl w reżyserii Marka Siudyma zainaugurował sezon artystyczny. Marcin Kamiński
Spektakl w reżyserii Marka Siudyma zainaugurował sezon artystyczny. Oby nie było gorzej.

Farsa "Co ja panu zrobiłem, Pignon" wystawiona w sobotni wieczór w Nowym Teatrze w założeniu miała być lekką historyjką kryminalną. I pewnie we francuskim oryginale faktycznie była. Pewnie też bawiła, wyciskając łzy ze śmiechu widzom na wszystkich kontynentach, co możemy przeczytać w streszczeniu sztuki. I to chyba powinno wystarczyć za rekomendację, aby ów spektakl obejrzeć.

Przyznaję, słupskim aktorom i reżyserom zdarzały się lepsze i gorsze spektakle. Niektóre były zbyt długie, inne bawiły faktycznie, wyciskając łzy lub zwyczajnie można było przy nich spędzić miło czas. W tym przypadku, niestety, można mieć problem ze zdefiniowaniem dobrej zabawy.

Zobacz także: Rozmowa z Markiem Siudymem przed premierą spektaklu (wideo)

Z opisu wynika, że jest to francuska farsa kryminalna, której wartka akcja, szybkie tempo i zaskakujące zmiany sytuacji sprawiają, że widzowie bez reszty oddają się przyjemności oglądania przedstawienia. Oco chodzi? W pewnym podparyskim miasteczku zmobilizowano wszystkie siły porządkowe, oto bowiem do sądu ma być dowieziony świadek zeznający przeciwko wysoko postawionym przestępcom. Proces ściągnął uwagę mediów. Akcja rozgrywa się w hotelu usytuowanym na wprost sądu. Meldują się w nim dwaj mężczyźni: Francois Pignon - zawodowy fotograf, i Ralf Milan, zawodowy... morderca. Ralf otrzymał zlecenie wyeliminowania niewygodnego dla mafii świadka, a Pignon teoretycznie ma zrobić zdjęcia dla swojej gazety.

Pignon to typowy nieudacznik życiowy, wiecznie marudzący, który postanowił popełnić samobójstwo. Przeszkodzi mu w tym czekający na swoją ofiarę płatny zabójca, który sam stanie się ofiarą poszukującego wsparcia w życiu Pignona. Jednak w pierwszym akcie uświadczenie wartkiej akcji i szybkiego tempa graniczy z cudem.

Aktorzy - Igor Chmielnik jako Pignon i Adam Jędrosz jako Milan (jedyny aktor z w tym przedstawieniu, który stworzył jakiś rys charakterologiczny) grają obok siebie. Fakt, że częściowo powoduje to scenografia przedstawiająca dwa różne pokoje, ale interakcje zachodzące między dwoma głównymi bohaterami, gdy widzą się w drzwiach, są raczej mierne.

Dla chcących obejrzeć spektakl radzę wyczekać do aktu drugiego, gdzie pojawiające się przekleństwa k.... i odpier... powodują "gromki" śmiech wśród publiczności... Śmiech spowodowało również nawiązanie do przypadkowych "homoseksualnych zachowań" bohaterów, jak i rozbicie lampy na głowie jednego z aktorów. To chyba jednak zbyt mało, aby zasłużyć na miano wyciskającej łzy, święcącej tryumfy na świecie farsy. Być może Marek Siudym, który reżyserował ten spektakl, nie chciał czerpać ze sprawdzonych światowych wzorców i rozwiązań, lecz ze swojej przeszłości kabaretowej i komediowej. To spektaklowi nie wyszło jednak na dobre. Na wyróżnienie zasługuje jedynie scenografia, która, choć uboga jak na miejski budżet, doskonale zdała egzamin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza