Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupscy podróżnicy mogli podzielić los Titanica

Marcin Barnowski [email protected] tel. (059) 848 81 00 Fot. Archiwum uczestników wyprawy
Dowódca wyprawy Mieczysław Mielnik odstresowywał się po żegludze wędrując po wulkanicznych szczytach na Azorach
Dowódca wyprawy Mieczysław Mielnik odstresowywał się po żegludze wędrując po wulkanicznych szczytach na Azorach
Słupscy żeglarze mieli przygody na Oceanie Atlantyckim.

A gdy już szczęśliwie go pokonali, Francuzi chcieli pociąć im łódkę, niedaleko Danii złapał ich sztorm, a w Ustce dopadły ich świeżo wprowadzone opłaty portowe.

Około 10 tys. kilometrów przepłynęłi żeglarze dowodzeni przez Mieczysława Mielnika ze Słupska na jachcie Grizzly. Jacht ma 12 metrów długości. Wcześniej, od lat 80., służył na jeziorze Michigan do szkolenia kadetów z US Navy. W Chicago wyszukał go Józef Majowski. Kupił łódź i skrzyknął kilku śmiałków, by przeprowadzić ją z USA do Ustki. Wśród nich znaleźli się dwaj mieszkańcy Słupska i jeden człuchowianin.

W czasie rejsu amerykańskiemu weteranowi kilkakrotnie groziło unicestwienie.

- Na Atlantyku spotkaliśmy się z górą lodową. W lecie na tej szerokości geograficznej w ogóle nie powinno jej być! – opowiada kapitan Mieczysław Mielnik, dowódca wyprawy. – Ale była, a świadomość, że mogą być kolejne, powodowała, że bardzo pracowała nam wyobraźnia. Zwłaszcza w nocy i w czasie przepływania przez mgły.

Jacht nie ma radaru, więc żeglarze zdani byli tylko na własny wzrok. Zderzenie z tego typu przeszkodą oznaczałoby totalną katastrofę, w mikroskali podobną do tej, jaka spotkała w 1912 roku słynny brytyjski transatlantyk.

Ale najgorsze było to, co spotkało nas już po dopłynięciu do Europy – wspomina M. Mielnik. – Zatrzymała nas francuska Straż Wybrzeża. Podejrzewała, że przewozimy narkotyki. Przetrzepali nam cały jacht, nurkowali nawet i sprawdzali, co jest pod kilem. W końcu chcieli przecinać kadłub. To byłby kres jachtu. Ochłonęli jednak w końcu i pozwolili płynąć dalej.

Ostatni etap podróży, z Danii do Ustki, żeglarze pokonali w sztormowych warunkach w niespełna dobę. Dosłownie przygnał ich nad Słupię bardzo silny, zachodni wiatr.

Tutaj jednak spotkała ich niemiła niespodzianka. Okazało się, że podczas ich nieobecności dyrektor Urzędu Morskiego w Słupsku wprowadził opłaty portowe od jachtów. Właściciel Grizzlego musi więc płacić za każdy dzień postoju w Ustce jednostki zarejestrowanej w USA 11 euro.

- Fakt: w Nowym Jorku płaciliśmy za postój 100 dolarów za dobę, a we Francji 36 euro, ale na Azorach opłata wynosiła mniej niż 10 euro – porównuje kapitan Grizzlego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza