MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powódź w Polsce. Relacje strażaków ze Słupska i Ustki

Magdalena Olechnowicz
Wielka woda w Bieruniu
Wielka woda w Bieruniu Fot. Archiwum Straży Pożarnej
Ten widok pozostanie w ich pamięci na długo - kominy domów wystające znad wody, osiedla zalewane w mgnieniu oka i ludzie - smutni i bezradni. Strażacy, którzy wrócili z zalanych terenów opowiedzieli nam o powodzi.

Starszy strażak Jakub Zaczek, strażak Dariusz Lipiński, sekcyjny Paweł Gontek i młodszy kapitan Tomasz Ponczkowski z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Ustce - oni pierwsi wyruszyli na południe
Polski.

- W poniedziałek, 17 maja, dostaliśmy polecenie wyjazdu do Częstochowy. Byliśmy tam w nocy. O 6 rano pobudka i podział zadań. Nas skierowanodo Bierunia, w województwie śląskim - opowiadają. Bieruń to niewielka miejscowość pomiędzy Katowicami i Tychami, zamieszkała przez blisko 20 tys. osób. Naturalnymi granicami Bierunia są Wisła, Gostynka, Przemsza, a przez środek miasta płynie rzeka Mleczna. We wtorek wszystkie rzeki przekroczyły stan alarmowy. Pan Tomasz pokazuje nam mapę i zalane dzielnice miasta. - Tu wszędzie była woda - mówi.

- To było rozlewisko o powierzchni jeziora Śniardwy - dodaje.

Sytuacja była dramatyczna. - Zostaliśmy przydzieleni do dzielnicy nisko położonej.Wody było tam tak dużo, że ledwo widać było spod niej kominy domów - mówi mł. kpt Tomasz Ponczkowski.

Pracowali niemal całą dobę, z przerwą w nocy na krótki sen. Ich zadaniem była ewakuacja ludzi. - Łatwo nie było. Po pierwsze trudno było dotrzeć do zalanych domów. Pływaliśmy łódkami po ulicach z mapą w ręku. Pod wodą były domy, gospodarstwa, samochody. Wszystko - mówi Ponczkowski. Ludzie nie chcieli opuszczać swoich dobytków.

- Chowali się przed nami. Niektórych musieliśmy wyciągać siłą. Raz znaleźliśmy mężczyznę, który kolejny dzień koczował na strychu swojego domu. Wszystko poniżej było zalane, a on nie chciał wyjść. Zdecydował, że zostaje, bo musi pilnować domu - mówi Ponczkowski. - Zabraliśmy go siłą - dodaje.
Na szczęście w domach nie było już małych dzieci. - Rodzice z dziećmi bali się ryzykować i szybciej się ewakuowali - opowiada strażak. Strażacy uratowali też dwa dzikie jelenie i sarnę. Zwierzęta zostały przeniesione na suchy ląd. Kolejny dzień. Kolejne polecenie wyjazdu. Tym razem kierunek Tarnobrzeg pod Sandomierzem. - Zostaliśmy wysłani do gminy Gorzyce - mówią strażacy. I znów pokazują nam mapę.

- Tu wszędzie była woda. Z parterowych domów wystawały jedynie kominy. Ludzi już tam jednak nie było. Pomagaliśmy jednak tym, którzy zostali w domach. Dowoziliśmy im leki i żywność. Niektórzy chcieli dotrzeć do swoich domów, aby poprzenosić jakieś przedmioty wyżej, na wypadek, gdyby woda miała się jeszcze podnieść - mówią. W pobliżu zostało zalanych kilka wiosek: Trześń, Furmany, Sokolniki. Wody miejscami było nawet na 9 metrów. Tam parterowe domki zostały całkowicie zalane. Nawet kominów widać nie było. Kolejny kierunek - Opole Lubelskie w województwie lubelskim.

- Masakra. Tam, jak poszedł wał, to chwila moment a pod wodą znalazło się kilka hektarów. Krajobraz jak na mazurskich jeziorach. Tylko pod wodą domy były. Łódką dopływaliśmy do zalewanych domów i wszystkich na amfibie przewoziliśmy. Pływaliśmy prawie całą dobę - relacjonują strażacy.
Ci ludzie na zawsze pozostaną w ich pamięci. - Nie krzyczeli, nie tragizowali. Byli po prostu smutni i bezradni. Często stracili wszystko. Zalało niemal wszystkie pola uprawne chmielu. A ci ludzie z tego żyją. Byli załamani - mówi Tomasz Ponczkowski. Wymęczeni strażacy wrócili do Słupska dopiero po tygodniu, we wtorek w południe. Kolejna ekipa strażaków - m.in. ze Słupska, Bytowa i z Lęborka wyjechała we wtorek do Warszawy. Akcją dowodził mł. brygadier Andrzej Macedoński, dowódca JRG nr 1 w Słupsku.

- Pojechało 65 osób z całego województwa. Mieliśmy zajmować się ewakuacją w razie potrzeby, ale ostatecznie umacnialiśmy wały przeciwpowodziowe. Na szczęście Wisła ich nie przerwała. Byliśmy jednak cały czas w pogotowiu - mówi Macedoński.

- Od nas pojechało siedmiu strażaków - trzy samochody i łódź. Mieli działać w przypadku powodzi, ale na szczęście Warszawy nie zalało - mówi aspirant sztabowy Stefan Pituch, zastępca komendanta straży pożarnej w Bytowie. Takie same zadania mieli bytowscy strażacy. Jerzy Nikitiuk, zastępca komendanta straży pożarnej w Lęborku, mówił, że strażacy wrócili we wtorek rano. W Warszawie podobnie jak inni zajmowali się wzmacnianiem wałów przeciwpowodziowych.

Na początku tygodnia trzeci stopień zagrożenia powodzią ogłoszono w Pomorskiem - w powiatach: gdańskim, sztumskim, nowodworskim, kwidzyńskim, tczewskim i malborskim. Sztab kryzysowy zapewnia, że sytuacja jest stabilna. W okolicach Kwidzyna wały nadwiślańskie zabezpieczają strażacy ze Słupska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza