Cela numer 36 na oddziale zamkniętym dla recydywistów w Czarnem od zewnątrz niczym się nie wyróżnia: ot, judasz z klapką i ciężka zasuwka w masywnych wrotach. Ale wystarczy tylko je uchylić, żeby ujrzeć duchowy wystrój jej wnętrza.
Na szarych ścianach święte obrazki, nad drzwiami krzyż z dwóch patyków, przewiązanych sznurkiem. Więzień Grzegorz, lokator celi nr 36, w palcach obraca paciorki różańca i szeptem odmawia zdrowaśki.
Jam tylko narzędziem, marnym robaczkiem
- Różaniec mam zawsze przy sobie, noszę go w kieszeni - odrywa się na chwilę od żarliwych modlitw.
Znad pryczy na Grzegorza (pięć l
at za produkcję i handel narkotykami) spogląda Matka Boska Fatimska. Na półce czuwa mały porcelanowy anioł.
- To mój aniołek stróż - więzień czule głaszcze figurkę. Ma ona dla niego podwójną wartość: - Tego aniołka dostałem od mamy, jak byłem w szpitalu.
Grzegorz jest niekwestionowanym duchowym przywódcą w czteroosobowej celi. Zarządził wspólne wieczorne odmawianie różańca oraz poranne modły. Jednak skromnie podkreśla, że przemiany we współtowarzyszach niedoli to nie jego zasługa.
- Ja jestem tylko marnym robaczkiem, narzędziem w rękach Najwyższego - z nabożną czcią unosi wskazujący palec ku górze.
Ministranci od księżowskich zegarków
O bogobojnym Emanuelu do dziś krążą legendy w Czarnem. Gdy dopadało go nawiedzenie, padał na zimną posadzkę więziennej kaplicy, lamentował wniebogłosy i żałował za popełnione grzechy. Ale aż tak żarliwych katolików za kratami, jak Grzegorz i Emanuel, spotyka się rzadko.
- Ja chodzę na msze święte najwyżej raz w miesiącu. Jak zrobi mi się smutno - przyznaje Rafał (sześć i pół roku za kradzieże i rozboje).
Ryszard (pięć lat za pobicie ze skutkiem śmiertelnym) nie ukrywa, że w nabożeństwach uczestniczy od wielkiego dzwonu.
- Niektórzy skazani zgłaszają chęć uczestnictwa we mszy ze względów najmniej religijnych. Na przykład grypsujący więźniowie zajmują ostatnie dwie ławki w kaplicy, żeby - jak oni to mówią - spotkać się i ponawijać - przyznaje mjr Ryszard Włodyka, kierownik penitencjarny więzienia.
Bywają też tacy więźniowie, którzy miesiącami cierpliwie uczestniczą w liturgiach, ale tylko po to, żeby uśpić czujność kapelana i strzegących ich funkcjonariuszy. Ba, zostają nawet ministrantami!
- Raz ukradli kapelanowi zegarek, innym razem znów wino mszalne wypili, a do butelki wlali herbatę - śmieje się ppłk Tadeusz Bednarski, wicedyrektor ZK Czarne.
Chrześcijanin na kartę
W imponującym tempie przybywa w Czarnem wyznawców Związku Braterstwa Ewangelickiego. Grono liczy już prawie sto osób!
- Podzieleni są na trzy grupy - tłumaczy mł. chorąży Tomasz Hnatczak, wychowawca w ZK Czarne. - W poniedziałki przyjeżdża do nich pastor ze Szczecinka.
Pan Waldek (10 miesięcy za próbę wyłudzenia telefonu komórkowego w salonie) twierdzi, że do bractwa wstąpił z przekonania. - Kiedyś jeden pastor podał mi rękę, jak miałem problemy z alkoholem - wyjawia. - Pomógł mi, kiedy rodzina ode mnie się odwróciła.
Z kolei pana Olka (14 lat za handel narkotykami) trudno posądzać o bezinteresowność. Nie ukrywa, że skusiła go chęć posiadania karty telefonicznej, które od czasu do czasu na spotkaniach rozdaje pastor.
- Ja chodzę i do tych, i do tych - porozumiewawczo mruga pan Olek. - Ale raczej jestem katolikiem - dodaje po dłuższej chwili zastanowienia.
Jednego z więźniów odwiedza pastor Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego.
- Ten skazany był płatnym zabójcą - dyrektor Bednarski jest sceptycznie nastawiony do tych spotkań. - Pastor jednak wierzy, że nawet tacy nie są straceni dla Boga.
Bez mięsa, proszę
Oczywiście nie tylko chrześcijanom zdarza się zejść na złą drogę. W więzieniu w Czarnem bywają też buddyści. Ale częściej można tam spotkać muzułmanów. Problem z tymi ostatnimi jest tylko jeden, co najlepiej może zobrazować przypadek pewnego pensjonariusza z Czeczenii.
Podczas posiłków w więziennej stołówce robił się purpurowy. Funkcjonariusze zachodzili w głowę: co z nim się dzieje?
Dopiero po długim czasie okazało się, że jest on muzułmaninem i ma uczulenie na - dość powszechną w więziennym menu - wieprzowinę.
- Gdyby się przyznał, nie byłoby problemu - zapewnia mjr Ryszard Włodyka. - Skazani muzułmanie mają prawo do diety. Muszą tylko napisać do nas wniosek, żeby w serwowanych im daniach nie było wieprzowiny.
Tadeusz Bednarski wspomina siedmiu religijnych żydów, którzy "siedzieli" przez pięć miesięcy w Czarnem, choć oni z diametralnie innych powodów.
- To byli funkcjonariusze więzienni z Izraela. Przyjechali przeszkolić swoje psy w naszej szkółce - opowiada dyrektor. - Oni także wymagali diety bez wieprzowiny.
Ale to nie był jedyny w tym wypadku kłopot kierownictwa więzienia w Czarnem. Pobyt obywateli Izraela lekko zdezorganizował tam pracę.
- Normalnie my szkolimy psy także w soboty - tłumaczy dyrektor Bednarski. - A im przecież nie wolno w szabas pracować. Dlatego musieliśmy przenieść zajęcia w psiej szkółce na niedzielę.
Biskup też siedział
W polskich więzieniach pan Bóg zmartwychwstał w 1981 roku. Właśnie w tym pamiętnym roku Jego powrót do więzienia w Czarnem zwiastował osobiście ksiądz biskup (a późniejszy kardynał) Ignacy Jeż.
- Ja miałem wtedy służbę - ten dzień doskonale pamięta Tadeusz Bednarski, wtedy młody oficer więzienny. - Był problem, czy można wpuścić za bramę samochód księdza biskupa, bo regulamin tego zabraniał. Postanowiliśmy jednak, że wjedzie. Z powrotem biskup już szedł pieszo. Bo uparł się, że obejrzy sobie kryminał.
Zanim jednak ksiądz biskup wyszedł za więzienną bramę, spotkał się z liczną rzeszą skazanych: porozmawiał z nimi, pożartował. - Obrzucił ich przenikliwym wzrokiem i zagaił: - Ja też siedziałem. W Dachau - wspomina Tadeusz Bednarski. - Dostał za to gromkie brawa. I już miał tych ancymonów po swojej stronie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?