To proces odszkodowawczy, który trwał od grudnia 2017 roku. W tym czasie odbyło się kilkanaście rozpraw. Andrzej O. domagał się od Skarbu Państwa 100 tysięcy złotych za niesłuszne zatrzymanie przez CBŚP na niecałą dobę w maju 2014 roku. Wtedy słupska prokuratura rejonowa prowadziła śledztwo o podpalenie samochodów Aleksandra Jacka. Andrzeja O. zatrzymano, mimo że poprzedniego dnia oraz w dniu zatrzymania sam odwiedził prokuraturę. Wtedy nikt nie chciał go przesłuchać.
Na pierwszej rozprawie odszkodowawczej Andrzej O. starał się przekonać sąd, że żądane sto tysięcy rozda chorym dzieciom.
- Ja ich nie potrzebuję. W styczniu zapłaciłem trzysta tysięcy podatku. Ale skoro stawiam się sam, to nie chcę takiej sprawiedliwości i takiego państwa, w którym przypadkowi ludzie przyssali się do wymiaru sprawiedliwości i robią z nim, co chcą. Patrzyli, kiedy wyjdę z prokuratury, żeby wysłać za mną jednostkę antyterrorystyczną.
I rzeczywiście tak było, a poniedziałkowy wyrok przyznający, choć nie aż tak wysokie, zadośćuczynienie potwierdza wersję Andrzeja O.
- Nie ma wątpliwości, że Andrzej O. został zatrzymany do sprawy, która zakończyła się prawomocnym skazaniem na karę ograniczenia wolności – sędzia Jacek Żółć uzasadniał przyznanie zadośćuczynienia w wysokości pięciu tysięcy złotych. - Okres zatrzymania został zaliczony na poczet tej kary. W sytuacjach, gdy zatrzymanie, czy tymczasowe aresztowanie, zalicza się na poczet kary, w zasadzie nie orzeka się zadośćuczynienia. Jednakże w tej sprawie doszło do nietypowych okoliczności.
Sędzia podkreślił, że 7 maja 2014 roku Andrzej O. stawił się w prokuraturze ze swoim pełnomocnikiem, by wyjaśnić podnoszone w mediach zarzuty, że miał on związek z podpaleniem samochodów Aleksandra Jacka.
- Chciał rozmawiać z prokuratorem prowadzącym sprawę. Jednak do takiej sytuacji nie doszło – mówił sędzia. - Co więcej, 8 maja skontaktował się z funkcjonariuszem policji prowadzącym sprawę i ponownie powiedział, że chce wyjaśniać. Policjant odesłał go do prokuratora. Tymczasem tego samego dnia o godzinie 18.20 doszło do zatrzymania w pobliżu jego salonu samochodowego na budowanym przez niego osiedlu domków jednorodzinnych. Zatrzymanie miało nieadekwatny do sytuacji charakter i było zupełnie niepotrzebne. Po pierwsze dlatego, że Andrzej O. był cały czas do dyspozycji organów ścigania i miał stałe miejsce zamieszkania.
Zatrzymania dokonało kilku zamaskowanych funkcjonariuszy CBŚP w pełnym umundurowaniu w sposób spektakularny z użyciem broni długiej i granatów hukowych. Andrzeja O. przewrócono na ziemię, założono mu z tyłu kajdanki, przyduszono do podłoża kolanami.
Tę akcję sędzia porównał do zatrzymań ludzi podejrzanych o terroryzm, handel narkotykami, działanie w zorganizowanych grupach przestępczych czy dokonujących zamachów.
- W ocenie sądu zatrzymanie było niesłuszne - podsumował sędzia, przywołując inne orzeczenia, przyznające zadośćuczynienia czy odszkodowania, mimo że zatrzymanie zostało zaliczone na poczet kary. - Andrzej O. był w pełni dostępny, nie ukrywał się, nawiązał kontakt i nie było potrzeby, by w sposób tak spektakularny, można rzec z fanfarami, dokonać jego zatrzymania.
Sędzia zaznaczył też, że zatrzymanie przez CBŚP odbiło się na zdrowiu i opinii dilera samochodowego, który następnego dnia miał otwierać salon.
- Ale żądana kwota 100 tysięcy złotych jest nieadekwatna do poniesionej szkody i doznanej krzywdy. Dlatego sąd zasądził pięć tysięcy złotych – zakończył sędzia Jacek Żółć.
Wyrok nie jest prawomocny. Andrzeja O. nie było na jego ogłoszeniu.
Zobacz także: Podpalenie aut Aleksandra Jacka
Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?