MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Proces 51-latka oskarżonego o zabójstwo konkubiny

Bogumiła Rzeczkowska [email protected]
Piotr M. odpowiada za zabójstwo konkubiny.
Piotr M. odpowiada za zabójstwo konkubiny. Łukasz Capar
Przed słupskim sądem okręgowym rozpoczął się proces Piotra M., który odpowiada za zabójstwo konkubiny.

Słupsk, ulica Przemysłowa 33. Czeczenia. Tu nikt nie ukrywa, że pije, że policja przyjeżdża do jego mieszkania na interwencję.

- U mnie też raz była. To taki blok. Sami wygnańcy - nie ukrywał świadek Jan B., sąsiad oskarżonego.

Wśród wygnańców żyła 44-letnia Beata J. Pod jednym dachem z 51-letnim Piotrem M., sprawcą rozbojów w przeszłości, kryminalistą z kilkunastoletnią odsiadką, sznytami na rękach. Ślusarzem - raz z pracą, raz bez. Różnie się im układało.

Czytaj również: Oskarżony o zabójstwo konkubiny w słupskiej czeczeni

- Jak było co do gara włożyć, to jak małolaty zakochani byli - przekonywał Jan B. - Ale on jej krzywdy nie robił. Jak go nerwy brały, to chodził po dworze, sam do siebie gadał i wyzywał.

Jednak z powodu kwestii finansowych, alkoholu i życia w klimacie słupskiej czeczenii życie Beaty J. i Piotra M. powoli się staczało. Sąd zabrał im córeczkę, którą wychowuje rodzina.

Jan B. wcześniej mówił, że jak Piotrek jest łyknięty, to szajby takiej dostaje. Ale w sądzie bronił sąsiada:

- Jak popijałem ruski spirytus, to też dostawałem szajby. A on strasznie był za nią, wysoki sądzie. Nigdy się nie skarżyła.

Zobacz też: Śmierć kobiety ze słupskiej czeczeni to zabójstwo

Do 4 grudnia ubiegłego roku. Według prokuratury Beata J. została zabita. A wcześniej, przynajmniej od marca 2010 roku, przeżyła piekło. Awantury, krzyki, grożenie śmiercią, bicie rękoma, kijem, łomem. Siniaki miała wszędzie: na twarzy, piersiach, brzuchu, grzbiecie. Tłumaczyła to upadkiem z roweru, jak z truskawek wracała, czy kolizją z meblami, o które obijała się na rauszu.

- Nie przyznaję się - zaprzeczał zarzutom Piotr M. - Tylko do awantur się przyznaję. Raz ona, raz ja je wszczynałem. Jej nie wolno było pić alkoholu, ale wolałem, żeby ze mną wypiła, niż chodziła po bloku.

- Kiedyś pan uderzył Beatę J.? - dopytywał sędzia Dariusz Ziniewicz.

- Dostała klapsa w tylną część ciała - przyznał się oskarżony, ale natychmiast dodał: - Ja dostałem od niej garnkiem.

W śledztwie nie ustalono, czym Piotr M. zabił konkubinę. Rana kłuta, głęboka na cztery centymetry przecięła jej tętnicę i miąższ płuca. Kobieta wykrwawiła się do wewnątrz. I zmarła.

- Miałem przy sobie śrubokręt, czyściłem nim paznokcie. Taki śrubokręcik, maluteńki - podkreślał oskarżony. - Rano wyszedłem z psem na spacer. Ona wcześniej wyszła. Myślałem, że do toalety, bo wzięła ze sobą papier. Około dziewiątej przyszła wypita. I od razu do mnie z rękami ruszyła. Uderzyła mnie dwa razy i poszła spać. Ja też. Zbudziłem się o dwunastej. Jej ręka była zimna. Złapałem ją za twarz, zacząłem szarpać, żeby się obudziła. Nie zareagowała. Wyszedłem na klatkę, dzwoniłem na numer 112. Najpierw przyjechała policja, później pogotowie.

Wtedy Piotr M. był pijany. Od rana wypił dwa litry wina. Jednak przytomności nie tracił, bo zdążył wyrzucić butelkę do śmietnika i jakiś przedmiot.

- Śrubokręcik został na segmencie. Na stole leżała spinka albo gwóźdź. Wziąłem to odruchowo - tłumaczył. - Ale oprócz maluteńkiego śrubokręcika niczego w ręku nie miałem.

Sąsiad Dariusz K. niczego nie słyszał, bo był u innego sąsiada, a tam telewizor grał głośno. - Za poglądy dostałem - wytłumaczył sądowi siniaka pod swoim okiem.

- Wcześniej widziałem Beatę, jak szła z toalety i uderzyła się o futrynę. Ja sam też tak miałem. Ona kulała, bo cierpiała na stawy w kostkach, a wtedy szła zgarbiona. Trudno powiedzieć, czy była trzeźwa, bo tu wszyscy nadużywają alkoholu. Ja też - dopowiadał.

Sąsiad usłyszał jednak hałasy po śmierci Beaty J.

- Piotr M. otworzył drzwi i zaczął krzyczeć. Trząsł się i płakał. Wziął papierosa. Bałem się podejść - zeznawał Dariusz K. - Nie, mnie nigdy nie uderzył, nie op...ł. A w ich związek się nie wtrącałem. Były pyskówki związane z alkoholem. Na przykład kiedy Piotrek kazał mi skoczyć po flaszkę do cepeenu i piliśmy w kuchni. Ona szła i mówiła do niego takim wyższym tonem: Znowu chlejesz!

Córka Beaty J. pochodzi z innego świata. Młoda, zadbana, na studiach podyplomowych. W sądzie opowiadała o łomie, o siekierze pod poduszką Piotra M., która "tak tam sobie leżała".

- Mama z początku mówiła, że się przewróciła, ale w końcu przyznała, że to M. ją uderzył, bo jak wypije, to jest agresywny - zeznawała młoda kobieta ze łzami. - We wrześniu była w szpitalu. Miała całe nogi obite. Była doprowadzona do takiego stanu, że ciężko się z nią rozmawiało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza